Początek to w zasadzie jeden wielki zbieg. Pierwszy kilometr pokonałem w czasie 3:45 min. Drugi był tylko o sekundę wolniejszy. 5 km zrobiłem w czasie 19:27 min – chyba nieco za szybko. Zaraz za minięciem maty z pomiarem czasu przybiłem piątkę z Agnieszką Gortel-Maciuk. Pamiętam, że zapytała dlaczego biegnę sam. Dopiero wtedy sobie uświadomiłem, że popełniam błąd. Lepiej przecież biec w grupie i co chwilę się wymieniać, niż samemu przecinać wiatr.
Od 4 do 11 km biegliśmy wzdłuż Zbiornika Kuźnica Warężyńska. Punkt z wodopojem pojawił się gdzieś na jego końcu. Wtedy po raz pierwszy zwolniłem do szybkiego marszu. Chciałem się w spokoju napić, a także na chwilę odetchnąć. Kilka łyków wody i bylem z powrotem na trasie. Dychę zrobiłem w czasie 40:41 min.
Kolejne kilometry pokonałem w 4:25-4:30 min/km. Nie czułem ani siły, ani ochoty na dalszy bieg. Myślami bylem już na mecie.
Na 16 km pojawił się ostatni punkt z wodą. Kolejny raz przeszedłem do marszu. Izotonik, kawałek banana i żel popity wodą – mogłem pobiec dalej.
Na 17 km wyrosło to coś:
Na zdjęciu nie wygląda to tak tragicznie. Musicie uwierzyć na słowo, że ten krótki, acz treściwy podbieg, zrobił wrażenie nawet na starych wyjadaczach. Zacisnąłem zęby i pokonałem go machając energicznie rękami. Kolejne (mniejsze) podbiegi znajdowały się przede mną.
Po około kilometrze dostałem się na Aleję Marszałka Jóżefa Piłsudskiego, a następnie na ul. Królowej Jadwigi – długą prostą z podbiegiem, który prowadził mnie w okolice mety.
Na jej końcu zaczęły się szybkie i krótkie skręty. To w lewo, to w prawo. W oddali było już słychać spikera, który odczytywał nazwiska wbiegających na metę zawodników.
Cóż mogło się pojawić przed ostatnią prostą? No jasne, że podbieg! Jeszcze nigdy nie rozpoczynałem finiszu biegnąc pod górę. Nie ukrywam, że było to ciekawe doznanie.
Ostatni zakręt i krótka prosta.
Meta!
Wynik: 1:32:49
Otrzymałem medal i tak jak stałem, tak sobie usiadłem. Chwilę trwało zanim do siebie doszedłem. Było ciężko.
Jak oceniam bieg?
Niezmiernie się cieszę, że udało mi się w nim w ogóle wystartować. Serio! Bieg musiałem skreślić kilka dni wcześniej. Byłem przekonany, że nic z tego nie będzie, a tu taka niespodzianka.
Trasa jest nieco zdradziecka. Początek to długi zbieg, który kusi, aby rozwinąć na nim pełną prędkość. Dałem mu się ponieść i popełniłem błąd robiąc pierwsze 2 km w okolicy 3:45 min/km. Większość trasy prowadzi wzdłuż zbiorników wodnych. Na początku wokół wspomnianego już Zbiornika Kuźnica Warężyńska, a następnie Pogoria III. Jeżeli pogoda byłaby z gatunku tych bardzo wietrznych, to w tamtym rejonie byłoby to odczuwalne.
Od strony organizacyjnej nie można się do niczego przyczepić. Wszystko przebiegło sprawnie. Trasa była dobrze oznaczona, a doping pojawił się tam, gdzie był najbardziej potrzebny. Jako ciekawostkę dodam, że organizator na czas biegu stworzył punkt przedszkolny, w którym biegacze mogli zostawić swoje dzieci. Kapitalna sprawa. Jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałem.