Pech chciał, że im bliżej było do rozpoczęcia zawodów, tym mniej chmur było na niebie. Po jakimś czasie wszystkie zniknęły. Wtedy to udało mi się spotkać z Marcinem Dulnikem z bloga Dulnik Biega (dulnikbiega.pl). Mieliśmy to zrobić już rok temu, w trakcie maratonu w Pradze. Niestety wtedy jakoś nie wyszło. Było więc co nadrabiać.
No właśnie. Przed wyjazdem do Ołomuńca zamierzałem pobiec w okolicy 1:35-1:40 h. Na pewno nie chciałem powtórzyć błędów z przed roku kiedy to, nie bacząc na warunki atmosferyczne, ruszyłem na hurrra w tempie 4:11 min/km. Po jakichś 30 min było pozamiatane – spacer przerywałem sobie lekkim truchtem, który trwał do samej mety.
W trakcie rozmowy z Marcinem dowiedziałem się, że będzie on pacemakerem dla Natalii, która chciała złamać 1:35 h. Od razu wyraziłem chęć pomocy. Czułem jednak, że i dla mnie to tempo może być zbyt mocne. Cienia na trasie jest niestety jak na lekarstwo. Przy bezchmurnym niebie i z temperaturą znacznie powyżej 30 stopni Celsjusza, Ołomuniec nie sprzyja poprawianiu życiówek. Łatwiej jest się opalić. Mimo wszystko spróbować zawsze warto.
Przed 19:00 weszliśmy do strefy B, a kilka chwil później byliśmy już na trasie. Charakterystyczny utwór, pierwsze oklaski i rozświetlona promieniami słońca ulica. Zaczęło się! Magio trwaj.
W początkowej fazie staraliśmy się nie zgubić wśród tłumu. Na bieżąco kontrowaliśmy tempo i siebie nawzajem. Pierwszy kilometr zrobiliśmy w 4:39 min, kolejny już o 8 sekund szybciej.
Biegło mi się bardzo dobrze. Rozmawialiśmy na miliard różnych tematów. Komentowaliśmy także sznur kibiców, którzy pomimo trudnych warunków, ciągnął się przez całą długość trasy. Marcin z Natalią byli tym faktem miło zaskoczeni. Ja wiedziałem czego się spodziewać. Mimo wszystko przeżywałem to tak samo intensywnie, jak oni.
No właśnie, czego bym nie napisał, to i tak nie oddałbym atmosfery tego biegu. Poruszałem ten wątek chyba z miliard razy. Czas aby poruszyć go ponownie. Kibice w Ołomuńcu to najlepsi kibice na świecie! Serio. Znacznie ponad 30 stopni Celsjusza, a oni nie dość, że stoją w słońcu, to jeszcze klaszczą i żywiołowo dopingują. Wszyscy – jak jeden mąż i jedna żona. Tego naprawdę nie da się z niczym porównać. Wrażenie jest niesamowite. Są biegi, na których czujesz się jak persona non grata – kierowcy, czekając na przejazd, częstują Cię serdecznym fakiem. Są też takie, którymi żyje całe miasto. Ołomuniec zalicza się do tej drugiej grupy. Mało tego! On stoi na pierwszym stopniu podium.
Niesieni falą dopingu trafialiśmy na kolejne punkty z wodą i przebiegaliśmy pod kolejnymi zraszaczami. W Ołomuńcu postarali się o to, że nawet krople były jakby większe. Kilka wizyt pod zraszaczami i człowiek wyglądał, jakby właśnie się wynurzył z jeziora i postanowił sobie pobiec.
Nasza współpraca przebiegała bez żadnych zakłóceń. Podawaliśmy sobie kubki i gąbki z wodą. Z czasem jednak rozmów było jakby mniej. Spojrzałem na tętno, a tam wynik w okolicy 184, 185 unm. To było gdzieś na 5,5 km. Pamiętam, że oznajmiłem wtedy współtowarzyszom, iż podejmuję męską decyzje: zwalniam. Dosyć nieznacznie, ale jednak. Powiedziałem, że nie chcę, aby powtórzyła się sytuacja z przed roku, gdy metę mijałem na skraju wycieńczenia. Życzyłem im powodzenia. Szczególnie Natalii, bo to ona tego wieczora walczyła o złamanie 1:35 h.
7 komentarzy
Święte słowa, tak było – świetna relacja Marku. Się zastanawiam czy w tym upale, który opisujesz w poprzednich relacjach to ja bym się zmieścił w limicie 😉
Dzięki 🙂
Wbrew pozorom, rok temu było… jeszcze cieplej. Powietrze można było kroić siekierą. W tym roku to była istna bryza znad morza 😉
Super jest przeczytać o biegu, w którym brało się udział, ale widzianym innymi oczyma 🙂 Do zobaczenia znów na kolejnych zawodach !
No oczywiście, że musimy się spotkać. Przy okazji będzie możliwość spłaty długu, który urósł w jednej z czeskich knajp 😉
Kusi mnie ta Regatta 1/2 Maraton Babia Góra. Szczególnie po Waszych wspólnych relacjach. W przyszłym roku postaram się ją z Wami zrobić.
A może wcześniej ? 12 sierpnia pobiegnę „Chudego Wawrzyńca”, biegniemy we dwóch z kumplem, a pokój w okolicach Rajczy mamy…. 3-osobowy 🙂 jakby co 🙂
Dzięki za propozycję.
Wtedy akurat będę się urlopował nad polskim morzem. Będę za Was trzymał kciuki między rozbijaniem parawanu, a kolejnym piwem z sokiem pitym przez słomkę 😉
Dobrze, to ja między 40 a 50 km pomyślę jak pijesz to piwo za parawanem nad wodą, zwłaszcza jak będzie u mnie upał 🙂 ale będę już po urlopie, więc mam nadzieję pełen sił do zmierzenia się z Chudym 🙂