Półmaraton w Ujściu nad Łabą był piątym biegiem zorganizowanym przez RunCzech, w którym wziąłem udział. Do tej pory trzykrotnie odwiedziłem Ołomuniec, a raz byłem w Pradze. Wszystkie zawody były przygotowane na równie wysokim poziomie. Emocji po przekroczeniu mety było tak wiele, że spokojnie mógłbym je rozdzielić na kilka różnych biegów. Tego samego oczekiwałem od połówki w Ujściu nad Łabą. Uprzedzam, że, to co teraz napiszę nie wniesie żadnego powiewu świeżości – znowu było równie genialnie. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że kto jak kto, ale Czesi to potrafią organizować biegi. Jeżeli chcecie poczuć atmosferę imprezy na iście światowym poziomie, to wcale nie musicie daleko szukać. Wystarczy pojechać na południe, przekroczyć granicę Republiki Czeskiej i wybrać któreś z pięciu miast, w którym rozgrywane są zawody. Gwarantuję Wam, że będziecie chcieli tam wrócić.
Do Ujścia nad Łabą ruszyłem skoro świt w przeddzień zawodów. Przede mną była ponad 500 km podróż. Na papierze wszystko wyglądało idealnie. Długo „A czwórką”, a potem Drezno i ostry zakręt w lewo. Pech chciał, że najpierw stanąłem w godzinnym korku, a później okazało się, że autostrada została zamknięta. Asfalt zamienił się w bruk. Zwiedziłem kilka wiosek i po kilkudziesięciu kilometrach znowu mogłem rozpędzić samochód. Zamiast pięciu godzin, w aucie spędziłem ponad siedem. To było jednak mało istotne. Najważniejsze, że dojechałem na miejsce, zaraz pójdę zwiedzać miasto, a później po pakiet.
Zacząłem właśnie w takiej kolejności. Było pochmurno, więc spodziewając się deszczu, EXPO odłożyłem sobie na późniejszą porę. Ruszyłem w kierunku pałacyku Větruše, który góruje nad miastem. Widziałem na kilku zdjęciach, że można tam liczyć na niezły widok. Przedarłem się przez kilka skrzyżowań, pod wiaduktem znalazłem wąską drogę i powoli zacząłem się na nią wdrapywać. Kilka chwil później odkryłem, że równie dobrze mogłem tam wjechać kolejką z pobliskiego centrum handlowego.
Widok rzeczywiście był wart wspinaczki. Miałem to szczęście, że nikt nie wpraszał mi się w kadr. W zasadzie nie było tam nikogo poza mną. Kilka zdjęć później wsiadłem do wspomnianej kolejki, która zwiozła mnie na dół. Zamek zaliczony. Nadszedł czas na EXPO.
Biuro zawodów mieściło się w budynku centrum kultury. Od razu zdziwiła mnie jedna rzecz – brak tłumu. Prawdopodobnie większość osób odebranie numeru zostawiła sobie na dzień zawodów.
Osoby, które liczyły na sporą ilość stoisk z odzieżą do biegania, bądź z jakimiś suplementami – mogły się zawieść. W budynku znalazłem tylko dwa stoiska. Więcej znajdowało się na placu w centrum miasta, ale nie była to jakaś powalająca liczba.
Co było w pakiecie?
Standardowo: numer startowy z chipem, a także magnez w saszetkach, ulotki i okolicznościowa torba. Znowu dowiedziałem się, że jestem piękny.
Ruszyłem do hotelu, w którym ze zmęczenia padłem na twarz.
9 komentarzy
Cześć,
fajna relacja. Mieliśmy okazję zamienić dwa zdania przed startem. Beg super, no i udało mi się poprawić o półtorej minuty życiówkę 🙂 Byłem parę sekund przed Tobą 1:40:34. Pozdrawiam
Adam (ziko303)
Pamiętam 🙂 Fajnie było się spotkać.
Czytałem Twój wpis na forum bieganie.pl.
Super! Gratuluję nowej życiówki. Trasa wydawała się pofalowana, ale chyba rzeczywiście sprzyjała poprawianiu PB.
Gratuluję i startu i tradycyjnie świetnej relacji 🙂
Dzięki! 🙂
Ołomuniec już masz w kolekcji. Czas na pozostałe 😉
No i znowu Ci się włączył tryb: wąż kusiciel 🙂 Że palcem nieodzianym nie pokażę dzięki komu (między innymi) startuję w 1/2 na Silesii 😉
Tym biegiem stresuję się teraz najbardziej na świecie!
Pacemaker na 4:00 h.
Po co mi to było… :/
Bo jesteś dobrą duszą, dzięki Tobie tacy jak ja zobaczą na zegarze na mecie magiczną trójkę z przodu 🙂 Ja to żałuję, że akurat w całości nie biegnę, ale połówce, cóż, może jeszcze kiedyś będziesz też robił dobre uczynki 🙂
I znowu świetna relacja 😀 zachęciłeś nas, aby kiedyś tam pobiec!
Pozdrawiamy, Rodzinka Biega
Dzięki! 🙂
Musicie się tam pojawić. Najbliższej polskiej granicy jest Ołomuniec. Warto od niego zacząć.