Na każdym z punktów z odżywianiem chwytałem kubek z wodą, izotonik, a na końcu gąbkę, której zawartość lądowała na mojej głowie i karku.
Ostatni most i w niedługim czasie wbiegliśmy na drogę szybkiego ruchu. Na tych kilku długich prostych wbrew pozorom również stali kibice. To był moment, w którym można było chwilę odpocząć od nadmiaru wrażeń.
10-ty km pokonałem 44:37 min. Średnie tempo wynosiło poniżej 4:30 min/km.
Gdzieś w połowie trasy, na pierwszym większym podbiegu, jeden z kibiców siedział w dziecięcym baseniku. Na głowie miał meksykańską czapkę, a w dłoni trzymał szampana.
Spojrzałem mu głęboko w oczy, a ten spojrzał w moje. Podał mi butelkę, a ja wziąłem łyk. Okoliczni kibice przyjęli to se sporym entuzjazmem. Podziękowałem i kontynuowałem podbieg. Jeszcze nigdy nie robiłem tego mając w ustach posmak wina musującego.
Z prawej strony pojawił się staw, a w tle wysoki komin. W kadrze miałem zupełnie inne obiekty, niż jeszcze kilkanaście minut wcześniej.
Ostry zakręt, rondo i znowu biegłem po dwupasmówce. Niestety zbliżałem się do końca.
16-ty km był moi najwolniejszym – zrobiłem go w 4:51 min. Z tym, że było to w okolicy punktu z wodą. Chwyciłem kubek, by po kilkudziesięciu metrach stanąć przed namiotem jednego z zespołów. Stałem przed nimi, patrzyłem jak grali i piłem izotonik. Gdy kubek był pusty, podziękowałem im oklaskami za występ i ruszyłem w dalszą drogę.
Kolejny raz tego wieczora trafiłem na ulicę Pražská. Na jej końcu pojawił się nawrót, po którym do mety pozostało niewiele ponad 3 km.
Spojrzałem na Garmina. Czas nie był najgorszy. Postanowiłem więc tego nie zepsuć. Nie robić już zdjęć, a skupić się na biegu.
Tempo zaczynało wzrastać. Z 4:46 min/km (19 km) do 4:35 min/km (20 km). 21 kilometr zrobiłem w czasie 4:25 min.
Ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonałem w tempie poniżej 3 min/km. To był sprint godny dopingu, który spotkałem na trasie!
Odebrałem piękny medal i wolnym krokiem udałem się w stronę hotelu.
To był idealnie spędzony wieczór.
Jak oceniam półmaraton?
Nie da się tego zrobić nie używając samych superlatyw. To był 7 bieg RunCzech, w którym wziąłem udział. Za każdym razem było równie perfekcyjnie. Kibice byli niesamowici. Punkty z wodą dobrze zaopatrzone, a te z muzyką – często i głośno rozstawione.
Czeskie Budziejowice, Karlowe Wary, Ołomuniec, Ujście nad Łabą i Praga – mam nadzieję, że wkrótce do tego grona dołączy kolejne miasto.
W razie czego moja Skoda w LPG jest już przyszykowana do podróży.