Kilkanaście zdjęć dalej minęliśmy oznaczenie 6, a później i 7 km.
Wbiegliśmy na długą prostą, na której końcu – tym razem po prawej stronie – znowu znalazła się Kolumna Nelsona. Poprosiłem jednego z kibiców o zdjęcie i byłem gotowy do dalszej drogi:
Ta była niestety coraz krótsza.
Nawet nie pamiętam kiedy minęliśmy 8-my km. Tyle się wokół działo.
9-ty km.
Po lewej Big Ben, a po prawej długa prosta do mety i tablica z informacją, że do końca zostało tylko 800 m.
Zwolniłem ile byłem w stanie.
Co z tego, skoro po chwili i tak pojawiło się oznaczenie 400, 200, a następnie 100 m.
Meta znajdowała się zaraz za zakrętem.
Poprosiłem o kolejne zdjęcie i kilkanaście sekund później przekroczyłem matę z ostatnim pomiarem czasu.
Co to był za bieg!
Zaraz po przekroczeniu mety, okrążyliśmy Victoria Memorial i skierowaliśmy się w stronę prostej, która oddzielała Green Park od Ogrodów Pałacu Buckingham. Najpierw otrzymaliśmy medal, a później także pozostałą część pakietu.
Byłem ciekawy przede wszystkim tego, jak prezentuje się koszulka. No i miło się zaskoczyłem.
Jako ciekawostkę podam, że chipy trzeba było zwrócić. Pomagali w tym wolontariusze, którzy odcinali je obcęgami.
Jak oceniam Vitality London 10,000?
Bieg organizowany jest przez tę samą ekipę, która organizuje Virgin Money London Marathon. W skrócie – znają się na rzeczy i robią to perfekcyjnie.
Trasa prowadzi przez najbardziej reprezentacyjne ulice Londynu. Domyślam się, że ciężko byłoby z niej jeszcze więcej wycisnąć. W końcu to tylko 10 km.
Na początku obawiałem się o to, czy na wąskich ulicach nie dojdzie do sytuacji znanych z londyńskiego maratonu – momentami było tak tłoczno, że musiałem przechodzić do szybkiego marszu. Tym razem nic takiego nie miało miejsca. Dużą rolę odegrały w tym 10-minutowe odstępy pomiędzy poszczególnymi falami. Dzięki temu te blisko 20 tys. biegaczy nie deptało sobie po piętach.
W trakcie biegu zagrało wszystko – pogoda, kibice i punkty z muzyką. Szczególnie tą, która grana była na żywo.
Londynie – mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Vitality London 10,000 to jeden z tych biegów, które warto powtórzyć.