Choć poruszaliśmy się wtedy w ścisłym centrum Katowic, dopingu było jak na lekarstwo. Tak w zasadzie przez cały półmaraton klasnęło nam z 12-13 osób (nie licząc okolicy starty i mety). Nie było punktów z muzyką ani z jakimś zorganizowanym dopingiem. W zamian za to cisza i spokój.
Dotarliśmy na ulicę Warszawską, na której pojawił się nawrotka. Do mety pozostały mniej niż 2 km.
Spojrzałem na Garmina i wiedziałem, że jest dobrze.
Mieliśmy minutę zapasu.
Kilka zakrętów w prawo i w lewo i ponownie znaleźliśmy się koło Spodka.
Zwolniliśmy i zaczęliśmy jeszcze mocniej dopingować biegaczy.
Wystawiłem dłoń i zacząłem przybijać piątki finiszującym zawodników. Motywowałem ich do wykrzesania z siebie dodatkowej porcji energii.
Ponownie obróciłem się w stronę mety.
Po jej minięciu podziękowałem Kasi za bieg. Otrzymaliśmy także podziękowania od osób, które towarzyszyły nam przez blisko 2 h.
Odebrałem izotonik, piękny medal i skierowałem się w stronę biura zawodów, gdzie oddałem flagę.
Jak oceniam drugą edycję Wizz Air Katowice Half Marathon?
Na pewno na ogromny plus zasługuje przesunięcie godziny startu z 10:00 na 8:30. Pogoda w trakcie tej połówki zawsze jest taka sama. Nawet gdyby kilka dni wcześniej było -14 stopni Celsjusza, w dzień biegu zawsze jest powyżej 30 kresek na plusie.
Fajnie prowadzono komunikację z mediach społecznościowych. Strona w przejrzysty sposób tłumaczyła co, gdzie i kiedy.
Uważam, że nowa trasa jest równie ciekawa, jak ta pierwsza. Było centrum Katowic i Dolina Trzech Stawów, gdzie na chwilę można odetchnąć od zgiełku miasta, Momenty, które były równie wymagające, co satysfakcjonujące.
Niestety, nie wszystko zagrało tak, jak powinno. Czas na – mam nadzieję – konstruktywną krytykę. Poniżej zamieszczam kilka uwag.
Sporym minusem był brak oznaczenia trasy. Jak dla mnie jest to sytuacja niedopuszczalna. Szczególnie jeżeli jest to bieg o takiej randze. Wiecie, połówki z atestem w centrum aglomeracji.
Trasa była niestety niedostatecznie przygotowana. Przez wiele kilometrów, na środku jezdni, ciągnęły się barierki. Gdyby stały jedna przy drugiej, to byłoby ok. One były jednak od siebie oddalone o kilkanaście metrów. Spowodowało to, że wśród tak sporej grupie biegaczy, nie zawsze można je było w porę dostrzec. Wystarczyła chwila nieuwagi, a można się było na nie nadziać. Domyślam się, że pierwotnie miały zostać ze sobą połączone taśmą. Niestety nie były. Sam kilka razy ratowałem tych, którzy nieświadomie biegli wprost na nie. Pamiętam, że z Kasią wielokrotnie krzyczeliśmy „Barierka!”, aby dać znać pozostałym o przeszkodzie.
Punkty z wodą były zbyt krótkie. Szkoda, że nie zawsze znajdowały się po obydwu stronach drogi. Wolontariusze robili co mogli, ale nie byli w stanie obsłużyć na bieżąco wszystkich biegaczy. Niejednokrotnie dochodziło do sytuacji, w których, aby dostać kubek wody, trzeba było najpierw poczekać, aż zostanie ona rozlana. Dla tych, którzy i tak zamierzali zrobić sobie tam pauzę, to żaden problem. Gorzej z tymi, którzy nie zamierzali zwalniać i walczyli o jakiś dobry czas.
Na medalu wyczytałem, że „Biegniemy przez serce śląska”. Jeżeli chodzi o doping, to wymaga ono chyba długiej reanimacji. Na trasie zabrakło kibiców, muzyki, zorganizowanych grup dopingu. Czegokolwiek, to mogłoby zagrzać do dalszej walki. No i tak biegliśmy przez centrum Katowic, a wydawało się, że poruszamy się jakimiś peryferiami. To oczywiście nie jest wina organizatora. Ciężko wymóc na nim, aby kibice ustawili się od pierwszego, do ostatniego kilometra. Ale może jakiś DJ? Tak co 5 km? Byłoby wybornie.
Nadal uważam, że połówka Wizz Air w Katowicach ma ogromny potencjał. Z tego co widzę, bieg się przyjął. Pod wpisami na FB pojawiło się wiele pochlebnych komentarzy.
Ja wiem, że fajnie się to pisze, ale… większy budżet, jeszcze większa liczba wolontariuszy, muzyka na trasie i za rok to może być jedna z lepiej zorganizowanych połówek w Polsce.
Jakby co, to ponownie melduję się jako zając na 1:50 h.
Tylko tym razem smaruję kark wazeliną.