W Teście Coopera brałem udział tylko raz w życiu – było to w maju 2015 r. Pamiętam średnie tętno w okolicy 192 unm i zakwasy, które czułem nawet w oczodołach. W ciągu 12 minut udało mi się pokonać dystans 3180 m, co w moim przedziale wiekowym oznaczało bardzo dobry rezultat.
Lata mijały, a Test Coopera jakoś nie był mi po drodze. Gdy dowiedziałem, że na stadionie AWF w Katowicach grupa Night Runners Katowice będzie organizowała 10 edycję, nie wahałem się ani przez chwilę.
Nadludzki wysiłku – nadchodzę!
Na czym w ogóle polega ten test? Reguły są niezwykle proste. Ustawiasz się na stadionie, a po strzale startera biegniesz co sił w nogach. Robisz to dokładnie przed 12 minut. Dopiero po tym czasie możesz kulturalnie splunąć, zgiąć się w pół i dochodzić do siebie przez dłuższą chwilę.
Im więcej przebiegniesz – tym lepiej.
Tyle w temacie.
Tegoroczny test odbył się w sobotę 17 marca 2018 r. Prawdę mówiąc nie byłem pewny czy w ogóle się odbędzie. Wszystko przez pogodę. Po kilkunastodniowym ociepleniu znowu nastała zima. Temperatura odczuwalna śmiało schodziła poniżej -10 stopni Celsjusza. Dodatkowo w planach był wiatr i możliwe zamiecie śnieżne. Czy można sobie wymarzyć lepszą pogodę na test czegokolwiek?
W okolice stadionu dotarłem na godzinę przed biegiem. Miałem opory przed tym, aby w ogóle wyjść z rozgrzanego samochodu. I słusznie. Porywisty, arktyczny wiatr spowodował, że ostatecznie zdecydowałem się to zrobić zaledwie 30 min przed biegiem. Sprawdziłem stan nawierzchni, przywitałem się z kilkoma znajomymi, po czym wbiegłem z powrotem do samochodu z pytaniem: „Po co ci to synu?!?”.
Nasza grupa miała ruszyć punktualnie o godz. 12:00. Jakieś 10 minut przed tym czasem, poszedłem odebrać swój numer startowy. Właśnie wtedy jeden z namiotów postanowił polecieć w powietrze odsłaniając przy tym ciemne, gęste chmury.
W ramach rozgrzewki zrobiłem kilka okrążeń i już miałem dosyć. Na jednym z wiraży wiatr po prostu chciał oderwać głowę od reszty ciała. No nic, jak już się tam pojawiłem, to przynajmniej postaram się dać z siebie wszystko.
Wybiło południe.
Ruszyliśmy!
Bieżnia o dziwo nie była śliska. Nie miałem więc problemów ze znalezieniem przyczepności. Zaczęła się walka z czasem, zmęczeniem i tętnem, które z każdą sekunda stawało się coraz bardziej nieznośnie.
Pierwszy kilometr zrobiłem w 3:28 min.
Starcie z wiatrem kosztowało mnie coraz więcej energii. Na coraz dłużej zamykałem oczy. W międzyczasie do perfekcji opanowałem zaciskanie zębów i nerwowe spoglądanie na Garmina.
Pierwsze 5-6 minut minęło bardzo szybko. Problem zaczął się po minięciu 2-ego km, który pokonałem w 3:47 min. Wtedy czas jakby stanął w miejscu.
Zacząłem słabnąć. Z tempa 3:40 min/km, zwolniłem do ok. 4:00 min/km. Czas powoli dobiegał końca. Garmin oznajmił, że minąłem 3-ci kilometr. Wreszcie!
Została ostatnia minuta. Przyspieszyłem do 3:50 min/km. Mało co pamiętam z tego okresu swojego życia. Wiem, że byłem powyginany z bólu i zmęczenia. Mimo wszystko nadal się poruszałem i mocno walczyłem o jak najlepszy wynik.
12:12 -> werbung ende!
Tak jak stałem, tak uklęknąłem i zgiąłem się w pół. Chwilę trwało zanim wróciłem do żywych. Podszedł do mnie Mateusz – jeden z organizatorów – który zmierzył przebyty przeze mnie dystans.
Dotarłem do namiotu, w którym porwałem muffinę, kilka ciastek i gorącą herbatę. W tamtej chwili, do szczęścia nie potrzebowałem niczego więcej. Byłem spełnionym człowiekiem.
Po chwili odebrałem dyplom.
Przed 12 minut udało mi się przebiec 3140 m. To nadal znakomity wynik w moim przedziale wiekowym. To nadal 40 m. mniej, niż wynik z przed 3 lat, ale… warunki atmosferyczne zrobiły co mogły, aby skutecznie uprzykrzyć życie wszystkim biegaczom.
Wiem, że tego dnia dałem z siebie wszystko i na nic więcej nie było mnie stać. Nie przy tym mrozie i nie przy tym wietrze.
Po odebraniu dyplomu okazało się, że mogę wziąć jeszcze udział w losowaniu nagród. Wybrałem numer 16 i otrzymałem odblaskową kamizelkę z logiem Katowic.
Organizację Testu Coopera oceniam w samych superlatywach. Tym bardziej biorąc pod uwagę tak niewdzięczne warunki atmosferyczne. A propos atmosfery – ta była iście rodzinna. Dodam, że test był bezpłatny.
Jeżeli chcecie zbliżyć swoje ciało do granic swoich możliwości i dysponujecie 12 minutami, Test Coopera będzie idealnym rozwiązaniem.
Polecam!
[zdj. główne do tekstu – Maciej Kicun]
2 komentarze
Podziwiam Cię za udział w tych warunkach i jak zwykle jesteś dla mnie półbogiem prędkości, pewno skoligaconym z Hermesem. Potrafisz pisać, oj podczas czytania moje astmatyczne płuca zaczęły palić, jak podczas ostatniego mojego zimowego treningu na stadionie 😉
Półbogiem – ja yhy!
Co do relacji to rzeczywiście. Kiedyś w życiu bym się nie spodziewał, że potrafię coś sklecić z 12 biegania po owalu :/