Maraton.
Do Japonii przyleciałem z gorączką rzędu 37,7 stopni Celsjusza. Nie wiem czy to właśnie przez gorączkę, czy dosyć sporą wilgotność i deszczową pogodę, ale przez większość czasu było mi niesamowicie zimno. Tokio przemierzałem w koszulce termicznej z długim rękawem, swetrze, bluzie z kapturem i softshellu, a i tak odczuwałem spory chłód.
W dzień maratonu nie było lepiej. Od rana padał delikatny deszcz, a temperatura oscylowała wokół zera. Ubrałem się, zjadłem banana (o które w Japonii jest dosyć ciężko) i dojechałem na start dwoma liniami metra. Na początku pokonałem strefę bezpieczeństwa, gdzie zajrzano mi do torby i przyklejono na niej naklejkę „Security checked”. Poszedłem w ustronne miejsce, aby się przebrać w strój startowy. Pamiętam, że stanął koło mnie pewien Japończyk. Na moje oko mający około 50 lat. Wyglądał jak właściciel świetnie prosperującej firmy z najnowszym modelem Lexusa w garażu. Spoglądam w jego stronę i widzę, że chowa coś do torebki z motywem Hello Kitty. Pomyślałem, że może to talizman od dziecka/wnuka. Że zaraz go schowa i wszystko będzie ok. Zabrałem się za przebieranie. Po jakimś czasie odwróciłem się w jego kierunku, a moim oczom ukazał się z 50-letni facet ubrany w białe rajstopy i różową sukienkę… Już wtedy wiedziałem, że czeka mnie mocna życiówka!
Właśnie z tego słynie japoński maraton – przebierańców jest tutaj więcej, niż gdziekolwiek indziej. Ci sami Japończycy, którzy przysypiają w wagonach metra, na maratonie pokazują swoje drugie oblicze, skrywane na co dzień pod drogim garniturem. Po drodze mijało mnie wiele dziwnych istot. O człowieku bananie nie wspomnę, bo wyglądał on przy nich wszystkich tak zupełnie zwyczajnie. Byli samurajowie, faceci przebrani za dziewczynki, dziewczynki przebrane za facetów. Były postacie z kreskówek, filmów i takie, które jest mi ciężko opisać, gdybym miał na policji wykonać portret pamięciowy.
Z armat wystrzeliły konfetti, w tle doniosłym tonem śpiewał męski chór. Rozpoczął się maraton, do którego przygotowywałem się od kilku miesięcy. Nadal nie mogłem uwierzyć, że to wszystko stało się faktem.
Jaki był plan na bieg? Do Tokio przyleciałem z życiówką z Berlina z 2013 r., która wynosiła 3:49:09. Od kilku tygodni myślałem o tym, aby za wszelką cenę nie walczyć o lepszy czas. Miałem plan, aby zmieścić się w 4 h. Cieszyć się biegiem i przede wszystkim się nie przeforsować. Z powodu błędnych decyzji (przede wszystkim za sprawą zbyt szybkiego tempa), wielokrotnie kończyłem maraton gdzieś na 26 km i do mety musiał już spacerować. W Tokio nie chciałem tego powtórzyć. Po raz pierwszy nie zrobiłem sobie żadnej tabelki z międzyczasami. Zamierzałem biec opierając się na wynikach pomiaru tętna. Nie chciałem, aby było wyższe niż 170 i tego się trzymałem
Pierwsze 5 km pokonałem w czasie 26:33. To właśnie na tym odcinku porzuciłem bluzę i wyeksponowałem polskie godło na koszulce. Chłód już się nie liczył. Liczyło się to, że właśnie biegnę w Tokio!
Profil trasy na początku może rozpieszczać. Jest z górki i w miarę szybko. Postanowiłem więc od razu przyspieszyć. To co nadrobię teraz, zapewne stracę później. Kolejne kilometry pokonałem w następujących czasach:
12 komentarzy
Gratuluję i podziwiam. Sam biegam od niedawna i szykuję się do pierwszego startu w maratonie, a takie wpisy pokazują mi, że zaraziłem się fajną pasją jaką jest bieganie. 🙂
Też kiedyś zaczynałem 🙂 Oczywiście! jeżeli czerpiesz z tego frajdę, to trwaj w tym. Jeszcze nie jedna przygoda przed Tobą 😉
Gratulujemy sukcesu! Tak trzymaj! Pozdrowienia z Myślenic!!!
Dzięki! 🙂
Marek, świetna relacja. I jescze raz gratuluję nowej życiówki.
A pomidory – są bogate w potas, może organizatorzy innych maratonów powinni wziąć przykład z Tokijczyków? 🙂
Zgadzam się z Tobą w kwestii ich wartości odżywczych 🙂 W biegu czasami ciężko sobie poradzić ze sprawnym jedzeniem. Pomidory w skórach nieco mnie przeraziły 🙂
A jesz je bez skóry???????
Oczywiście, że w skórach 😉 Ale w biegu najlepiej konsumować wszystko co łatwo pogryźć i połknąć. Konsystencja banana jest idealna. Z pomidorem jest już chyba trudniej 🙂
😀 Już myślałam, że obierasz pomidorki 😛
Marek, świetna relacja. I jescze raz gratuluję nowej życiówki.
A pomidory – są bogate w potas, może organizatorzy innych maratonów powinni wziąć przykład z Tokijczyków? 🙂
suuuper!!!! http://www.runthenewyork.pl tam moja relacja z NYM :))
Już się zabieram za czytanie! 🙂