Po chwili otrzymuję smsa o następującej treści:
1:29:55!
Cholera jasna! Poniżej półtorej godziny!
Zająłem 296 miejsce. Byłem przedostatnią osoba wśród 3247 biegaczy, której udało się złamać 1:30 h.
Trudne warunki, wymagająca trasa, kolka, itepe, itede, a tutaj taki czas! Do wyniku powyżej 1:29:59 brakowało mi tylko 5 sekund. Z jednej strony miałem niesamowite szczęście, bo czymże jest 5 sekund na dystansie półmaratonu? Wolniejszym złapaniem kubka na punkcie z odżywianiem? Krótszym krokiem na podbiegu? Chwilowym zmniejszeniem tempa? Prawda jest taka, że naprawdę niewiele brakowało mi, abym do domu wrócił jako wielki, kilkusekundowy przegrany.
Co teraz?
Sam do końca nie wiem. Zdaje się, że w półmaratonie powoli zbliżam się do granicy, której raczej nie będę już w stanie przekroczyć. Łatwo jest zejść z 2 h do 1:45 h. A co powiecie na zejście z 1:29 h np. na 1:25 h? To już zupełnie inna bajka. Każda sekunda jest wtedy na wagę złota i poprawienie czasu wymaga wielu treningów.
Jak oceniam półmaraton?
Bardzo pozytywnie. Wiem, że były kolejki przy depozycie, ale z tego co zauważyłem, organizator uderzył się w piersi i przeprosił. Brakowało mi toalet koło parkingu przed stadionem. 2 kabiny marki TOI-TOI i byłoby idealnie.
2 komentarze
świetnie! gratuluję! fajnie, że Kraków będzie Ci się teraz tak dobrze kojarzył 🙂
Dzięki! 🙂 Do Krakowa wracam 19 kwietnia, aby wystartować w Cracovia Maraton. Mam nadzieję, że uda się złamać 3:30 h 🙂