Samoloty pojawiły się w momencie pokonywania przeze mnie ul. Św. Wojciecha. Ta ciągnęła się w nieskończoność (poniżej znajdziecie zdjęcia z maps.google.pl). To był chyba najgorszy odcinek trasy. Konkretna nitka asfaltu bez grama cienia. Na całe szczęście w porę pojawiła się kurtyna wodna, którą zagwarantowali okoliczni strażacy. Chwała im za to!
Na każdym punkcie odświeżania więcej wody wylewałem sobie na kark i głowę, niż wprost do gardła. Biegłem z butelką, w której miałem mieszankę wody/izotonika (1:1) i to właśnie z niej korzystałem najczęściej.
Na 8 km pojawił się nawrót. Tylko i aż 7 km do mety. Najgorsze było to, że to co do tej pory było zbiegiem, stawało się morderczym podbiegiem. No i jeszcze ta nieszczęsna ul. Św. Wojciecha. Gdy biegłem po niej w przeciwnym kierunku, to wydawało mi się, że biegnę w miejscu. Scenografia jakoś nie chciała się przesuwać. Swoim przemyśleniem podzieliłem się z jednym z biegaczy. To właśnie od niego dowiedziałem się, że przed chwilą zdobyliśmy 2 medale w rzucie dyskiem. Odrzutowce? Kurtyna wodna? Medale w Chińskiej Republice Ludowej? Ile też człowiek może przeżyć w trakcie 15 km biegu.
Najlepszy moment na trasie? Ostatni kilometr, który pokonałem w tempie 3:46 min/km. Dlaczego tak szybko? Odpowiedź jest prosta: był on jednym wielkim zbiegiem i jednocześnie znakomitą nagrodą za te wszystkie męczące podbiegi. Człowiek mógł się wreszcie zrelaksować i już z daleka wsłuchiwać w mocny doping na mecie.
Ostatni zakręt, kilkadziesiąt metrów – meta!
Z wyniku jestem zadowolony. W tak gorących warunkach, świeżo po urlopie (z którego dodatkowo mam co zrzucać), nie byłem w stanie nic więcej z siebie wykrzesać. Od razu po otrzymaniu medalu wszedłem pod kurtynę wodną i stałem tam z dobrych kilkadziesiąt sekund.
Po skonsumowaniu części posiłku udaliśmy się do hali, w której udekorowano zwycięzców biegu.
Odbyło się tam również losowanie nagród wśród wszystkich uczestników biegu. Liczyłem na jakiś toster, bądź inny mikser. Niestety musiałem obejść się smakiem.
Jak oceniam bieg?
Plusy:
– bardzo dobra organizacja
– niezły doping kibiców
– niska opłata startowa (35 zł)
– brak zbędnej makulatury w pakiecie startowym
Minusy:
– godzina biegu (czy naprawdę nie da się go zorganizować o wcześniejszej porze? 16:00? w sierpniu?)
– brak toalet przy samym starcie – za każdym razem trzeba było wchodzić do pobliskiej hali
– wkładka w zupie, którą miałem przed oczami jeszcze przez kilka dni i nocy
[shareaholic app=”share_buttons” id=”10261725″]
[shareaholic app=”recommendations” id=”10261733″]
6 komentarzy
Ależ masz to HR max, nono, świetna relacja. Benedek team mnie rozwalił, komentarz do medali również, a z wkładką, to ja bym na Twoim miejscu rozpoczął hodowanie tego typu zupowych stworzeń – za klika lat, to hoho, może i jako świetna broń na teściową zostać wykorzystane 😉
Co ja bym dał za mniejsze HR max :/ Wkładka poszła do analizy. Dam znać, czy wrócą pierwsze ekspertyzy! 😉
Jeśli to była larwa obcego to pewno już skończyła analizę. Analizę badaczy 😀
Ja biegnę teraz w pko wrocław maraton, mam nadzieję że pogoda dopisze. Gratuluję wytrwałości 😉
Gratki za wytrwałość;) ja mam pierwszy maraton pko przed sobą, stres jest, ale może dam radę;)
Gdzie biegniesz? Będę trzymał kciuki! 🙂