Nic, nie było sensu się poddawać. Uśmiechnąłem się pod nosem wspominając swoje dotychczasowe spacery. Ten od 24 km w Warszawie, czy od 26 km w Łodzi i we Wrocławiu. Każdy z nich pamiętam doskonale. Człowiek chce biec, ale nie za bardzo mu to wychodzi. Największym problemem w takich sytuacjach jest jest dla mnie serce, które zapieprza ile może, broniąc się przed dalszą aktywnością fizyczną. Nie ważne, czy przechodzę do marszu, czy położę się na chwilę w okolicznych krzakach. Przez kilka sekund jest ok, ale gdy tylko zaczynam lekki trucht – wszystko wraca do normy. Przełączam się w tryb sejsmografu i tkwię w nim do samej mety. Zresztą spójrzcie sobie na poniższy wykres:
Wspomniałem o Nikiszowcu. Było mi żal, że nie udało mi się go przebiec. Doping ludzi był tam niesamowity. Nie byłem w stanie się im zrewanżować przyspieszając, bądź głośno wiwatować i przybijać wszystkim „piątki”. Tak sobie szedłem, trochę truchtałem i znowu wracałem do marszu. W ten sposób mijały mi kolejne kilometry. Jakiś plus tej całej sytuacji? Znakomita reklama dla tej oto strony! Mój napis na plecach widziało kilkaset dodatkowych zawodników, którzy bezczelnie mnie mijali.
Pokazałem Wam międzyczasy pierwszych 19 km. Chcecie wiedzieć jak wyglądała reszta drogi? Proszę bardzo:
Powoli zbliżałem się do centrum Katowic. Przede mną pojawił się jeszcze ostatni sprawdzian – podbieg w okolicach katowickiego NOSPRu. Mam nadzieję, że kiedyś wreszcie uda mi się na niego wbiec!
Przed samą metą, resztkami sił, chwyciłem dziewczynę, która z muzyką na uszach dzielnie torowała drogę karetce. Z daleka zobaczyłem Ewelinę, brata i moich rodziców. Tak, w kilku słowach, podsumowałem swoje ostatnie 4 h życia:
Według sms, który otrzymałem od organizatora, w klasyfikacji OPEN uzyskałem 666 miejsce. Pomyślałem: chociaż tyle! Okazało się, że nawet to nie było mi dane. Ostatecznie skończyłem na miejscu z numerem 667.
Przed godz. 15:00 wywołano nas na scenę i podniecenie sięgnęło zenitu.
Otwarto kopertę, z której zaczęto po kolei wyczytywać nazwiska. Moje padło jako trzecie. Okazało się, że niestety nie udało mi się wygrać wyjazdu do RPA. Pierwsze miejsce zajął Michał Gruszka, który również pochodzi z Siemianowic Śląskich.
Na pocieszenie dostałem dużą sportową torbę, kosmetyczkę z lusterkiem i zestaw gadżetów z ambasady Republiki Południowej Afryki. Szkoda, że nie udało mi się wygrać. Z drugiej jednak strony bylem na scenie, bili mi brawo i zająłem 3 miejsce!
Przede wszystkim chciałbym pochwalić organizatora za doskonałe oznaczenie trasy, a także za bardzo dobre przygotowanie punktów odżywczych. Te były długie i dobrze zagospodarowane [w poprzednim roku było z tym różnie]. Wolontariusze dwoili się i troili, aby proces nawodnienia odbywał się bardzo sprawnie. Podobnie było z dopingiem – robili co mogli, aby zmotywować ludzi do biegu. Najbardziej było to widoczne na terenach Trzech Stawów. Trasa może nie jest idealna do poprawiania życiówek, ale posiada swój specyficzny urok [podbieg koło NOSPR obrósł już legendą!]. W kilka godzin można zwiedzić kawałek śląska. Mieszkając tutaj, po prostu grzech z tego nie skorzystać. Wydaje mi się, że część osób start w PKO Silesia Marathon traktuje jako swój coroczny rytuał. Ja na pewno zaliczam się do tej grupy. Wierzę, że mając tak mocnego sponsora, z roku na rok będzie lepiej i frekwencja będzie miała charakter zwyżkowy. Duży plus za konkurs w postaci wyjazdu na Two Oceans Marathon – nagroda była warta zachodu.
Czego mi zabrakło?
Byłoby genialnie, jakby w przyszłym roku pojawiło się jeszcze więcej stref kibicowania. Jakaś rockowa kapela, bądź występ akustyczny co 5-7 km? Dlaczego nie? Doszły mnie głosy, że kilka osób z żalem przyjęła fakt, że targi expo po prostu nie istniały. Może to też warto by poprawić?
Cóż mogę dodać.
Nie biegliście jeszcze w PKO Silesia Marathon? Spróbujcie swoich sił w przyszłym roku.
Ja na pewno tutaj wrócę.
[shareaholic app=”share_buttons” id=”10261725″]
[shareaholic app=”recommendations” id=”10261733″]
19 komentarzy
Marku, maraton dogłębnie przeanalizuj. Problemy które się pojawiły nie wynikały ze zbyt szybkiego tempa. To był problem ale z tego powodu miał byś raczej kłopoty na 30-35 km. Problem musi tkwić gdzieś indziej.
Co do samego maratonu. Pomimo tego, że mieszkamy w dużej aglomeracji miejskiej, maraton od lat nie może się przebić powyżej przeciętności. Sprawa Marku Expo jest prosta. Po jaką cholerę mają przyjeżdżać wystawcy gdy,..
– startuje garstka ludzi,
– obok jest praktycznie większość sklepów dla biegaczy
Zgadzam się jednak z Tobą, że maraton w Katowicach nie jest maratonem na którym można bić rekordy
Skoro nie było to zbyt szybkie tempo, to sam już nie wiem co to mogło być :/ Usiądę, pomyślę i wstanę dopiero wtedy, gdy wpadnę na jakiś pomysł 😉
Sumując liczbę pół- i maratończyków, wyszło mi ponad 2300 osób. Jak na polsko-maratońskie standardy, to może rzeczywiście niezbyt dużo, ale czy to garstka? 😉 Trzymam kciuki, aby w przyszłym roku było nas więcej.
Silesia Marathon jest rozgrywany pomiędzy maratonami w Warszawie i Poznaniu. Jeżeli ktoś przykładowo robi Koronę Maratonów, to w Katowicach się raczej nie pojawi.
Co do Expo, to doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że obok istnieje kilka sporych sklepów dla biegaczy. Expo to jednak Expo. Mnie osobiście nie przeszkadzał jego brak, ale wiem, że kilka osób z chęcią by je odwiedziło 🙂
Marku, tak Twój bieg jak i maraton należy ocenić bez emocji. Maraton swój tylko Ty jesteś w stanie podsumować. Czas z półmaratonu wskazywał, że w optymalnych warunkach powinieneś uzyskać czas 3:29:59 , bez problemu. Pagórkowata trasa, temperatura i pewnie coś więcej wpłynęło na taki stan rzeczy. Koncepcja „pobiegnę pierwszą połowę szybciej i coś nadrobię” raczej słabo się sprawdza. Wszystkie, wartościowe czasy które osiągałem, to te gdzie pierwszą połowę biegłem wolniej. Biegałem też według Twojej koncepcji ale to były maratony gdzie planowałem zachowanie wyłącznie pewnej, mojej granicy przyzwoitości, czyli dobiec do mety poniżej 4 godzin.
Jeżeli chodzi o maraton to bez regionalnych emocji mogę powiedzieć co następuje.
Maraton od lat nie jest się w stanie przebić ponad przeciętność. W tym roku, niestety, było mniej uczestników niż w roku ubiegłym. Jeżeli doliczymy do tego półmaraton to jakaś grupa się tworzy ale rozmawiamy o maratonie a nie wszystkich imprezach towarzyszących maratonowi.
Powodów jest zapewne kilka.
– nikt kto planuje życiówkę w maratonie, nie przyjedzie do Katowic. Trasa jest znana i wiadomo, że zawiera liczne podbiegi,
– w otoczeniu tego maratonu są dwa które są częścią Korony Maratonów Polskich. O ile ja nigdy się nie starałem o ten tytuł to wiem, że jest spora grupa biegaczy która chce to trofeum posiadać.
– jest część biegaczy która zwraca uwagę na pakiety. To tyle w tym temacie,
– konsekwencją, nazwijmy to delikatnie, „specyficznych oszczędności”, jest marny poziom sportowy maratonu. Dal wielu nie jest to istotne ale dla mnie np. tak.
– przed laty mówiło się, że maraton się nie rozwija bo nie ma prężnego sponsora. Teraz sponsor jest lecz nadal coś nie gra.
– mieszkamy w aglomeracji śląsko-dąbrowskiej którą zamieszkuje kilka milionów obywateli. Warto by było aby kiedyś pobiegło chociaż 5 tyś, rzem tych miejscowych i przyjezdnych,…
– organizacja biegów w Polsce stała się biznesem. Organizator wydając dużo na organizację, mniej zarabia. To też należy sobie wyraźnie powiedzieć,…
Dzięki za tak wyczerpującą odpowiedź! 🙂
Wiem jedno – nigdy nie będę biegł pierwszej połowy szybciej niż drugiej. Zrobiłem to pierwszy i ostatni raz w życiu.
Może czas najwyższy coś zmienić w swoich treningach. Okazuje się, że są ok dla dystansu półmaratonu. Dla 42 km już chyba niekoniecznie.
Przyczyn niskiej frekwencji jest rzeczywiście więcej, niż te, które podałem.
Łatwiejsza trasa i znane nazwiska na pewno zadziałałyby jak magnes.
Ryszard – da się bić rekordy o ile obecnie posiadane nie są już wyśrubowane.
Kluczem jest odpowiednia strategia. Zmęczenie które się kumulowało po każdym podbiegu zniechęcało do trzymania planowanego tempa. Zdecydowana większość (w tym także ja) pobiegła pierwsze kilometry zbyt szybko co odbiło się na końcówce. Nie wierzę w takie coś jak „zrobię sobie zapas na początku, aby później mieć z czego tracić”. W maratonie jak się zrobi zapas to może być tylko gorzej. Jak się prześledzi profil trasy i międzyczasy zawodników to da się zauważyć pewną prawidłowość. Po pierwszych 30km większość miała prognozowany wynik o ok 10min lepszy niż wynik końcowy. Podbiegi na ostatnich 10km wcale nie były jakieś super długie (np. w porównaniu do Korfantego, który wszyscy przelecieli pełni energii). Było ich po prostu sporo i odpowiednia strategia (nie eksploatowanie się ponad to co konieczne) powinna przynieść sukces na mecie. Dla mnie był to 6 maraton i zarazem pierwszy na którym nie udało mi się zrobić Negative Split. Życiówkę poprawiłem o 8 min, ale cel miałem ambitniejszy. Zabrakło niewiele i myślę, że przy zastosowaniu odpowiedniej strategii byłoby lepiej. Nie zmienia to faktu, że jest to najcięższy maraton jaki dotychczas biegłem.
Fajna relacja. Czegokolwiek na trasie byś nie nawywijał, to ja na ten przykład napisu z Twoich pleców nie mam szans po 1 kilometrze dowolnej trasy dostrzec 🙂 bez zaawansowanego sprzętu przybliżającego. Powodzenia w kolejnych biegach 🙂
Dzięki! 🙂
Powoli dochodzę do siebie. Nawet nie chodzi i ból mięśni, czy zakwasy, ale o niezwykłą senność. Wystarczy mnie ulokować na kanapie, włączyć mi jakiś serial i po kilku chwilach jestem już po drugiej stronie tęczy.
Nic, od soboty wracam do lekkich treningów..
Przyszłoroczna Warszawo – strzeż się!
Ja potrafię tak „zejść” i bez serialu, ewentualnie przy pomocy mruczenia kota 🙂
relacja jak zwykle super a ja i tak biję ci brawo 🙂
Dzięki 🙂
Przynajmniej mam się gdzie wyżalić 😉
Fajnie napisane. Masz rację, że ten maraton to coroczny rytuał, mój też odkąd w 2012 roku debiutowałam na tym dystansie właśnie w Silesia Maraton. Trasa ma w sobie jakąś magię, która przyciąga ale fakt łatwa nie jest.
Dzięki! 🙂
Mieszkać w pobliżu i nie skorzystać? Wstyd i hańba! 😉
Fajna relacja, nawet nie wiesz jak ja Cię rozumiem i łaczę się z Tobą 😉 debiutowałam w biegu maratońskim właśnie w Katowicach, wiedząc że nie jest to łatwa trasa. moim marzeniem ponoć bardzo realnym, bazując na bieganych wcześniej połówkach było 3.30. niestety nie ta dyspozycja dnia, parę błędów żywieniowych i marzenia odpłynęły na 25 km 🙁 dowlokłam się z wynikiem 3.51,56. Ale wrócę tam za rok i odgryzę się 🙂 pozdrawiam Cie!!
Dzięki za Twój komentarz! 🙂
Czyli lista „odgryzaczy” właśnie się powiększyła? 😉
Pozdrowienia znad ramienia!
Dobrze napisałeś. Czułam dokładnie to samo w tych samych momentach. To była walka z trasą i gorącem. Dla mnie debiut. Przeżycie mega. Po filmiku widzę, że finiszowaliśmy razem. Nie wiem kto, ale dziękuję za ściągnięcie na bok i utorowanie drogi karetce.Pozdrawiam 🙂
Na wstępie Cię przepraszam, że Cię tak mocno/zdecydowanie pociągnąłem. Robiłem to jednak resztkami sił i tak jak widzisz, nawet nie byłem w stanie zrobić do Ciebie kolejnego kroku 😉 Aż się boję pomyśleć co sobie w tej chwili pomyślałaś 🙂
Gratuluję debiutu!
Mysłowicka to był mój koszmar, bo podjeżdżałam na tym podjeździe dwukrotnie na Silesiamanie…na licznik wolałam nie patrzeć 😉 Podbieg pod NOSPR budził respekt nawet z perspektywy kibica, więc nie dziwię się, że stał się legendą. W Silesii nie biegłam, ale wszystko przede mną. Chciałabym kiedyś wziąć udział właśnie ze względu na trasę i coraz lepszą organizację, o której wspomniałeś.
A na 3:30 jeszcze przyjdzie czas, trzymam kciuki 🙂
W takim układzie w przyszłym roku widzę Cię na liście startowej! 😉
Życiówkę postaram się wywalczyć w trakcie jakiegoś wiosennego startu, a w trakcie Silesii pobiegnę bez żadnego psychicznego obciążenia 🙂
Wcale nie było tak źle 😉 Według mnie pko Silesia maraton był naprawdę dobrze zorganizowany i nie warto tak narzekać, bo tak naprawdę nie ma na co 😉