Doskonale pamiętam jakie wrażenie zrobiła na mnie Akihabara – dzielnica Tokio, którą odwiedziłem zaraz po wylądowaniu w Japonii. Droga, którą pokonałem, była długa i wyboista. Kilka miesięcy wcześniej siedziałem nad szkicem strony, a teraz wytracam jetlag odwiedzając miejsce, które znałem jedynie z przewodników. Ktoś kiedyś wykrzyczał w jednej ze zwrotek, że marzenia czasem się spełniają. Wiecie co? Miał rację.
Albo jak zaraz po maratonie, śpieszyłem się, aby dotrzeć do pokoju hotelowego i udzielić wywiadu Beacie Sadowskiej -> link do słuchowiska. Wbiegam, ściągam biegowe ciuchy, siadam przed monitorem i uruchamiam streaming na stronie Radia Zet. Okazuje się, że rozjechały mi się strefy czasowe i audycja rozpocznie się za 1 h, a wejście na żywo będę miał dopiero za kolejne 60 min. Po wywiadzie i doprowadzeniu się do porządku, wyszedłem na miasto i rozpocząłem proces celebracji. Na pierwszy głód poszedł zestaw w pobliskim fast foodzie. Później zabrałem się za miejscowe przysmaki. Do hotelu wróciłem ostatnim, nocnym kursem metra.
Czym dla mnie jest droga do Tokio? To przede wszystkim hobby, dzięki któremu się spełniam. Coś, co z założenia miało mi tylko pomóc w dotarciu na start Tokyo Marathon 2015, przerodziło się w pełnoprawnego bloga biegowego. Dzięki niemu dotarłem o wiele dalej, niż to sobie pierwotnie zakładem. Choć od pamiętnego wyjazdu minęło już kilka miesięcy, nadal zamieszczam nowe teksty. W większości są to relacje z biegów, które piszę w taki sposób, w jaki czuję, a więc z odrobiną humoru i autoironii. Nie wrzucam selfie (jeżeli ktoś chce zobaczyć jak wyglądam, to zapraszam -> tutaj. Jest zdjęcie, gdy stoję na kamieniach!), nie zamieszczam motywujących wpisów o treści „Dasz radę! Dzisiaj jest piękny i równie cudowny dzień!”, a także nie miewam „rest day’ów”. Po prostu znalazłem sobie niszę, w której czuję się komfortowo. Jeżeli ktoś to czyta i chce więcej – super! Jeżeli nie – przepraszam, że Cię zawiodłem.
Dzięki stronie udało mi się poznać wielu niesamowitych ludzi. Mogę śmiało przyznać, że to właśnie Oni są największą wartością tego przedsięwzięcia. Z częścią z Nich już udało mi się spotkać. Wydaje mi się, że rozmowa z resztą, to kwestia czasu – kolejnego, wspólnego biegu.
Dobro naprawdę czyni dobro. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Miło mi, że co jakiś czas mogę się komuś zrewanżować. Odpowiedzieć na kilka pytań odnośnie tokijskiego maratonu, przekazać kilka – mam nadzieję – cennych rad. Co roku w japońskiej stolicy pobiegnie ok. 30 Polaków. Mam nadzieję, że dzięki tej stronie, będzie im nieco łatwiej zorganizować wyjazd.
Nie wiem, może się mylę, ale nazwa domeny może nieco wprowadzać w błąd. Raczej nie sugeruje, że po wejściu na stronę, pojawi się blog o tematyce biegowej. Jakiś czas temu udało mi się zmienić nazwę fanpejdża z „Drogadotokio.pl” na „Marek – drogadotokio.pl”. Nic lepszego nie wymyśliłem, więc chyba tak już zostanie.
Na koniec nie pozostało mi nic innego, jak jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy znaleźli się na poniższej tablicy:
Idę się wzruszyć.
10 komentarzy
A ja Ci życzę, z okazji rocznicy, żebyś jeszcze niejeden wymarzony maraton gdzieś na świecie, w przepięknych okolicznościach przyrody, miał okazję przebiec 🙂 i oczywiście opisać 🙂
Wymarzony maraton w chwili obecnej? To chyba będzie ten w Nowym Jorku 😉 Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się tam pobiec 🙂
ja już czekam na kolejny taki wpis… za rok..i za rok… 🙂 Powodzenia i walcz o swoje marzenia 🙂
Czyli jednak ktoś czyta moje wypociny? 😉 Dzięki! Oczywiście, że trzeba walczyć! Sama jesteś tego idealnym przykładem 🙂
Gratulacje! Życzę kolejny lat blogowania i biegania;) Pozdrowienia od Pawła z Bookworm:)
Dzięki 🙂
Mam nadzieję, że tak właśnie będzie 😉 Dzięki!
Marek, wszystkiego najlepszego z okazji „urodzin”. I jestem niezwykle dumna, że mogliśmy dołożyć chociaż maleńką cegiełkę do Twojego sukcesu i bardzo ciepło mi się robi na sercu, kiedy widzę, że z Twojej tablicy mruga nasz kotek 🙂
Buziaki i mam nadzieję, że i nam się kiedyś uda spotkać kiedyś w realu.
Asia
Dzięki! 🙂 A ja jestem niezwykle dumny, że miałem takie wsparcie. Mam nadzieję, że uda nam się kiedyś spotkać. Bywacie może na śląsku? Bo jakbyście byli, a byście się nie pochwalili, to macie minus taki jak stąd do Sensō-ji! 😉
Raczej na Dolnym Śląsku.
Ale na pewno dom znać, jakby co!