Zrobiłem co prawda kilka kroków, ale ostatecznie zwątpiłem w dalszą część zwiedzania o tak wczesnej porze. Postanowiłem, że wrócę do pokoju. Po tym falstarcie, z hostelu wyszedłem ponownie po godz. 6:00. Wtedy było już ok.
Tak jak wspominałem – mój kompan Adam przyleciał do mnie w czwartek. Od tego momentu zwiedzaliśmy wspólnie. Nie wiem czy specjalnie (sorry Adam!) czy też nie (to ze zmęczenia, wiesz…), ale w smsie podałem mu niewłaściwy numer naszego pokoju.
W momencie, w którym obracałem się na trzeci bok przykryty 4 kocami, Adam pukał, a następnie uderzał pięścią w drzwi, tylko, że… nie w moje. Dodam, że było to w okolicy 24:00. Po chwili namierzyła go ochrona i pomogła mu znaleźć mój pokój.
[update by Adam: „Była 2:00 nad ranem. Ochrona zabrała mi dokumenty i o mało co nie spałowała, bo Marek się pomylił. Nie wspominając o ludziach z pokoju, do którego chciałem się dostać waląc pięściami w drzwi”].
Adamie – excuse-moi :/
Poniżej zdjęcie, które zrobiono nam po przekroczeniu mety:
No i tak sobie siedząc można było trafić m.in. na zajęcia gospel, które odbywały się kilka metrów dalej:
Na rogu znajdował się sklep, w którym posilaliśmy się przed każdym wyjściem. Kawa + bajgel z serem i można było wyjść na miasto.
Harlem traktowaliśmy jako miejsce, w którym się spało i szykowało na dzień następny. W miejscach takich jak Nowy Jork grzechem byłoby spędzać w hostelu więcej czasu, niż regulaminowe 6-7 h na sen.
Było jednak jedno odstępstwo od reguły. W dzień wylotu zrobiliśmy sobie 1,5 h spacer. Okazało się, że niedaleko znajduje się Uniwersytet Columbia. Niespiesznym krokiem udaliśmy się w jego kierunku.
Przedtem musieliśmy pokonać strome wzniesienie w Parku Mornigside. Na jego szczycie przywitał nas widok sporej części dzielnicy. Za plecami mieliśmy bramę prowadzącą na uniwersytet.
W środku było cicho i spokojnie. Zresztą taki był ten spacer – idealne pożegnanie z Nowym Jorkiem. Po tygodniowej gonitwie po Manhattanie o niczym innym nie marzyłem.
Zeszliśmy po drugiej stronie wzniesienia i dotarliśmy do rzeki Hudson – nieoficjalnego lotniska linii US Airways [info].
Następnie trafiliśmy na długi, wysoki wiadukt. Pamiętam, że trochę nas tam przewiało. Z prawej strony w oddali stał ogromny budynek. Im bardziej się do niego zbliżaliśmy, tym bardziej mocarnie wyglądał.
Ostatnia prosta i po kilkunastu minutach byliśmy z powrotem w hostelu.
Czy poleciłbym nocleg na Harlemie?
Jeżeli nie jedziesz z dzieckiem i nie dysponujesz sporym budżetem – to jak najbardziej.
To było jedno z ciekawszych miejsc, które odwiedziłem w życiu.
Taki Nowy Jork w wersji intense.
2 komentarze
Miodzio, powinieneś być korespondentem biegowym któregoś z portalu o bieganiu. Codzienne zapiski, informacje ciekawostki.
Proszę mnie znowu gdzieś wysłać!
Przyjadę, opiszę i wszyscy będą zadowoleni.
Co Ty na to? :/