Po minięciu linii mety pojawił się kolejny zator. Organizatorzy prosili nas, abyśmy nie stali w strefie za metą. Z wielką chęcią przeszedłbym dalej, gdybym… miał gdzie.
Pojawiło się uczucie déjà vu. Zaraz zaraz – przecież dokładnie tak samo było na starcie!
Chwilę trwało zanim odebrałem medal. Nie wiedziałem gdzie mam oddać chip. Mało co widziałem w tym tłumie. Kilka zdjęć i inną z bram wyszedłem ze stadionu. Czekała tam na mnie Ewelina, moi rodzice i nasza przyjaciółka.
Wydaje mi się, że jej się podobało. Jeszcze nie za bardzo wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. Biegliśmy z tyłu, więc nie widziała dzieci, które biegły na samym początku. Dla niej był to po prostu bieg z tatą i mamą, a nie wyścig z innymi dziećmi.
Jeżeli będzie chciała w życiu biegać, to super! Jeżeli nie i wybierze co innego? Wesprę ją w tym w 100 %. Jestem niesamowicie ciekawy jak to się w przyszłości potoczy. Czy np. na drodzedotokio pojawi się nowy redaktor. Na razie to science-fiction, ale… kto wie?
Wydaje mi się, że organizatora przerosła frekwencja. Przygotowano się jak na bieg na dystansie 10 km. Frekwencyjnie był to jednak taki mały maraton.
Co można by poprawić?
1) Strefy startowe – w tak sporej grupie ludzi – były po prostu niewidzialne. Mało kto zwrócił na nie uwagę. Równie dobrze mogłoby ich nie być. Choć ustawiłem się blisko swojej, przez 6 (czytaj: sześć) kilometrów musiałem wymijać wolniejszych biegaczy i bynajmniej nie mam im tego za złe. To po stronie organizatora stoi, aby nas dobrze wszystkich rozlokować.
Wiem, że jest z tym więcej zachodu, ale wszystko miałoby wtedy i ręce i nogi.
2) Zresztą, podobnie było po przekroczeniu mety. Znowu ścisk i znowu tłok. Strefa z medalami powinna znajdować się jeszcze dalej od mety. Z daleka powinno być oznaczenie gdzie należy skręcić, a gdzie oddać chip. To są naprawdę istotne rzeczy przy tak ogromnej grupie biegaczy.
Nie chcę, aby wyglądało to jakby to napisał jakiś frustrat, który ustawił się w złym miejscu na starcie, a potem przez kilka stron w formacie A4 narzekał jak byłoby mu źle i ile to musiał ludzi wyminąć.
Może nawet dobrze, że pomimo znalezienia do właściwej strefy, widziałem to, co widziałem. Gdybym znajdował się zaledwie kilka metrów od bramy startowej, zapewne w moich oczach bieg wyglądałby zupełnie inaczej. Gdyby wpadła przy okazji jakaś życiówka, to już w ogóle. To byłaby perfekcyjnie zorganizowana impreza.
4 komentarze
Miło było się spotkać, zawnioskujemy nastepnym razem o dorzucenie kategorii: „blogerki i blogerzy”, mam szansę być w pierwszej pięćdziesiątce!
To niech dodatkowo zawężą ją do kategorii „blogerki i blogerzy” z wózkami biegowymi.
Ja chcę blender!
Popieram jak najbardziej bieganie z wózkiem ale walkę o dobry czas w takim tłumie i zasuwanie z górki poniżej 4.00 chyba nie bardzo…..
I nie chodzi mi o bezpieczeństwo biegaczy bo to jedno , ale raczej o dziecko….
Na drugi raz jak masz tak pędzić z maluchem slalomem , załóż mu przynajmniej kask…
pozdrawiam
Dzięki za wpis.
Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo córki, to chociaż możesz w to wątpić – jest ono dla mnie najważniejsze 🙂
Gdyby nie było okazji do rozwinięcia prędkości poniżej 4 min/km, to zapewne bym tego nie zrobił. Oczywiście nie chodzi mi tylko i wyłącznie o moją dyspozycję, ale o to – czy ze względów bezpieczeństwa – jest to w ogóle do przyjęcia.
Okazja się pojawiła, oceniłem że nie ma jakiegokolwiek zagrożenia i skorzystałem.
Pozdrawiam!