W Biegu Wiosennym po raz pierwszy wziąłem udział w 2016 r. [relacja]. To było świeżo po narodzinach Magdy. Pamiętam, że moje treningi były wtedy dalekie od regularnych. Mimo wszystko dokonałem czegoś niemożliwego. Nie dość, że na mecie osiągnąłem wynik 39:21 min, to ostatni kilometr pokonałem w 3:37 min. Jak dla mnie był to niewyobrażalny wyczyn.
W tym roku plan był z goła inny. Nowa trasa, 10 km z metą na Stadionie Śląskim i biegowy debiut Magdy na dystansie 100 m. Na początku myślałem o tym, żeby te 10 km zrobić samemu. Sprawdzić się czy na tej niełatwej trasie jestem w stanie zejść poniżej 40 min. Ta myśl nie trwała jednak długo. Postanowiłem, że wystartuję razem z Magdą, która niedawno skończyła 2 lata. Chcąc nie chcąc, długo już raczej w wózku może nie wysiedzieć. Trzeba kuć wspomnienia póki gorące i w pełni wykorzystać ten wspólnie spędzony czas.
Pakiet odebraliśmy w przeddzień biegu. Na liście startowej znajdowało się ponad 3 tys. biegaczy, wolałem więc mieć to już za sobą. O dziwo nie było żadnej kolejki i wszystko odbyło się bardzo sprawnie.
Po odebraniu pakietu chciałem sobie zrobić zdjęcie z Magdą. Niestety okazało się to niewykonalne. Z daleka dostrzegła dużą, niebieską matę do ćwiczeń i nic się już dla niej nie liczyło. Impuls pt: „Mato! Muszę na Ciebie wejść!!!” był silniejszy, niż moja prośba pt: „Magda! Gdzie jest mama? Zobacz! Spójrz! Bitte schön :/ „.
Co znalazłem w pakietach?
Okolicznościowy worek, numery startowe, L-kartyninę, rogal z nadzieniem czekoladowym i wodę mineralną. Wróciliśmy do domu. Wyczyściłem wózek i przyczepiłem do niego kamerę GoPro (Tomasz – dzięki!). Nie dość, że miałem pokonać ten dystans z wózkiem, to jeszcze wszystko miałem mieć nagrane w 1080p i 60 klatkach na sekundę. Taki bajer!
W dzień biegu ruszyliśmy na miejsce około 8:00. Dobre miejsce parkingowe było dla mnie priorytetem. Przy tak sporej liczbie osób, obawiałem się, że parkingi usytuowane najbliżej strefy startu, będą już dawno zajęte. Okazało się, że… wszystkie parkingi są wolne. No nic, przynajmniej miałem wybór i stanąłem najbliżej jak się dało.
Z każdą minutą tłum gęstniał. Magda nie bacząc na to robiła swoje: biegała, zbierała patyki bądź siłowała się z barierkami okalającymi stadion. Jej bieg miał się odbyć o godz. 10:00. Postanowiłem, że jakieś 10 minut wcześniej przypnę jej numer startowy. Bałem się, że jeżeli będzie go miała na sobie dłużej, to raczej na pewno go sobie zerwie. Nie chciałem ryzykować pierwszej dyskwalifikacji w jej życiu.
Kilka minut przed 10:00 rozpoczęła się wspólna rozgrzewka. Chwilę później ustawiliśmy się w blokach startowych. Stanęliśmy na samym końcu. Nie było sensu pchać się na początek. Nie chodziło przecież o wynik, a samo uczestnictwo.
Mieliśmy do pokonania 100 m. Po pierwszych 50 m był nawrót i drugą stroną alejki mieliśmy wrócić na metę.
Magda, gdy tylko zauważyła co się święci, chwyciła mnie mocniej za rękę i pobiegła przed siebie. Z uśmiechem na ustach pokonywała kolejne metry. Gdy widziała, że ludzie zaczęli jej klaskać – przyspieszała. Po jakimś czasie pojawił się wspomniany przeze mnie nawrót. Tam Magda postanowiła sobie stanąć. Widziałem, że szukała w tłumie Eweliny. Role się odwróciły i ostatnie 50 metrów pokonała właśnie z nią.
Dobiegliśmy do mety, wziąłem ją na ręce, po czym otrzymała medal. Drugi w swojej kolekcji, ale pierwszy „nie wózkowy” – zdobyty na własnych nogach.
Pierwszy bieg miała za sobą. Kolejny szykował się za kilkadziesiąt minut.
Popieram jak najbardziej bieganie z wózkiem ale walkę o dobry czas w takim tłumie i zasuwanie z górki poniżej 4.00 chyba nie bardzo…..
I nie chodzi mi o bezpieczeństwo biegaczy bo to jedno , ale raczej o dziecko….
Na drugi raz jak masz tak pędzić z maluchem slalomem , załóż mu przynajmniej kask…
pozdrawiam
Dzięki za wpis.
Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo córki, to chociaż możesz w to wątpić – jest ono dla mnie najważniejsze 🙂
Gdyby nie było okazji do rozwinięcia prędkości poniżej 4 min/km, to zapewne bym tego nie zrobił. Oczywiście nie chodzi mi tylko i wyłącznie o moją dyspozycję, ale o to – czy ze względów bezpieczeństwa – jest to w ogóle do przyjęcia.
Okazja się pojawiła, oceniłem że nie ma jakiegokolwiek zagrożenia i skorzystałem.
4 komentarze
Miło było się spotkać, zawnioskujemy nastepnym razem o dorzucenie kategorii: „blogerki i blogerzy”, mam szansę być w pierwszej pięćdziesiątce!
To niech dodatkowo zawężą ją do kategorii „blogerki i blogerzy” z wózkami biegowymi.
Ja chcę blender!
Popieram jak najbardziej bieganie z wózkiem ale walkę o dobry czas w takim tłumie i zasuwanie z górki poniżej 4.00 chyba nie bardzo…..
I nie chodzi mi o bezpieczeństwo biegaczy bo to jedno , ale raczej o dziecko….
Na drugi raz jak masz tak pędzić z maluchem slalomem , załóż mu przynajmniej kask…
pozdrawiam
Dzięki za wpis.
Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo córki, to chociaż możesz w to wątpić – jest ono dla mnie najważniejsze 🙂
Gdyby nie było okazji do rozwinięcia prędkości poniżej 4 min/km, to zapewne bym tego nie zrobił. Oczywiście nie chodzi mi tylko i wyłącznie o moją dyspozycję, ale o to – czy ze względów bezpieczeństwa – jest to w ogóle do przyjęcia.
Okazja się pojawiła, oceniłem że nie ma jakiegokolwiek zagrożenia i skorzystałem.
Pozdrawiam!