„Bieganie to spory zastrzyk endorfin. Igła przeważnie wbija się w sam środek serca. Czujesz spokój, relaks i co tam sobie tylko wymarzysz. Szczęście? Również możesz je zaczerpnąć w trakcie treningu” – tak mógłby wyglądać typowy akapit typowego tekstu o zaletach biegania. Niby wszystko fajnie, niby wszystko się zgadza. Ale czy na pewno?
Fakt, bieganie przynosi radochę. Długi, niedzielny trening w parku? Albo taki w zupełnie nowym miejscu? Naprawdę – nie ma nic bardziej motywującego.
A powiedzmy… taki start na 10 tysięcy metrów? Blisko 40 minut na granicy tętna maksymalnego. Twarz wykrzywia się w grymasie na pierdyliard różnych sposobów. Ostatni kilometr pokonujesz z przymkniętymi powiekami prosząc na cito o metę. Endorfiny? Gdzie do jasnej chole*y wtedy jesteście?!?
![]() ![]() |
![]() ![]() |
![]() ![]() |
Trasa składała się z dwóch pętli po 5 km. Teren jest mi doskonale znany, ponieważ w Parku Śląskim spędzam część moich treningów. Dużo osób stwierdziło, że była płaska i sprzyjała poprawianiu życiówek. Ja niestety obawiałem się delikatnego wzniesienia za pierwszym i drugim nawrotem (w okolicy ZOO). Prawdziwi wyjadacze mogli nawet nie zwrócić na niego uwagi. Mnie on niestety nieco wybił z rytmu.
Pogoda była taka sobie. Zimny, porywisty wiatr spowodował, że do końca nie wiedziałem w czym pobiegnę. Ostatecznie zdecydowałem się na krótkie spodnie, koszulkę z długim rękawem i nieśmiertelną kurtkę firmy Kalenji, którą ma w szafie 99,99999 % biegowych amatorów.
Na pół godziny przed startem rozpocząłem rozgrzewkę. Do biegu zapisało się ponad 1400 osób. Taka liczba to już nie przelewki. Tej niedzieli to biegacze opanowali cały park.
![]() ![]() |
![]() ![]() |
![]() ![]() |
Jaki miałem plan? W obecnej sytuacji, w której walczę o kolejny stopień dan w zmianie pieluch na czas, w ciemno wziąłbym czas w okolicach 40-41 min. O zejściu poniżej 40 min nawet nie myślałem. Zostało we mnie jeszcze nieco pokory, która pojawiła się zaraz po kilku nieudanych startach.
Równo o 11:00 padł strzał startera. Ustawiłem się blisko linii startu. Dzięki temu już po chwili mogłem osiągnąć założoną prędkość przelotową. Okazało się, że nieco mnie poniosło. Pierwszy km zrobiłem o wiele za szybko. Garmin pokazał 3:31 min/km.
Co pokazał na kolejnych?