Robiłem co mogłem, ale tempo zaczęło spadać. 4:10 min/km wkrótce zamieniło się na ok. 4:30 min/km. Mijały kolejne minuty, a kadr się nie zmieniał. Z lewej zbiornik, z prawej łąki i nieużytki (?), a przede mną kręty chodnik.
To tam zrobiono mi poniższe zdjęcie. Śmiało włączam je do TOP 10 moich najmniej reprezentacyjnych zdjęć w historii drogidotokio.pl:
Minąłem 10-ty km. Czas? 42:40 min, czyli zdecydowanie za wolno. Już wtedy wiedziałem, że nie ma najmniejszych szans na złamanie 1:30 h. Przy tętnie w okolicy 185 unm było już pozamiatane.
Zaraz po minięciu maty z pomiarem czasu, wiatr ustał. Jakby ktoś go nagle wyłączył. Dopiero wtedy można było poczuć jak jest gorąco. To był ten moment, w którym zatęskniłem za -17 stopniami Celsjusza. Wiem, że są tacy, którzy uwielbiają biegać gdy za oknem słońce i +30 stopni Celsjusza. Ja się niestety do nich nie zaliczam. Zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby było inaczej, to bardzo by mi to ułatwiło przeżycie kilku następnych miesięcy.
Po obiegnięciu zbiornika Pogoria IV, przyszedł czas na zbiornik Pogoria III. Wiatr znowu dał o sobie znać.
Na 16-tym km zrobiÅ‚em to samo, co w zeszÅ‚ym roku – przeszedÅ‚em do marszu. To wÅ‚aÅ›nie tam znajdowaÅ‚ siÄ™ punkt z wodÄ… i izotonikiem. ByÅ‚em wykoÅ„czony i musiaÅ‚em chwilÄ™ odetchnąć. Kilka kubków dalej byÅ‚em gotowy na zbliżajÄ…ce siÄ™ podbiegi.
Ich przedsmak pojawił się na wysokości 17-ego km. Przed oczami wyrósł słynny wiadukt.
Krótki, ale bardzo treściwy:
Zacisnąłem zęby i po jakimś czasie się na niego wdrapałem. Wkrótce znajdowałem się już na Alei Marszałka Józefa Piłsudskiego. Czymże jest ów aleja? W krótkich żołnierskich słowach: kilometrowym podbiegiem.
Trudy biegu, żar z nieba i prawie 190 unm – nie ukrywam, że byÅ‚o ciężko. PamiÄ™tam, że skupiÅ‚em siÄ™ na plecach zawodnika, który biegÅ‚ przede mnÄ…. Moim celem byÅ‚o siÄ™ do nich zbliżyć, a później je wyminąć.
Właściciel pleców robił jednak wszystko, aby mi to utrudnić.
W tamtym momencie zaliczyłem najwolniejszy km w ciągu całego półmaratonu. Trwał dokładnie 5 min i 13 sek.
Ostry zakręt w lewo, ostry w prawo i dotarłem do parku im. Generała Józefa Hallera. Z jednej strony to dobrze, bo meta już tuż tuż. Z drugiej niekoniecznie. Wszystko za sprawą ostatnich kilkuset metrów.
Po 500 m wzglÄ™dnego spokoju, w postaci delikatnego zbiegu, pojawiÅ‚o siÄ™ to, na co czekaÅ‚em od samego rana – finisz na podbiegu. Gdyby ten podbieg pojawiÅ‚ siÄ™ na drugim bÄ…dź trzecim km, zapewne nikt nie zwróciÅ‚by na niego uwagi. No, ale pod sam koniec byÅ‚o on niesamowicie odczuwalny.
Wziąłem się w garść, spiąłem poślady i zacząłem przyspieszać.
Ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonałem w tempie poniżej 4 min/km. Tętno dobiło do 191 unm.
Odebrałem medal, wodę i sobie usiadłem. Czułem się tak niewyraźnie, jak uchwycony na poniższym zdjęciu:


Wreszcie mogłem odpocząć i w spokoju się nawodnić.
No dobra: miała być życiówka. Co więc poszło nie tak?
Wydaje mi się, że chwilowy spadek formy (mam nadzieję, że tylko chwilowy!), to wynik mieszkanki osłabienia po lekach i chorobie. Dodatkowo wiatr w twarz i pierwszy w tym roku bieg w tak upalnych warunkach. Z tego co widziałem, słońce wykończyło wielu biegaczy.
Półmaraton w Dąbrowie Górniczej oceniam w samych superlatywach. Punkty z wodą były długie i dobrze zaopatrzone, a trasa dobrze oznaczona. Kibice, tam gdzie się pojawiali, żywiołowo nas dopingowali.
Zapewne wrócę tu za rok. Mam nadzieję, że tym razem wyjątkowo nie zaraz po odstawieniu leków.
No i mam pierwsze noworoczne postanowienie: przez te 11 km, koło zbiornika Pogoria IV i Pogoria III, zamierzam biec tyłem.
Wreszcie będę miał wiatr w plecy!









