Po pierwsze należałoby zwiększyć liczbę wolontariuszy. Chyba nie było punktu, na którym bez problemu mógłbym wziąć wodę i pobiec dalej. Kubki w większości były dopiero co nalewane. Same punkty mogłyby być nieco dłuższe. Byłoby super, gdyby stoły pojawiły się po obydwu stronach jezdni. Tak, aby w tym newralgicznym momencie rozbić grupę na dwie. Fajnie, gdyby pojawiły się tabliczki z oznaczeniem „woda za 300 m”. W sporej grupie biegaczy niektóre punkty były słabo widoczne z daleka.
Wydaje mi się, że wolontariuszy zabrakło także w strefie za metą, która moim zdaniem była za krótka. Panował tam spory chaos. Sam byłem świadkiem, gdy postronne osoby kradły wodę i izotoniki. Nikt nad tym nie panował.
Brakowało mi też jakiejś muzyki na starcie. Jakiegokolwiek odliczania.
Ale to już zupełny szczegół.
Półmaraton Wizz Air ma spory potencjał. Gdyby takie błędy pojawiły się w trakcie 24 edycji biegu, to wydaje mi się, że część osób mogłaby być mniej wyrozumiała. Nie wszystko zagrało – to fakt. Organizator nie schował jednak głowy w piasek i nie udał, że nic takiego się nie stało. Jestem przekonany, że wyciągnie wnioski, a przyszłoroczna edycja będzie o wiele lepiej przygotowana.
No i na deser krótka relacja z biegu dla dzieci.
Tak jak wspomniałem, ten odbył się o 15:00. Wróciłem do domu, wziąłem pod pachę Magdę i Ewelinę i ruszyliśmy z powrotem do Katowic. Przed 15:00 temperatura na placu przed Spodkiem była chyba równa temperaturze wrzenia. W słońcu nie dało się wytrzymać. Kto mógł, chował się w cieniu nowo wybudowanego wieżowca.
No to ja mu odpowiem: „Zapanuj Pan/Pani nad biegającą dwulatką i grzecznie jej wytłumacz: stań sobie w tym miejscu, czekaj na odczytanie regulaminu biegu i ustaw się zgodnie z jego wytycznymi. Prędzej złamię 3 h w maratonie. Tyłem”.
Padła komenda do startu. Kilkanaście metrów pokonałem niosąc Magdę na rękach. Gdy ta zobaczyła, że dzieci przed nią zaczęły biec, krzyknęła mi prosto do ucha: „SAMA!!!”.
Mety na tyle prowizorycznej, że pani spojrzała na mnie z pytaniem, czy właśnie biegłem i chcę medal?
Bieg dla dzieci to był chaos w wersji ultra extreme 2.0. Piszę to odnosząc się tylko i wyłącznie do biegu na 200 m. Może na dystansie 400 i 800 m było lepiej?
Jeżeli bieg dla dzieci ma się pojawić się w trakcie przyszłorocznej edycji, to trzeba go stworzyć od podstaw. W widoczny sposób oznaczyć metę i start. Stworzyć jakąś prowizoryczną mapkę, którą można by udostępnić na długo przed zawodami. Przekazać więcej informacji dla rodziców.
I będzie elegancko!
[zdj. główne do tekstu – Szymon Nawrat]
2 komentarze
Dzięki za ten wpis i prowadzenie, ciekawiło mnie czy moje spostrzeżenia będą podzielone przez innych biegaczy 🙂
Pierwszy raz tak upał na mnie zadziałał. Od tygodni ustawiałem się tam na życiówkę 1:40, wystartowałem z prowadzącymi na ten czas. Pierwszy kilometr już był szok, w tempie 4:25, 3 dołożone już w wolniejszym tempie i poczułem że robi się mało ciekawie. Puls skoczył w jakiś kosmos, gdzie normalnie na treningach nie ma źle. Postanowiłem zwolnić bo zdrowie ważniejsze, poczułem jak cała głowa pulsuje w tym upale. Na 10km wyprzedzili mnie prowadzący na 1:45. Kolejny raz zwolniłem już prawie człapiąc, wysoki puls w ogóle nie malał. Na 18 km wyprzedziłeś mnie i wtedy wiedziałem że muszę cisnąć za Tobą. Na metę ostatecznie wpadłem na 1:50:13 🙂
Mam na przyszłość nauczkę by w takich warunkach brać siły na zamiary i startować spokojniej.
Dzięki za Twój wpis! 🙂
Miałem podobnie. Z zaskoczeniem spoglądałem na pomiar tętna, który był coraz wyższy i wyższy… Mam nadzieję, że w przyszłym roku bieg będzie rozegrany wieczorem, albo o wcześniejszej godzinie. 9:00 byłaby idealna.
Trzymam kciuki, żebyś szybko złamał 1:40 h. Później to się dopiero zacznie łamanie 😉
Zejście z 2 h do 1:55 h ma się nijak do zejścia np. z 1:31 h na 1:29 h. Później każda setna sekundy jest na wagę złota 🙂
Powodzenia!