Jak oceniam swój bieg?
Będę nudny jak flaki z olejem, ale… chyba nadal do mnie nie dotarło, co ja w tym Gdańsku nawywijałem. Dla każdego biegowego amatora, zejście w półmaratonie poniżej 1:30 h, na dychę poniżej 40 minut, a na piątkę poniżej 20 minut, jest granicą, do której dąży. To już jest wyznacznik szybkiego biegania. Złamanie trójki? Przecież to robią już są jacyś nadludzie, którzy mają 8% wskaźnik poziomu tłuszczu, biegają po 8 razy w tygodniu i wyglądają jak gazele. Gdzie mi tam do nich?
Przecież ja – od czasu, kiedy urodziła się Magda (II 2016 r.) – biegam tylko i wyłącznie 3 razy w tygodniu. Ani mniej, ani więcej. Zresztą to, w jaki sposób trenuję, znajdziecie w tym miejscu. W kategorii „Trening”, już od wielu lat podsumowuje swoje comiesięczne treningi.
Gdy ogłosiłem wszem i wobec, że chcę złamać trójkę, przy zaledwie trzech treningach w tygodniu, kilka osób dało mi do zrozumienia, abym mocno puknął się w czoło i wybił to sobie z głowy. Przecież to już wymaga co najmniej 5 treningów i znacznie większej objętości, niż te moje marne 250 kilometrów na miesiąc. Nie dopuszczali do siebie myśli, że skoro oni biegają więcej, to przecież ten, kto biega mniej, nie może osiągnąć podobnego rezultatu. Tym biegiem chciałem sobie, ale także im udowodnić, że są w błędzie. Że to się serio da zrobić.
6. Gdańsk Maraton to dla mnie bieg życia! Już nigdy nie przeżyję takich emocji. Wszak trójkę – po raz pierwszy – da się tylko raz złamać. Dla mnie to był po prostu idealny maraton. Lepiej nie byłem go w stanie pokonać. Bieg kontrolowałem od pierwszego, do ostatniego kilometra. Nic mnie nie bolało, nie pojawiły się także żadne dziwne pomyśli pokroju: „Zwolnij! Po co się tak męczyć?!?”. Cały czas miałem jakieś niespotykane pokłady sił. Zawsze, gdzieś na kilka kilometrów przed metą, musiałem przechodzić do marszu. Teraz było wręcz przeciwnie. Byłem w stanie przyspieszyć do tempa poniżej 4:00 min/km.
Pierwszą połowę pokonałem w czasie 1:29:21. Drugą – zgodnie z planem – przyspieszyłem. Trwała dokładnie 1:27:50. To zasługa Dawida, który tak mnie rozpędził, że boję się pomyśleć, jak zakończy się któryś z jesiennych maratonów. Czy uda się złamać 2:50 h, albo chociaż zbliżyć się do tego wyniku? Czuję, że jest to do zrobienia.
Spójrzcie jak ja ładnie wszystkich systematycznie wyprzedzałem:
W tym miejscu warto po raz kolejny podkreślić warunki atmosferyczne, z jakimi dane było się nam zmierzyć, a także niełatwą trasę. To były chyba najgorsze warunki, jakie mógłbym sobie wymarzyć, aby spróbować złamać trójkę. Wiatr naprawdę sprawiał, że kilka razy prawie stanąłem w miejscu. Przez kilkadziesiąt kilometrów biegłem w zasadzie sam. Trasa, z racji remontów kilku odcinków w centrum miasta, została poprowadzona tak, a nie inaczej. Wiedziałem jak wyglądała, więc nie narzekam po fakcie, że mogło być łatwiej. Zmierzam do tego, że to jaki wynik osiągnąłem w Gdańsku, może być dobrą prognozą na przyszłość. Gdyby trasa była łatwiejsza, a wiatr mniej upierdliwy, śmiało złamałbym 2:55 h. Ja to po prostu wiem! Wiem z jakim zapasem pokonałem ten maraton i na jakim luzie. Gdybym wcześniej już miał złamaną trójkę, to wydaje mi się, że mocniej rozegrałbym tę drugą połowę. Tak, z racji wielkiej pokory i dla tego wyniku, ale także dla samego maratonu, ostatnie kilometry pokonywałem dosyć asekuracyjnie. Nie chciałem przedobrzyć.
Z drugiej jednak strony, jak sobie o tym myślę, to chyba jednak bardziej wolę te gdańskie podbiegi i chłód, niż płaską trasę przy ponad 20 stopniach Celsjusza. Tak do 10 stopni jest ok. Później zaczynam się szybciej męczyć.
Jeszcze a propos tych podbiegów. Tegoroczna trasa w Gdańsku to bez wątpienia była najtrudniejsza maratońska trasa w Polsce. Serio. Nic nie jest w stanie jej przebić. Zresztą poniżej macie mapę wraz z przewyższeniami obfitującego w podbiegi Silesia Marathonu:
A także maratonu w Gdańsku:
Różnicę widać gołym okiem.
Jak oceniam maraton?
Trasa była bardzo dobrze oznaczona, a punkty z wodą bardzo często rozstawione. Wiem, że był kłopot z żelami, które miały się na nich pojawić, a widziałem je chyba tylko raz. Sądzę, że gdy skończą się remonty, to trasa będzie jednak o wiele ciekawsza. Na medalu – nota bene – bardzo ładnym, na ruchomej części, ukazane są najbardziej znane miejsca w Gdańsku. Niestety, tak w 85%, nie dane nam było ich obejrzeć. Równie dobrze ten dysk mógłby być wymienny i na drugiej stronie byłby tunel, wszystkie estakady i porywisty wiatr. Wtedy byłoby to zdecydowanie bliższe prawdy 😉
Na ogromny plus zasługuje ciekawa transmisja wideo, a także tysiące, bardzo dobrych zdjęć, którymi organizator zalał swój profil na FB. Rzadko się zdarza, żeby było ich aż tak wiele.
Czy polecam maraton w Gdańsku?
Jak najbardziej. Zapewne jeszcze nie raz tam wrócę. Po pierwsze, aby wreszcie przebiec się po centrum miasta (od przyszłego roku trasa będzie zapewne bardziej urozmaicona i przyjazna biegaczom), a po drugie – z sentymentu. Odtąd to przecież Gdańsk kojarzyć będzie mi się z najlepszym maratonem mojego życia.
Co teraz?
Po przekroczeniu mety w Gdańsku awansowałem do biegowej elity amatorów. W życiu bym się nie spodziewał, że kiedyś się tam znajdę. Przecież ja do łamania 3:30 h podchodziłem chyba z 5 razy. O czym to świadczy i czego jestem dowodem? Że znalezienie dobrego trenera i później wykonywanie wszystkich jego treningów i zaleceń, może przynieść iście spektakularne wyniki. I nawet w momencie, w którym sami w to nie wierzycie.
Po złamaniu trójki odblokowałem się psychicznie. Teraz mogę się skupić na poprawie tego wyniku.
W bieganiu już niczego nie muszę.
Od tej pory robię tylko to, na co mam ochotę.
Obecnie mam ochotę poprawić ten wynik. W dalszym ciągu chcę to zrobić przy zaledwie trzech treningach w tygodniu.
Czy się uda?
Jestem pewien, że tak się właśnie stanie.
8 komentarzy
Gratuluję!!! Piękna historia, piękny wynik!!! I piękna droga progresu tego rekordu. Czapki z głów, naprawdę. Widzieliśmy się na chwilę przed samym startem, wygląda na to że Cię dobrze „pobłogosławiłem”, mogę się czuć ojcem chrzestnym tego sukcesu, hahaha?! Dla mnie ten bieg też był wyjątkowy i rekordowy. Rewelacyjne zawody. A teraz czas na Chicago Marathon, yay!!!!
p.s. Najtrudniejsza trasa maratońska to jest w Szczecinie. Jak nie wierzysz to sam spróbuj 😉
Pzdr&powodzenia w Bostonie za rok!!!
Dzięki! 🙂
Jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że wynik poniżej 3 h jest zarezerwowany dla jakichś kosmitów. A tutaj się okazało, że oni też są przecież ludźmi 😉
Fajnie, że się do mnie przyznałeś i mogliśmy zamienić kilka słów. Jeżeli chodzi o Szczecin, to może kiedyś się skuszę 🙂
Panie Bo, jak zwykle się nie zawiodłem czytając relacje z zawodów.Jestem bardzo szczęśliwy ze Ci się udało złamać te trójkę Jo powoli zaczynom od nowa przygoda z bieganiem . Mom smak na półmaraton w październiku może i mnie udo si złamać ta nieszczęśni trójka ostatni miołch 1:36 h
Jeszcze raz gratki Panie Bo
Dzięki! 🙂
To była piękna walka i piękna historia 😉 Takie biegi zdarzają się niezwykle rzadko. Fajnie, że w Gdańsku, tak to się wszystko fajnie ułożyło.
Trzymam za Ciebie kciuki!
Brawo! Mijałeś mnie w okolicach 15-20 km, wyglądało, że biegniesz z dużym luzem i chyba tak było do końca. 😉
Swoją drogą, bardzo ciekawi mnie skąd masz wykres jak zmieniała się Twoja pozycja na różnych punktach? Sam stworzyłeś czy gdzieś w wynikach można do niego dojść?
Dzięki! 🙂
Luz był od początku, do samego końca. W życiu nie czułem takiej energii! I to pomimo tych podbiegów i tego cholernego wiatru. Gdybym trójkę miał już wcześniej złamaną, to śmiało atakowałbym 2:55 h 🙂
Jeżeli mowa o wykresie, to sam go sobie zrobiłem.
Świetna relacja, dzięki! Potwierdzam, że pizgało w Gdańsku niemożebnie – ja sam zrezygnowałem z zaplanowanego treningu usprawiedliwiając się, że przecież nic na siłę 😉
Wielkie dzięki! 🙂