Dotarliśmy do ulicy Fryderyka Chopina. W oddali słyszałem już kibiców. Wiedziałem, że wśród nich będzie Magdalena i Ewelina.


Wkrótce po lewej stronie poczułem mocny doping. Po raz pierwszy w życiu walczyłem o podium i to było niesamowite uczucie.
Po prawej wkrótce dojrzałem Magdę, której przybiłem piątkę i pognałem przed siebie. Dotarłem do ulicy 1 Maja, na której mieszkałem przez kilkanaście lat swojego życia. Ten teren znam jak własną kieszeń.
7-my kilometr i Garmin oznajmił, że trwał on dokładnie 3:35 min.
Kibice przepięknie mnie tam ponieśli.
Dotarłem do ronda i wraz z moim towarzyszem, pokonaliśmy całą ulicę Powstańców. Na jej końcu czekały na nas 4 krótkie skręty i wkrótce znaleźliśmy się na ulicy Obwodowej. Sama nazwa może Wam niewiele mówić. Dla mnie istotne było to, że zaraz na jej końcu znajdował się zakręt, a za nim meta.
Cały czas biegłem ze swoim kompanem. Rafał zajmował 4 miejsce i był kilkaset metrów za nami. Przed minięciem 9-ego kilometra byłem już pewny, że mam wymarzone podium. Nie wiedziałem jednak jak wysoko na nim stanę.
8 km – 3:41 min
9 km – 3:49 min
Jakieś 200 metrów przed końcem ulicy Obwodowej mój towarzysz rozpoczął atak. Wyskoczył jak z procy i choć byłem przygotowany, że tak to się może skończyć, to nie byłem skuteczny w odparciu tego ataku. Mając tętno na poziomie 190 bpm nie miałem zapasu, z którego mogłem skorzystać.
Pogodziłem się z trzecim miejscem, po czym również skręciłem w prawo. Przede mną była ostatnia prosta. Rozpędziłem się do tempa 3:26 min/km i w geście triumfu pokonałem metę. Byłem z siebie cholernie dumny.
Udało mi się wywalczyć nowy PB 36:40 i zająłem 3 miejsce w klasyfikacji OPEN!
Zaraz za metą wykonano nam pamiątkowe zdjęcie.
To była piękna walka. Szczególnie przez ostatnie 6 kilometrów. Dawaliśmy sobie zmiany, proponowałem wodę i nawet przy tym tempie udało się zamienić kilka słów. Choć rywalizowaliśmy o jak najwyższą lokatę na pudle, wszystko odbywało się w iście dżentelmeńskim poszanowaniu i zasadach fair play. Jak dla mnie to jest właśnie istota rywalizacji.
Oddałem zwrotny chip, po czym odnalazłem swoje dziewczyny. Jakieś pół godziny później zaczęto wyczytywać zawodniczki i zawodników, którzy zajęli podium w poszczególnych klasyfikacjach wiekowych.
Przyszła kolej i na mnie. Magda od razu podeszła ze mną i zaczął się jeden z najmilszych momentów dla każdego amatora. Wszak cholernie rzadko się zdarza, aby trafić na podium w klasyfikacji OPEN.
![]() ![]() |
![]() ![]() |
![]() ![]() |
Na razie jednak otrzymałem puchar za kategorię wiekową: „Mężczyźni 36-49 lat”. Czekałem na kolejne wywołanie do tablicy i puchar za 3 miejsce OPEN. Okazało się, że organizator statuetki przewidział jedynie dla kategorii wiekowych.
Spojrzałem na Piotra, który wygrał bieg z czasem 33:40, a następnie na Michała. Spojrzałem na Ewelinę, która zajęła pierwsze miejsce wśród kobiet no i… wszyscy byliśmy lekko zdziwieni.
Poproszono nas do wspólnego, pamiątkowego zdjęcia:
I każdy poszedł w swoją stronę.
Dziwne to było, bo mimo wszystko liczyłem na podium w klasyfikacji OPEN.
Jak oceniam bieg?
Organizacyjnie bardzo dobrze, ale kurde… to nie to samo, co bieg z Katowic do Siemianowic Śląskich. Ten kultowy, o który marzę, że jeszcze kiedyś dojdzie do skutku.
Jak dla mnie trasa była łatwiejsza, niż ta z biegu Wiosennego w Parku Śląskim. Pomimo kilku podbiegów, jest stosunkowo szybka i sprzyja poprawianiu życiówek.
Jak oceniam swoją formę?
To dla mnie spora zagadka, że biegając na co dzień tak wolno (w okolicy 5:40 min/km) jestem w stanie rozpędzić się do tempa 3:42 min/km i przy okazji skutecznie powalczyć o podium.
Pokonanie mety na 3 miejscu w klasyfikacji OPEN zapamiętam na bardzo długo. Fajnie, że tak to się potoczyło.
Gdyby ktoś mi w 2012 roku powiedział, że po 13 latach w Biegu im. Korfantego – choć na zmienionej trasie – zawędruję na podium, to bym mu nigdy nie uwierzył.
Życie potrafi czasami człowieka nieźle zaskoczyć.
I bardzo dobrze.