W Berlinie byłem do tej pory dwukrotnie. Za każdym razem było bardzo krótko i równie intensywnie. Za pierwszym razem, gdy startowałem w maratonie w 2013 roku, o zwiedzaniu nie było mowy. Do stolicy Niemiec dotarłem wtedy autokarem z piątku na sobotę. W sobotę – z samego rana – ruszyłem po pakiet. W niedzielę był bieg, a w poniedziałek rano powrót do kraju. Z atrakcji turystycznych zapamiętałem jedynie Bramę Brandenburską, Bundestag, Katedrę Berlińską, Berliner Fernsehturm i niemieckiego McDonaldsa. Naprawdę, pozwiedzałem wtedy tyle, że ho ho.
W 2021 roku postanowiłem to nadrobić. Znowu jechałem tam jedynie na weekend, ale z uwagi na wczesną porę wyjazdu z Katowic, w Berlinie byłem w piątek około 14:00. Od razu udałem się na Expo, aby odebrać numer startowy. Sobota była więc w całości przeznaczona na zwiedzanie.
Poniżej znajdziecie moją propozycję spaceru, w trakcie którego zwiedzicie kilka podstawowych atrakcji turystycznych (bezpośredni link):
Te kilka kilometrów (wychodzi około 7 km + 2 km jazdy pociągiem do East Side Gallery) to tak w sam raz, aby zrobić zdjęcia, odwiedzić ciekawe miejsca i przy okazji zbytnio się nie zmęczyć. Jeżeli jesteście w Berlinie jedynie na weekend, który wieńczycie maratonem, to poniższa trasa powinna przypaść Wam do gustu.
Całość trasy pokonałem wraz z Januszem, który w niedzielę również miał się zmierzyć z trasą maratonu.
Nasz spacer rozpocząłem od jednego z bardziej znanych punktów, na turystycznej mapie Berlina – słynnego Checkpoint Charlie. W okresie, w którym to Stany Zjednoczone i Związek Radziecki nie żywiły do siebie sympatii, było to jedno bardziej znanych przejść granicznych na świecie.
Po jednej stronie znajdowała się NRD, a po drugiej Berlin Zachodni.
Widząc kolejkę do budki wartownika, postanowiłem ustawić się z boku i poprosiłem Janusza o zdjęcie. Te minuty, które spędzilibyśmy w kolejce, wolałem przeznaczyć chociażby na gapienie się na Bramę Brandenburską.
Skręciliśmy w lewo i mijając m.in. wystawę Trabantów
dotarliśmy do drugiego punktu na naszej mapie – Topografii Terroru.
Topografia Terroru to muzeum, które powstało na terenie, na którym swoją siedzibę w czasie II wojny światowej miało Gestapo i przywództwo SS, a także Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy.
Z racji ograniczonego czasu, nie weszliśmy do budynku, a jedynie obejrzeliśmy wystawę na zewnątrz.
Na wielu fotografiach utrwalono burzliwy okres II Wojny Światowej.
W pewnym momencie Janusz wskazał na ulicę, przez którą przebiegała długa linia zrobiona z kostki brukowej:
Powiedział, że właśnie tam stał kiedyś mur. Rzeczywiście. Tego dnia jeszcze wielokrotnie dostrzegłem na jezdni i chodnikach długie, wybrukowane proste. Gdyby nie on, raczej nie zwróciłbym na to uwagi.
3. Plac Poczdamski.
Po kolejnych kilkuset metrach dotarliśmy na jeden z bardziej znanych placów w Berlinie – Potsdamer Platz.
Pamiętam go doskonale, gdy w 2013 roku, wyszedłem z metra na ten właśnie plac i rozpocząłem marsz na start swojego pierwszego Majora.
Wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą i od razu poprosiłem Janusza o kolejne zdjęcie:
Po lewej ja z 2013 roku, a po prawej – 8 lat starszy.
Na środku znaleźliśmy także oznaczenie 38 kilometra, które mieliśmy mijać za kilkadziesiąt godzin.
Obok znajdował się fragment muru, który z bliska wyglądał niezwykle obleśnie. Wszystko za sprawą miliarda gum do żucia, które były do niego poprzyklejane. Nie wiem kto wpadł na ten pomysł, ale chyba bardzo mu się nudziło.
Przedostaliśmy się przez centrum handlowe, nad którym górowała charakterystyczna kopuła. Janusz powiedział, że po zmroku robi niesamowite wrażenie.
Nie miałem wtedy jak to sprawdzić, więc ufam mu, że tak właśnie jest.
4. Pomnik Pomordowanych Żydów Europy.
Wkrótce zawędrowaliśmy do Pomnika Pomordowanych Żydów Europy, który upamiętnia zagładę Żydów podczas II wojny światowej.
Jak powiada Wikipedia: „Pomnik składa się z 2711 betonowych bloków-steli (po jednym na każdą stronę Talmudu)”.
Miejsce to robi niezwykłe wrażenie i chyba jest to jeden z bardziej przejmujących pomników, który widziałem w życiu.
Kilka minut dalej trafiliśmy wreszcie na wizytówkę Berlina – Bramę Brandenburską. To właśnie tam postanowiliśmy uczcić ten dzień wspólnym zdjęciem:
Dla każdego maratończyka ta brama, to nic innego, jak oznaka końca maratonu. To ostatnia prosta do mety, którą należy pokonać w dumą. Celebrować każdy krok i przygotowywać się na wielki finał.
Z daleka można było dostrzec metę, do której jest jednocześnie tak blisko i poniekąd – tak daleko.
Gdy dzień później kończyłem maraton (relacja), ostatkiem sił walczyłem tam o złamanie 3:10 h. Do końca nie byłem pewny czy mi się to uda. Na całe szczęście wszystko dobrze się skończyło.
6. Reichstag / Bundestag / Sprewa.
Kontynuowaliśmy spacer zmierzając w stronę rzeki Sprewa.
Po lewej minęliśmy Reichstag:
Dotarliśmy do rzeki. Przed nami nami znajdowały się budynki Bundestagu.
Skręciliśmy w prawo.
W tle widzieliśmy już Berliner Fernsehturm, do której powoli się zbliżaliśmy.
7. Aleja Pod Lipami.
Kolejny przystanek na trasie to Unter den Liden, którą musieliśmy przeciąć, aby dotrzeć do kolejnych punktów na mapie.
Na jezdni dostrzegłem charakterystyczne 3 paski, za pomocą których wytyczono najkrótszą, regulaminową trasę maratonu.
Jeżeli marzy się Wam dotarcie do mety w jak najlepszym czasie, to polecam się ich trzymać. Nie ma sensu nadrabiać drogi. Szczególnie na tak zatłoczonej trasie.