Tydzień po genialnym półmaratonie w Ołomuńcu, wziąłem udział w VI Rybnickim Półmaratonie Księżycowym. W 2013 r. biegłem tam po raz pierwszy. 3 pętle pokonałem wówczas w czasie 01:35:38 ustanawiając nową życiówkę. Doskonale pamiętam niesamowitą atmosferę, w trakcie pokonywania rynku. Noc, cisza, a tu nagle pół Rybnika z transparentami i wuwuzelą. W zeszłym roku niestety nie udało mi się tam pojawić, z uwagi na start w 2. Nocnym Półmaratonie we Wrocławiu. W tym, postanowiłem to nadrobić. Czy było równie elegancko, co tydzień wcześniej w Ołomuńcu?
Do Rybnika pojechałem z Eweliną i trójką przyjaciół: Anią, Gosią i Andrzejem. Po 19:00 udaliśmy się po pakiety startowe. Wszystko odbyło się bez jakiegokolwiek problemu. Po zajrzeniu do środka reklamówki, nieco się zawiodłem. Za kwotę 50 zł (najniższa z możliwych opcji – w przypadku zapłaty do 30 IV) można było otrzymać numer startowy, kupon na zupę, okolicznościową chustę typu Buff, a także najnowszy numer Tygodnika Rybnickiego w szacie graficznej a’la Fakt, albo inny ZuperXpress (numer dostępny – tutaj) i… to by było na tyle. Wiadomo, człowiek nie biega dla samego pakietu startowego, ale miło, kiedy organizator się wysili i stosunek ceny do zawartości pakietu, jest zdecydowanie korzystniejszy.
miesiąc w moim życiu i powiem szczerze, że pod jego koniec – cytując klasyka ś.p. Bohdana Tomaszewskiego – nie miałem już takiej świeżości w kroku. Do Rybnika nie jechałem więc z myślą: „Atakuję życiówkę z Krakowa!”. Kolejny już raz ustawiłem pacemakera na około 4:20 min/km i czekałem co też wydarzy się na trasie. Będzie siła: przyspieszam! Nie będzie jej: zwalniam i skupiam się na przybijaniu piątek.
Jeżeli chodzi o samą trasę, to w stosunku do tej z przed 2 lat, uległa sporej modyfikacji. Poniżej znajdziecie porównanie tej z 2013 i 2015 roku:
Wybiła 22:00 -> ruszyliśmy.
Pierwsze 500 metrów można by opisać słowami: szeroko, prosto i w dół. To był czas, w którym starałem się ominąć jak największą liczbę biegaczy. Dlaczego? Zaraz za tym odcinkiem pojawił się zakręt w lewo, a następnie jezdnia, która co prawda miała 2 pasy, ale biegło się tylko jednym z nich. Ponad 1300 biegaczy musiało się zmieścić na pasie szerokości kilku metrów. Działo się to zaledwie kilkaset metrów po przekroczeniu linii startu. W mojej grupie było całkiem ok, ale to co działo się za moimi plecami, przypominało ponoć dantejskie sceny. Tak wąskie gardło już na samym początku? Sądzę, że na przyszłość trzeba by zamknąć całą ul. Sybiraków. Byłoby zdecydowanie luźniej.
1 i 2 kilometr zrobiłem w tempie około 4 min/km. Pierwsze mocniejsze wzniesienie pojawiło się dokładnie po 2,5 km biegu. Wyglądało tak:
I trwało (z niewielką przerwą) około 1 km. Myśl o tym, że będę tu musiał wbiec jeszcze 2 razy, nie napawała mnie jakimś hurraoptymizmem. Szczególnie, jeżeli tempo miało oscylować około 4:20 min/km.
Kilka zakrętów w prawo, kilka w lewo i równo po 30 minutach udało mi się przebiec pierwszą pętlę. Biegłem na czas poniżej 1:30 h, ale wiedziałem, że nie ma najmniejszych szans, abym taki wynik uzyskał na mecie. Nie przy w/w wniesieniu, które czekało na mnie przed 10 i 17 kilometrem.
Nie pamiętam, czy było to w trakcie przemierzania pierwszej, czy drugiej pętli. Wiem, że stało się to na ulicy Tadeusza Kościuszki. Biegnę sobie biegnę, gdy nagle – tak 2 metry przede mną – leci sobie kefir z nieba i upada jakieś 2 metry przede mną. Spoglądam w górę, skąd nadlatywał mleczny pocisk. Na ostatnim piętrze niewielkiego bloku właśnie zamykały się drzwi balkonowe, a zza nich niósł się głos: „Spi*rdal*jcie! Chu*&! Ku@wy!” Itepe, itede. Spojrzałem w oczy biegaczowi, który był w podobnym szoku. Skwitowaliśmy to hasłem, że takie rzeczy, to chyba tylko w Polsce… No nic, zdopingowany nabiałem zwiększyłem tempo. Na szczęście do mety nikt już we mnie niczym nie rzucał.
Wspomniałem o dopingu, czas wspomnieć o kibicach. Nie wiem, czy to d*psko mi urosło od zagranicznych wojaży i zacząłem więcej wymagać od organizatorów (w zasadzie poza granicą biegłem tylko 3 razy)? Czy po prostu w kwestii kibicowania wyostrzyły mi się zmysły (patrz – półmaraton w Ołomuńcu)? A może w Polsce kultura kibicowania jest jeszcze w powijakach? Na całej 7 km trasie półmaratonu, było zaledwie kilka miejsc, w których kibice robili coś poza staniem i patrzeniem się w ciszy na przebiegających zawodników. Najwięcej było ich na rynku. Większa grupa stała też na ul. Strzeleckiej, a także na podbiegu, o którym już wcześniej wspominałem. Nie wymagam tego, aby przez całą trasę ciągnął się sznur ludzi, o którym pisałem -> tutaj (oczywiście byłoby genialnie!). Ale… jak sobie tak biegniesz i przed sobą widzisz – tak na oko – 40-50 ludzi i żaden nawet nie drgnie, to trochę słabo to wygląda. Może za dużo wymagam, ale fajnie gdy biegiem żyje całe miasto, a nie jedynie ścisłe centrum. Powtórzę się – gdyby nie bieg w Czechach, prawdopodobnie nie zwróciłbym na to uwagi.
Moim zdaniem trasa jest trudna i nie sprzyja poprawianiu życiówek. Jest co prawda kilka stromych zbiegów, ale zaraz za nimi czają się podbiegi, które skutecznie wytrącają z rytmu.
Fajnym pomysłem była strefa relaksu, z której można było skorzystać przed, jak i po biegu. Spisali się wolontariusze, którzy dwoili się i troili, aby nikomu niczego nie zabrakło. Więcej stanowisk z kibicowaniem, całkowite zamknięcie ul. Sybiraków, nieco bogatszy pakiet startowy i będzie o wiele lepiej.
3 komentarze
Genialny pomysł z tym nabiałem, weź to podrzuć organizatorom i widzę te stosy serów na zapas w koszykach sklepowych na 8 dni przed półmaratonem 😀
„Rybnik strefą bezjogurtową” – prohibicja…
Do tego przez Ciebie (bo zbyt szybko biegłeś) jeden rybniczanin się teraz musi leczyć z depresji: „Panie doktorze i jeszcze nie trafiłem w tego $##$% kefirem”…
Pakiet startowy to nie tylko to co w reklamówce. Zabezpieczenie trasy, oświetlenie, punkt odżywczy… A kibicowanie w Polsce jest na dobrym poziomie, bo co to za frajda dla zwykłego człowieka klaskać przez 3 godziny tym co biegają ? Jeżeli samemu się nie biega to się tego nie zrozumie 😉
Zgadzam się z Tobą, pakiet startowy to nie tylko przysłowiowe „dary losy” 🙂 Startuję od 3 lat i wielokrotnie byłem już świadkiem tego, że pomimo zamykania głównych ulic i wykonywania innych kaso-chłonnych czynności przez organizatora, w pakiecie można było znaleźć zdecydowanie więcej, niż w tym z rybnickiego półmaratonu 😉
„Co to za frajda dla zwykłego człowieka klaskać przez 3 godziny tym co biegają, jeżeli samemu się nie biega?” – wiesz, jest wiele różnych dyscyplin, w których ludzie mocno kibicują, sami nie uprawiając tego sportu. Nadal się zastanawiam dlaczego w Ołomuńcu ludzie kibicowali przez 21 km. Czy to były tylko rodziny biegaczy? Jeżeli nie, to dlaczego tak nie może być u nas?