Drugi z serii tekstów o moim pobycie w Tokio.
Tym razem o jedzeniu i mroku rozświetlanym przez reklamy.
3. Jedzenie.
Myślisz o Japonii i jedzeniu? Raczej na pewno Twoim pierwszym skojarzeniem będzie sushi. W Polsce sushi jadłem kilkakrotnie, ale dopiero w Japonii poznałem jego właściwy smak. W typowej japońskiej restauracji, z poruszającymi się wokół talerzykami z sushi, byłem 2 razy. Starałem się wybrać miejsca z dala od głównych ulic. Przede wszystkim z uwagi na cenę. Z drugiej strony taka restauracja, gdzieś w bocznej uliczce, wydawała mi się jakaś taka bardziej poczciwa i wiarygodna.
Instrukcja obsługi? Proszę bardzo… Wchodzisz, witasz się, siadasz i masz przed sobą taśmę, na której jeździ sushi na małych talerzykach. W środku stoi sushi master i czaruje. Talerzyki tak sobie krążą. Masz 2 wyjścia: albo porywasz któryś z nich, albo prosisz sushi mastera o przygotowanie czegoś ekstra i dopiero wtedy go porywasz.
Achtung! -> Krótka lekcja savoir–vivre: sushi należy wkładać do ust w całości. Pałeczek nie należy krzyżować – na talerzu zawszę muszą leżeć równolegle do siebie. W sosie sojowym maczamy kawałki od strony ryby – nigdy od strony ryżu. <- Achtung ende!
Nadal nie mogę dojść do siebie po tym, co przeżyły moje kupki smakowe. W życiu nie jadłem tak dobrych kawałków ryb. Sam tuńczyk pojawił się w 3 stopniach tłustości. Niebo w gębie, a w zasadzie to i cała galaktyka.
Po posiłku puste talerzyki zostają zliczane. W większości jest tak, że kolor danego talerzyka odpowiada konkretnej kwocie. Płacimy, wychodzimy i myślimy o tym, co właśnie przeżyliśmy.
Sushi to jednak nie wszystko. Japonia słynie również m.in. z potrawy o nazwie ramen. To nic innego jak rosół z makaronem i takim wkładem, jaki sobie zażyczymy. To może być kawałek wieprzowiny, jajko czy jakiś inny frykas.
Z powodu dosyć wysokiej temperatury makaronu, najlepiej konsumować go głośno przy tym siorbiąc. Dzięki temu uprzednio nieco go schładzamy. Na końcu wypijamy rosół łyżką, bądź pijemy wprost z naczynia – przechylając je.
Przed typową restauracją z ramen znajduje się automat, za pośrednictwem którego wybieramy dodatki do potrawy i od razu płacimy. Dostajemy kartkę, udajemy się do środka i jemy.
Jakby tego było mało, to ramen możemy sobie jeszcze spersonalizować zaznaczając odpowiednie opcje na kartce. Wybieramy stopień ostrości czy twardości makaronu. Po jakimś czasie, zza maty wyłania się gotowy posiłek.
Co jeszcze?
Na pewno yakitori. Jak powiada wikipedia: „Yakitori to potrawa z kilkusetletnią tradycją, pochodząca z Japonii. Jest to szaszłyk drobiowy, opiekany na węglu drzewnym, umieszczonym w wąskich grillach”. I tak jest w rzeczywistości. Kawałki kurczaka mogą pochodzić ze wszystkich jego miejsc.
Co jest ciężko dostać?
Przede wszystkim chleb w takim typowo europejskim wyobrażeniu. Niedaleko hotelu znajdowały się 2 sklepy spożywcze, które w Japonii nazywają się combini. Chleba niestety nie udało mi się kupić. W zamian za to, w lodówkach wyłożone były kanapki. Do tego ciepła kawa, jakaś sałatka i śniadanie gotowe.
Dziwne połączenie?
Na pewno naleśnik z lodem i bitą śmietaną. W dzielnicy Harajuku przystanąłem przy czymś o bardzo dziewczyńskich barwach. Za szybą ponad 90 wariacji w/w potrawy (?). Wygląda to tak:
Na środkowym zdjęciu widać atrapy naleśników. To właśnie atrapy witają klientów w większości restauracji. Przed wejściem można spotkać plastikowe odpowiedniki dań, które można sobie zamówić. Niektóre wyglądają jak żywcem wyjęte z patelni:
4. Tokio po zmroku.
Reklamy świetlne – nieodłączny element tokijskiej architektury. Pisząc o nich, mam przede wszystkim na myśli dzielnice takie jak Akihabara, Shibuya czy Shinjuku. Dopiero w nocy, właśnie za sprawą wielokolorowych reklam, nabierały one charakteru. W dzień nie wyglądały tak spektakularnie.
Wydaje mi się, że nie ma co się dłużej produkować. Oddaję głos poniższym zdjęciom:
6 komentarzy
To post dla mnie! <3
Cieszę się, że spróbowałeś tych wszystkich smakołyków!
Buziaki!
Dzięki!
Było ich o wiele więcej. Skupiłem się na tych najważniejszych 🙂
Cóż za zbieg okoliczności! Odwiedziliśmy ostatnio tą samą restaurację kaiten sushi <3 w Tsukiji zapraszamy na naszego bloga http://www.maguro.pl/blog i oczywiście polecamy najnowszy wpis
W tej restauracji akurat się nie stołowałem. Wszystko przez masakrycznie długą kolejkę przed wejściem 😉 Sam targ robi niesamowite wrażenie. Szczególnie te wszystkie boczne alejki. Idealne na dokręcenie kilku zdjęć do Blade Runnera 🙂
Reklamy robią wrażenie! Jeśli chodzi o jedzenie, to – jak dla mnie – ma za dużo oczu… Ja wiem, że pewnie można tam w restauracjach zjeść więcej wegeżarcia niż w Polsce, ale weź się tu rozeznaj w tych ich robaczkach w menu… :/
Dlatego do wyjazdu przygotowałem się również od strony kulinarnej. Wykułem na blachę najważniejsze dania. To jak powinny wyglądać i jak je wymówić, aby je zamówić 😉
A propos reklam. Jak czasami wychodziłem z metra, to szczękę zbierałem z podłogi.