Za 11-tym km pojawiła się zapora wodna. Po jej minięciu została mniej niż połowa drogi. Przed oczami miałem ten nieszczęsny podbieg na 18-tym km, który skutecznie oddziela mężczyzn chłopców. Sądziłem, że w tym roku wyląduję w tej pierwsze grupie. Niestety, znowu zostałem przez niego pokonany. Zresztą poniżej macie jego zdjęcie. Ładny, prawda?
Prawdę pisząc, do szybkiego marszu musiałem przejść kilka razy. Działo się to zazwyczaj zaraz na końcu danego wzniesienia. Zwalniałem, brałem łyk wody, uspokajałem oddech i od razu wracałem do biegu. Wolałem rozegrać to w ten sposób, niż za wszelką cenę i wbrew organizmowi – przeć do przodu jak taran. Przez pierwsze kilometry ta sztuka co prawda mi się udawała, ale tak na 15-16 km najzwyczajniej w świecie brakowało mi siły. Robiłem co mogłem, aby straty nadrobić w trakcie zbiegania i zazwyczaj mi się udawało.
Po ostatnim dużym podbiegu było już tylko z górki. Po minięciu ronda pojawiła się długa prosta, a na jej końcu rynek, meta i jeden z ładniejszych medali, który do tej pory otrzymałem.
Udało mi się zająć 200 miejsce w kategorii OPEN na 2244 biegaczy. Z czasu jestem jak najbardziej zadowolony. Jak wyglądało to 2 lata temu? Poniżej znajdziecie endo_porównanie moich dwóch startów w Żywcu.
Żywiec 2016:
Żywiec 2014:
Jestem bardzo ciekawy, czy na tej trasie uda mi się kiedyś zejść poniżej 1:30 h. Może gdybym zabrał się za jakiś konkretny trening? Tylko czy jest to tego warte?
Od dłuższego czasu biegam wtedy kiedy chcę i w tempie, które mi aktualnie odpowiada. Kontuzje [odpukać!] mnie omijają, a czasy na mecie potrafią pozytywnie zaskoczyć. Niczego do szczęścia mi nie potrzeba. No dobra, chciałbym wreszcie złamać te nieszczęsne 3:30 h w maratonie! Byłoby elegancko.
Wiem, że początkowy chaos udało by się wyeliminować tworząc strefy czasowe, których w tym roku niestety zabrakło. Wiem, że niektórzy nie dostali medalu. Część narzekała na małą ilość kubków w strefach z nawadnianiem, bądź zbyt wąskie gardło zaraz przed metą [kibice uporczywie wchodzili na trasę biegu]. Ok, błędy zdarzają się nawet najlepszym.
Co w związku z powyższym zrobił Pan Mirosław Dziergas – dyrektor biegu? Moim zdaniem zachował się naprawdę w porządku. Staropolskim zwyczajem nie zamiótł niczego pod dywan i nie czekał, aż sprawa ucichnie.
Kilkanaście godzin po biegu wydał komunikat:
Nie wiem jak Wy, ale ja w Żywcu melduję się za rok. Klimat biegu jest nie do podrobienia. Wierzę, że po wyeliminowaniu kilku błędów, za rok będzie o wiele lepiej.
Jeżeli jeszcze nie biegliście wokół Jeziora Żywieckiego, to koniecznie musicie to nadrobić.
[zdj. obrazka głównego do niniejszego tekstu: Lucjusz Cykarski – facebook.com/OkiemFotoreportera]
[shareaholic app=”share_buttons” id=”10261725″]
[shareaholic app=”recommendations” id=”10261733″]
4 komentarze
Świetna relacja, miło było się spotkać, kolejny start w Żywcu – obowiązkowo!
Dzięki! Są trasy, na które się wraca. Wydaje mi się, Żywiec jest tego idealnym przykładem 😉
Gratulacje Marku!
„Trasa półmaratonu jest równie trudna, co satysfakcjonująca.” masz rację, to jest wspaniałe w tym biegu 🙂
Pozdrowienia 🙂
Dzięki!
Do zobaczenia z rok 🙂