Kilkaset metrów dalej zaczęliśmy coraz głośniej dopingować biegaczy. Że za tą długą prostą naprawdę jest już meta; że jeżeli dadzą z siebie wszystko, to czas poniżej 50 min jest jak najbardziej realny. Cały czas biegliśmy z ok. 20 sekundowym zapasem. Zaczęliśmy go powoli wytracać, aby w spokoju skupić się na motywowaniu okolicznych biegaczy.
Przed metą odnalazłem w gąszczu głów swoje tatę, któremu zdążyłem jeszcze przybić piątkę. Krzyknąłem, że właśnie na metę wbiega grupa na 50 min. Pokazałem kibicom, że liczę na ich wsparcie.
Przemek wbiegł na metę z czasem 49:39. Ja jeszcze cały czas dopingowałem kolejnych biegaczy. To naprawdę było silniejsze ode mnie. Ustawiłem się na krótkiej prostej przed metą i klaskałem jak nawiedzony. Spojrzałem na stoper: zaraz minie 50 min. Powoli wbiegłem na metę. Medal, woda mineralna i radość z dobrze wykonanej roboty. Dowodem na to była rozmowa z pewną dziewczyną, która nam podziękowała. Fajnie jest móc coś takiego usłyszeć.
Nie ważne. Istotne jest to, że na mecie spotkałem Ewelinę, swoich rodziców, babcię i pewną małą pannę, która spała w najlepsze i raczej nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej ojciec właśnie przybiegł z Katowic do Siemianowic. Przez kilka ostatnich miesięcy marzyłem o tym, aby moja córka mogła się pojawić na mecie jakiegoś biegu. Wreszcie się to udało.
Wydaje mi się, że wraz z Przemkiem dobrze wykonaliśmy powierzone nam zadanie. W trakcie biegu nie szarżowaliśmy i nie zrywaliśmy tempa. Staraliśmy się nawiązać kontakt ze swoją grupą, z której pod koniec, niestety prawie nic nie zostało. To nie będzie żadne zaskoczenie jeżeli napiszę, że pogoda zwyciężyła. Warunki były wymagające. Szczególnie dla debiutantów.
Tak prezentowały się poszczególne kilometry. Musieliśmy dokonać pewnych zmian i na zbiegach delikatnie przyspieszaliśmy, aby móc później delikatnie zwolnić na podbiegach.
Jeżeli tylko pojawi się taka możliwość, z chęcią znowu poprowadzę grupę na jakiś czas. Postaram się, aby tym razem był to dystans półmaratonu.
Jak oceniam bieg?
Kilometry były dobrze oznakowane. Wreszcie na starcie pojawiły się prowizoryczne strefy startowe. W trakcie biegu można było spotkać m.in. tablice nawiązujące do znanych miejsc w Siemianowicach Śląskich. Niestety kibice nie dopisali. Nie wiem z czego to wynika, że w jednym mieście jest ich więcej, a w drugim prawie wcale. Jako ciekawostkę podam, że w Siemianowicach Śląskich, kibiców na trasie było zdecydowanie więcej, choć miasto to ma zdecydowanie mniejszą liczbę mieszkańców niż Katowice. Szkoda, że trasa po raz kolejny sprzyjała jej skracaniu. Dotyczyło to szczególnie okolic ronda obok Spodka. Ludzie biegli tam jak chcieli. No i ta ilość toalet. Niestety znowu było ich za mało. Kilkanaście kabin na ponad 1000 biegaczy, to zdecydowanie za mała ilość.
W przyszłym roku po raz kolejny wezmę w nim udział. Nie wyobrażam sobie tego, aby bieg im. Wojciecha Korfantego nie pojawił się na liście moich startów. Od niego tak naprawdę wszystko się zaczęło. Gdybym się wtedy zniechęcił, to raczej na pewno nadal byłbym tak fajnie gruby, częściej chorował, a domena www.drogadotokio.pl byłaby nadal do kupienia.
[shareaholic app=”share_buttons” id=”10261725″]
[shareaholic app=”recommendations” id=”10261733″]
18 komentarzy
Dla mnie bieg Korfantego też jest tym pierwszym. Obiecałam sobie, że o ile zdrowie pozwoli to będę startowała co roku. Namówiłam nawet małżonka do rozpoczęcia naszej nowej biegowej tradycji. Liczę też na to, że kiedyś dołączy do nas syn… 😉 Jednak muszę przyznać, że czuję trochę niedosyt… Nie dogoniłam Cię. Mam wrażenie, że w organizację wkradł się chaos, niestety. I tak w ogóle, to miło było Cię poznać i dzięki za fotkę 😉
Cała przyjemność po mojej stronie! 🙂 Własnie zmieniłem Twoje imię w tekście. Wybacz, ale sądziłem, że masz na imię Aleksandra :/ Jakoś tak to zakodowałem. Mam nadzieję, że ta zniewaga zostanie mi wybaczona? 😉
Ty to masz szczęście, właśnie miałem jakiś hejt wdrożyć, żeś Kasi nie wymienił w tekście 😛 Swoją drogą, to Ty już miałeś szczęście Kasię poznać, ja jeszcze nie 🙁
Ty to naprawdę jesteś czujny! I nic się nie martw. Dopiero się rozkręcam. Domknę tylko sprawy szkoleń i zapisuję się na kolejne biegi. Może jeszcze w tym roku się spotkamy 🙂
Trzymam za słowo! 🙂
Aleksandra to bardzo ładne imię. Zresztą założyłam, że co krok byłeś „zaczepiany”… wiesz… fame 😉 Jakby co to możesz zajrzeć na moją stronkę. Dowiesz się jak było po drugiej stronie, tzn. w sektorze Biegam Bo Lubię 😉
Tradycyjnie trzymasz wysoki poziom relacji. Żałuję, że nie biegłem 🙂 Woda mam nadzieję była w tym roku w mniejszych butelkach? 😀 I co jak co liczenia czasu brutto to ja nie rozumiem. Tak trudno komputerowo odczytać różnicę czasu startu od mety? 🙁
Ano właśnie…
Tym bardziej że rok temu wszystko było w porządku. W *.pedeefie pojawił się czas netto i brutto. Byłem przekonany, że przekraczam metę z czasem poniżej 50 min. Okazało się, że dodano mi jeszcze 12 sekund.
Pewno jakaś dziadowska oszczędność. Złośliwi teraz mogą szybko napisać, że „Korfanty to nie jest bieg do bicia życiówek – bo masz na mecie czas brutto”. A szkoda, bo trasa atestowana PZLA.
Napisałem w tej sprawie do Domtel Sport Timing. Dam znać co mi odpiszą.
Bycie pacemakerem to świetna zabawa i spora odpowiedzialność.
Zwłaszcza przy długich dystansach jak półmaraton, a zwłaszcza maraton.
Bo tam najmniejsze błędy równają się tym, że zawodzi się biegaczy.
A to nie jest w porządku, oczywiście 😉
Gratuluję sprawnego zającowania 🙂
Dzięki! No właśnie z chęcią sprawdziłbym się na dystansie półmaratonu. Maratonu to ja się niestety muszę jeszcze nauczyć.
Dziękuję Ci za Twoje rady! 🙂
W relacji brakło mi kluczowej informacji… a na mecie była kiełbaska. 😉
Było to dla mnie duże zaskoczenie, bo raczej nie takiego posiłku regeneracyjnego się spodziewałem. Śmiałem się więc w duchu, bo był to dla mnie widok nietypowy. Biegacze, w dużej części wysportowani, wybiegani, i na pewno w dużej mierze zdrowo się odżywiający, teraz z medalami na szyjach, wspólnie zajadali się kiełbaskami (bardzo dobrymi zresztą). I ten unoszący się nad stolikami duch atmosfery biegania. Dyskusje o trasie, o wcześniejszych edycjach, taktyce czy planach na kolejne imprezy. Nawet o patronie biegu. Chyba polubiłem to miejsce i towarzyszących mi wtenczas współbiegaczy. Naprawdę klimat „Korfantego” przypadł mi do gustu. Czułem się tam dobrze. Jeżeli podobne atrakcje serwują na PKO Silesia Marathon, chętnie pojawię się tam na „połówce”. Acha. Na mecie miałem Ci powiedzieć, że trzeba było być zającem na 40:00. Uniknąłbyś długiej kolejki do bufetu… Pozdrawiam. Marcin
Rzeczywiście zapomniałem o tym wspomnieć. W tym roku zrezygnowałem z posiłku, więc może dlatego.
W trakcie PKO Silesia Marathon emocji na pewno Ci nie zabraknie. Na trasie są miejsca takie jak Nikiszowiec, które na pewno utkwią Ci w pamięci.
Fajnie, że udało się porozmawiać przed biegiem.
Też mój czas z zegarka różnił się od czasu podanego przez Domtela. Myślałam że ja się może w czymś pomyliłam ale widzę że tu też pojawił się ten problem. I chciałabym się dołączyć do ludzi którzy dziękują za wsparcie pacemakarów! 😀 Bieg był dla mnie… straszny pod względem psychicznym bo długo biegam i rok temu na tym samym biegu miałam czas 44:16, jednak wiedziałam, że w tym roku jest to czas dla mnie na niemozliwy 🙁 bałam się czy dobiegnę. Niestety ponad miesiąc przed biegem skręciłam obie kostki i przygotowań prawie nie było +nieregularne trenowanie przed tym wydarzeniem przez klasę maturalną 🙁
Zaczełam szybko. Niestety się przeceniłam. Biegłam z pacemakerami na 45min przez 2km ale zdałąm sobie sprawę że nie ma szans na taki wynik 🙁
Od 4km miałam strasznego doła. Biegłam i miałam ochotę się rozpłakać. Koło 6 zaczełam bardzo zwalniać ale całe szczęście znalazł się bardzo miły pan który mnie zmotywował i nawet biegł ze mną długi odcinek trasy 🙂 a koło 7/8km dołączyłam do waszej grupy 🙂 pomimo nieprzygotowania nie darowałabym sobie jakbym pobiegła powyżej 50min na zawodach! super że byliście bo widok tych pomarańczowych koszulek i baloników nawoływał mnie do dalszego biegu i nie zwalniania. Doping na końcu też super i wielkie dzięki bo gdy usłyszałam że zaraz koniec dzięki temu przyspieszyłam 😀 się mówi że to tylko parę zdań ale gdy się jest na skraju wyczerpania to takie małe rzeczy czynią cuda! Bez was prawdopodobnie bym się nie zmotywowała żeby dobiec na 50min :<
Bardzo Ci dziękuję za tak ciepłe słowa 🙂
Fajnie, że mogliśmy Ci pomóc. Na końcu rzeczywiście stałem i klaskałem jak psychopata. To było naprawdę silniejsze ode mnie 😉
To rozumiem, że spotykamy się na jakimś kolejnym biegu?
o to na pewno 😀 a jaki kolejny bieg? 🙂 mój to dycha w Gliwicach w czerwcu