Targi usytuowano w Moravia Sport Expo. Na parterze znajdowały się typowe stoiska ze sprzętem sportowym. Można się tam było zaopatrzyć m.in. w okolicznościową koszulkę. 499 koron (ok. 80 zł) za zwykły bawełniany t-shirt z nadrukiem to moim zdaniem jednak o wiele za drogo. Ciekawostką było stoisko z bieżnią i monitorem, gdzie można było wirtualnie pokonać praski maraton.
Plusem odwiedzin EXPO w godzinach porannych jest zasadniczy brak kolejek. Dotyczy to zarówno odbioru pakietu, jak i kultowego już zdjęcia na ściance z nazwiskami biegaczy. A propos pakietu. Znalazłem w nim torbę [dokładnie opisałem ją w relacji z praskiego maratonu], tonę ulotek, odblask, talon na posiłek i wodę mineralną.
Po odebraniu numeru ruszyłem w dalszą drogę, aby pozwiedzać tyle, ile się da. Wróciłem w okolice rynku, gdzie kończono instalację biegowego miasteczka. Przekraczając próg hotelu miałem w nogach z dobrych 12 km. W międzyczasie wypiłem chyba z 3 litry wody i izotonika.
Plan na 15:00 był oczywisty -> mecz Polska – Szwajcaria w wersji HD i z czeskim dubbingiem. Tutaj taka ciekawostka. Na kilkaset stacji TV dostępnych w hotelu, jedynym kanałem z Polski była TV Trwam. Widać, że #dobrazmiana dotarła także za naszą południową granicę.
Wracając do meczu – karnych niestety nie udało mi się obejrzeć, gdyż po godz. 17:30 otrzymałem zupełnie nieoczekiwaną misję od zespołu RunCzech. Miałem się zaopiekować dwójką Hiszpanów, którzy podobnie jak ja, otrzymali miejsce w ostatniej strefie startowej. Trzeba było nas przesunąć nieco do przodu.
Pech chciał, że dwójka „Szpanielów” (Hiszpan fonetycznie po czesku) w ogóle nie mówiła po angielsku. Ja nie potrafię po hiszpańsku, tak więc porozumiewaliśmy się na migi. Ostatecznie udało mi się ich przetransportować bliżej startu. Gdybym wtedy wiedział po jakim czasie przekroczę metę, to równie dobrze mógłbym sobie zacząć biec z tej ostatniej strefy.
15 komentarzy
Relacja genialna. Podczas jej czytania wypiłem 2l zimnej wody i w ostatniej chwili powstrzymałem się od wskoczenia w garniturze do zbiornika z wodą pe-poż! Nawet tętno mi poszybowało w okolice HRmax! Ciekaw jestem po ilu godzinach bym w tych warunkach ja doczłapał do mety…
Dzięki! 🙂
Ja jestem ciekawy jak wiele dzieliło mnie od dłuższego L4 😉
Na wstępie, fajna relacja. Czytam już kolejną i nie mogę wyjść z podziwu jak można cały czas robić ten sam błąd:) Czy to jest kwestia tłumów i adrenaliny przed startem. Naprawdę musisz popracować nad wolniejszym startem. Na połówce, a już na pewno na maratonie bez problemu odrabia się „straty” z pierwszych kilometrów. Ja nauczyłem się w końcu panować nad emocjami i jest o niebo lepiej:)
Wiesz, aż tak źle chyba ze mną jednak nie jest i wbrew pozorom potrafię trzymać emocje na wodzy 😉
Przykładem niech będzie tegoroczny Orlen Warsaw Marathon (dowód w załączeniu – było prawie idealnie), albo życiówka w półmaratonie z Krakowa, gdzie pilnowałem każdego centymetra trasy.
W Ołomuńcu nie miałem z góry założonego planu i to chyba był większy błąd, niż to, że na początku mnie poniosło. No i ten upał, który wyłączył wielu biegaczu.
Niestety znalazłem się w tym gronie 🙂
Nie zrozum mnie źle, chciałem tylko zwrócić uwagę. Wykres, który podałeś jest doskonałym tego przykładem. Za szybko pierwsze 10 km. No chyba, że jesteś zwolennikiem positive split:). PS. Pamiętam jak mnie mijałeś na samym początku przed mostem Świętokrzyskim:) Nie zdążyłem zagadać bo pognałeś do przodu:) PS2. Łamałem wtedy…3:20 i się udało…
Nie ma sprawy 🙂
Kurde, gratulacje! 🙂
Ja prawie złamałem te nieszczęsne 3:30h. Do tej pory wspominam wiatr po tym 23 km.
Mam nadzieję, że w Poznaniu poprawię wynik z Warszawy. Chociaż nic na siłę. Jeżeli mi się to nie uda, to świat się przecież nie zawali.
Tak z ciekawości: jaką wcześniej miałeś życiówkę w maratonie?
Orlen to był mój drugi maraton. A wiatr był rzeczywiście konkretny, wtedy znacznie przesunąłem się w klasyfikacji bo udało się utrzymać tempo.
W debiucie w Krakowie rok temu 3:29 z haczykiem.
Ale np. dopiero miesiąc temu udało mi się zejść poniżej 40 na dychę (wcześniej było kilka nieudanych podejść). Każdy chyba ma zróżnicowane predyspozycje do bicia rekordów.
No to może znowu będziesz mniej mijał, bo obecnie trenuje do Poznania (cel 3:10). To główny cel na jesień.
To masz misję w Poznaniu.
Jak mnie zobaczysz, to się do mnie przyznaj 🙂
Mam nadzieję, że wrócimy stamtąd z nowymi życiówkami.
Witam, relacja naprawdę super, nic dodać, nic ująć. W tym roku miałem przyjemność po raz trzeci z rzędu przebiec półmaraton w Ołomuńcu. Kolejny raz było po prostu rewelacyjnie, ten bieg wszedł już na stałe do mojego biegowego kalendarza. Pogoda na tegorocznej edycji definitywnie nie pomagała:).
Dzięki!
To zdaje się, że mamy wspólny kalendarz 🙂
W przyszłym roku również postaram się tam wystartować. 2 h drogi od domu – wstyd nie skorzystać.
Pełen podziw! Zwłaszcza ze to w takich ekstremalnych warunkach się odbyło!
Dzięki! 🙂
Mój podziw trwał tak do 4-ego km. Później to bardziej jak podziwiałem. Idąc do mety oglądałem sobie domy, drzewa i kibiców. Miałem czas aby dokładnie im się przyjrzeć 🙂
Heheh 😉
Fajna relacja i fajny bieg. Pomyślę nad startem tam, z Bielska chyba też mam dość blisko. Poza tym są koleje czeskie 😉
Za to zdziwiła mnie spora rozbieżność Twojego czasu na bieg aż do 1.30 do 1.45, to daje 15 min a to tylko półmaraton.
Koniecznie musisz się tam pojawić 🙂
Rozbieżność rzeczywiście była spora. Chciałem przy okazji poprzybijać z tysiąc piątek i nie byłem do końca pewny ile czasu mi to zajmie 😉