8. Times Square.
W 2015 roku odwiedziłem słynne skrzyżowanie w Tokio – Shibuya Crossing, które nazywane jest Times Square Azji. Dwa lata później udało mi się odwiedzić to właściwe.
|   |   |   | 
Times Square zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Oczywiście największy efekt był po po zmroku. Wychodząc z metra czułem się jakbym wszedł do małego pokoju, w którym ktoś zgasił światło i włączył 100 calową plazmę.
|   |   |   | 
Setka monitorów i różnego rodzaju iluminacji. Reklama na reklamie. Wszystko miga, świeci się i mieni. Nie potrafię zliczyć ile razy przystawałem i po prostu rozglądałem się dookoła.
Na środku placu znajdowały się czerwone schody. To właśnie na nich, na początku sam, a później w towarzystwie Adama, spędziłem łącznie kilka godzin. To było idealne miejsce, aby dać trochę odpocząć nogom i zebrać siłę na kolejne kilometry spaceru.
|   |   |   | 
Żeby nie było tak kolorowo: Times Square to piekielnie tłoczne i głośne miejsce. Miejscowi omijają je szeroką parabolą. Inaczej jest z turystami. Oni ciągną tam jak ćmy do światła i wcale im się nie dziwię. Wydaje mi się, że 99% osób na Times Square to właśnie turyści.
No dobra, a ten pozostały 1%?
To różnego rodzaju naciągacze, których celem jest wyciągnięcie od Was kasy. Wielokrotnie starano mi się wcisnąć „darmowy” egzemplarz płyty jakieś „wschodzącej” gwiazdy hip-hopu.
Gdy mówiłem, że jestem z Polski, płyta szybko wracała do nadawcy. Raper poprawiał czapkę i szukał bogatych Holendrów, Norwegów i Niemców. Co mu po Polaku?
Przecież prędzej ją spiracę, niż kupię.
Times Square to nie tylko spektakularne iluminacje. To także sklepy tematyczne, w których – w krótkim czasie – można wydać kilka średnich krajowych.
Skupię się tylko na dwóch:
a) Sklep Disney’a.
Tam udałem się w pierwszej kolejności. To co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Poczułem się jak w 1997 r., gdy będąc w Londynie, odwiedziłem podobny sklep.


|   |   |   | 
Mało tego. Okazało się, że sklep posiada jeszcze dodatkowe piętro.
|   |   |   | 
|   |   |   | 
Po dobrych kilkudziesięciu minutach zdecydowałem się na dwa pluszaki, które później przywiozłem Magdzie.


Zazwyczaj w netto i przeważnie drogo.
b) Sklep M&M’s.
Motywem przewodnim drugiego sklepu, który udało mi się odwiedzić, dotyczył kolorowych drażetek M&M’s.


|   |   |   | 
|   |   |   | 
Największą atrakcją była możliwość kupna kubka z drażetkami, w który można było wybrać kolor, smak, a także nadruk na każdej z drażetek.
Jako typowy Polak-turysta obliczyłem w głowie ile to na nasze, po czym obróciłem się na pięcie i wyszedłem na powietrze.
 
									 
					


