Do startu w maratonie w Chicago pozostały mniej niż 3 tygodnie. Postanowiłem więc ponownie odwiedzić Via Sport Activ w Jaworznie i skonsultować się z trenerem personalnym. Aplikacje w telefonie, które pomagają zrzucić nadbagaż, czy darmowe porady w internecie, nijak się mają do rozmowy z fachowcem.
Co wyniknęło z tego spotkania?
Marcin dał mi istny wycisk prezesa. Okazało się, że choć biegam już 7 rok, to nadal posiadam mięśnie, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Z Via Sport Activ wyszedłem równie obolały, co zadowolony.
Po zaparkowaniu od razu udałem się do szatni, gdzie wskoczyłem w strój sportowy.
Rozpoczęliśmy od 8 minutowego truchtu na bieżni. Na szczęście tyle jestem w stanie na niej wytrzymać. Po zeszłorocznych sesjach po 2 h, do bieżni nabrałem sporego dystansu. I to w takim dosłownym tego słowa znaczeniu.
Teraz na nią narzekam, ale zapewne gdy smog znowu się pojawi, ochoczo na nią wrócę.
Po bieżni skierowaliśmy się w stronę kąta sali.
Zaczęło się niewinnie, bo od planka.
Plank – szczególnie taki powyżej 1 min – już sam w sobie może być wyzwaniem. Zrobienie go na piłce gimnastycznej to już wyższa szkoła jazdy.
Następnie było trochę ćwiczeń z taśmą.
Owinięta między kostkami, dawała niezły opór w trakcie chodzenia. Kilka serii do przodu i do tylu i moje 4 litery zaczęły dawać o sobie znać. Okazało się, że właśnie taki był plan.
Celem ćwiczeń, które zaproponował mi Marcin była praca nad miednicą. Stabilność w tej okolicy to podstawa długiego i bezbolesnego biegania. Dowiedziałem się, że stabilna obręcz miednicowa przyczyni się do bardziej efektywnego biegu. Co najważniejsze – zmniejszy to ryzyko wystąpienia kontuzji.
Na piłce było mi chwilami ciężko utrzymać równowagę. No to co powiedzie na Bosu?
Z daleka wygląda niewinnie: pół piłki na plastikowym podeście.
No to spróbujcie sobie na nią wskoczyć i wytrzymać w tej pozycji kilka sekund.
Jak widać na poniższym zdjęciu – musiałem balansować korzystając nawet z języka.
Wbrew pozorom jest to wiele cięższe, niż na to wygląda. Wiecie, to jedno z tych ćwiczeń, które w sekundę demaskuje Wasze braki. Po kilku takich skokach, już wiedziałem nad czym muszę popracować.
Przyszła kolej na kilka serii spaceru z workiem treningowym.
Wtedy moje uda coraz mocniej zaczęły się domagać przerwy. Nie po to jednak odwiedziłem Via Sport Activ, aby bez celu krążyć między przyrządami i udawać, że coś robię.
Na sam deser przyszła sztanga. Dodam, że taka w wersji soft – bez jakiegokolwiek ciężaru. Dodam też, że sztangę w dłoniach miałem pierwszy raz w życiu.
Na ww. zdjęciu wyglądam jakbym reklamował zajęcia z twerkingu w miejscowej szkole tańca. No, ale to jest chyba właśnie odpowiednia pozycja, aby ją właściwie podnieść.
Po ponad godzinie ćwiczeń zadałem Marcinowi kilka dodatkowych pytań. Jak już mam pod ręką trenera, to z chęcią skorzystam z kilku bonusowych porad.
Wiem jedno – jako mocne postanowienie poprawy obiecuję sobie, że na siłowni będę częstszym gościem. Dowiedziałem się od Marcina, że mam potencjał (mam nadzieję, że nie mówi tak każdemu z automatu ;).
Bez wytężonej pracy nad samym sobą, kontuzja to raczej tylko kwestia czasu.
Zatem leczę zakwasy i wkrótce tam wracam.