W sobotę odbył się bieg na 5 km. Od razu po śniadaniu poszedłem więc na trasę aby pokibicować zawodnikom. No i kogo spotkałem przed windą pewnego hotelu w samym sercu Chicago?
Galena Ruppa – ubiegłorocznego zwycięzcę maratonu w Chicago.
To może teraz trochę o pogodzie?
Ta przez 4 dni w Chicago była podobna. W ciągu nocy padał deszcz, by nad ranem przestać. Tak samo było w dzień biegu.
Przyznano mi pierwszą falę i strefę E. Biegłem więc w pierwszym rzucie, a więc o godz. 7:30.
Śniadanie w hostelu można było zjeść od godz. 6:00. Wydawało mi się, że mimo wszystko mogę nie zdążyć. Kupiłem więc zawczasu napój, a także kanapkę z indykiem, którą upuściłem na chodnik.
Ubrałem się w stary dres i pelerynę.
Bardziej gotowy być nie mogłem.
W strugach deszczu i ciemnościach, poszedłem na start.
O dziwo, choć na zegarze była 5:42, wcale nie było zimno. Przeszkadzać mogły jedynie opady.
Po przekroczeniu bramki bezpieczeństwa skierowałem się w stronę depozytu. Oddałem swoje rzeczy, po czym schroniłem się pod dachem jednego z budynków. Na całe szczęście deszcz przestał padać. Z minuty na minutę robiło się coraz jaśniej.
Odnalazłem swoją strefę „E” i po chwili stałem już w środku.
Podszedł tam do mnie pewien Polak, który od kilkunastu lat mieszka w Chicago. Po akcencie od razu poznałem, że to góral z pod samiuśkich Tater. Zresztą wcale się z tym nie krył. Dla niego był to 10 maraton w Chicago. Spytałem więc o kilka rzeczy. M.in. o polskich kibiców. Odparł, że na trasie nie ma ich za wielu. Powiedział, że na festiwal oscypka są w stanie zjechać w liczbie przekraczającej 20 tys., ale maraton? Jakoś nie jest im po drodze.
Krótko po godz. 7:30, poprzedzające mnie fale zbiły się w jedną.
Wolnym krokiem zaczęliśmy spacer w stronę startu.
Wiedziałem, że będzie fajnie.
Nie sądziłem jednak, że aż tak!
2 komentarze
To słabo patrzyłeś za Polakami 😀 Ja na całej trasie spotykałem, z 20-30 grup z Polską flagą spokojnie spotkałem 😛
No to nie wiem gdzie miałem się jeszcze spoglądać 😉
Musieli mnie po prostu unikać. Gdy Ty biegłeś to wyciągali flagi przed Twoim nosem 🙂
Inaczej być nie mogło.