Zacząłem mijać coraz większą grupę ludzi.
Parłem do przodu jak czołg lawirując między wolniejszymi biegaczami. Zwalniałem tylko i wyłącznie po to, aby zrobić kolejne zdjęcia.
Pamiętam, że w okolicy 33-ego km stali ludzie z wielkim napisem „beer!”. Widziałem, że nikt do nich nie podbiega. Większość była zajęta walką o przetrwanie.
Podbiegłem więc do jednego z nich. Wysoki brodacz podał mi kubek wielkości espresso, w którym znajdowała się niewielka ilość piwa. Chwilę pogadaliśmy. Powiedział, że dobrze wyglądam. Odparłem, że on też jest niczego sobie.
Przybił mi solidną piątkę i pobiegłem dalej.
Nie ukrywam, że nieco się bałem takiego zrywania tempa po tym 30-stym km. Wtedy raczej powinno się biec bardziej asekuracyjnie. Cóż ja mogę za to, że energii nadal mi nie ubywało?
Dwa kilometry po degustacji piwa, pojawiła się charakterystyczna brama prowadząca do Chinatown.
Do mety zostało już naprawdę niewiele.
Schowałem aparat i na tych ostatnich kilometrach postanowiłem jeszcze mocniej przyspieszyć .
Biegło mi się rewelacyjnie!
Nie wiem ilu biegaczu wyprzedzałem, ale ich liczba zapewne szła w setkach. Przez wiele metrów nie było nikogo, kto by mnie przegonił.
Średnie tempo ostatnich 7 km wyniosło poniżej 5 min/km. A ja przecież stawałem i robiłem jeszcze zdjęcia.
To było coś niesamowitego! Jak długo biegam, takiej energii jeszcze nie miałem. Jestem przekonany, że gdyby nie codziennie – kilkunastokilometrowe spacery, a także zmiana strefy czasowej, nowa życiówka byłaby tylko formalnością.
Niestety pojawiło się najgorsze – długa, przedostatnia prosta, a także oznaczenie, że do końca pozostała 1 mila.
Rozejrzałem się jeszcze dookoła, porobiłem kilka zdjęć i ruszyłem po medal.
Na końcu drogi musieliśmy skręcić w prawo. Przed nami wyrósł krótki acz intensywny podbieg. Bez problemu wziąłem go na kilku wdechach.
Zakręt w lewo i ostatnia prosta.
Wynik: 3:49:28
Zaraz za nią zrobiłem sobie zdjęcie z Peterem Ciaccia – dyrektorem sportowym maratonu w Nowym Jorku.
To on witał mnie na mecie zeszłorocznego biegu.
Po minięciu mety otrzymałem wodę, zestaw przetrwania w postaci siatki z różnymi preclami, a także okolicznościowym piwem.
No i najważniejsze!
Najpiękniejszy medal świata! Biegam już siódmy rok. Otrzymałem wiele medali, ale żaden go nie przebił.
Nie wiem jak oni go zrobili, ale postarali się jak mało kto.
Jest niesamowicie szczegółowy i wygląda obłędnie.
2 komentarze
To słabo patrzyłeś za Polakami 😀 Ja na całej trasie spotykałem, z 20-30 grup z Polską flagą spokojnie spotkałem 😛
No to nie wiem gdzie miałem się jeszcze spoglądać 😉
Musieli mnie po prostu unikać. Gdy Ty biegłeś to wyciągali flagi przed Twoim nosem 🙂
Inaczej być nie mogło.