Półmaraton w Ołomuńcu odkryłem w 2014 r. Wszystko zaczęło się od historii, do której dotarłem na jednym z portali. Przeczytałem tam, że w pewnej czeskiej miejscowości rozegrano bieg, w którym Wilson Kipsang – ówczesny rekordzista świata na dystansie maratonu – przegrał ze swoim własnym… pacemakerem. Tak mnie to zaintrygowało, że postanowiłem rozeznać temat. Skończyło się to tym, że szybko zarejestrowałem się na bieg w 2015 r. [relacja: vol. 1 i vol. 2]. W Ołomuńcu pojawiłem się jeszcze w 2016 i 2017 r. Po tegorocznym starcie jestem pewien jednego – Mattoni Olomouc Half Marathon to bieg kompletny. Posiada kompletnie obłędnych kibiców i po raz kolejny kompletnie rozłożył mnie na łopatki. Przed Wami relacja z jednej z najbardziej zjawiskowych połówek na świecie, w której nie wypada nie wystartować.
Do Ołomuńca pojechałem w piątek. Zaparkowałem pod hotelem, po czym od razu udałem się na EXPO, które mieściło się w budynku „Výstaviště Flora Olomouc”.
Wczesna pora sprawiła, że zdążyłem na jego otwarcie. Bez żadnych kolejek dotarłem więc na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się biuro zawodów.
Wokół EXPO rozstawiono wiele namiotów i stoisk, w których dzieci mogły spróbować swoich sił w licznych konkurencjach. Wszystko miało charakter wielkiego rodzinnego pikniku.
Podobnie, jak we wszystkich biegach organizowanych przez RunCzech, na etapie odbioru numer startowego można było sobie wybrać kolor worka.
A jak prezentował się pakiet rozłożony na podłodze?
Proszę bardzo:
Numer startowy, baton, a także okolicznościowy i równie ogromny ręcznik. Okolicznościowy, bo ta edycja półmaratonu była dziesiątą – jubileuszową edycją.
Zrobiłem sobie jeszcze zdjęcie na ściance, na której wypisano nazwiska wszystkich biegaczy, po czym ruszyłem w kierunku centrum miasta. W budynku urzędu miasta miała się odbyć konferencja prasowa.
W konferencji prasowej uczestniczyłem chyba po raz pierwszy.
Zaprezentowano część biegaczy z elity, która pobiegnie w ramach projektu Euro Heroes. Ma on na celu promocję i wspieranie biegaczy z Europy. Właśnie z tego względu w Ołomuńcu, Czeskich Budziejowicach, Karlowych Warach i Ujściu nad Łabą, elita pochodzi tylko i wyłącznie ze Starego Kontynentu. Próżno szukać tam Wilsona Kipsanga czy Mary Keitany.
Wróciłem do hotelu, w którym miałem okazję spotkać polskich zawodników z elity – Aleksandrę i Błażeja Brzezińskich. Chwilę porozmawialiśmy, po czym życzyliśmy sobie udanego biegu.
Półmaraton w Ołomuńcu to doskonały pretekst, aby zwiedzić to piękne miasto.
Część piątku i większość soboty spędziłem więc na spacerze. Odwiedziłem m.in. rynek, gdzie już wkrótce miała stanąć brama startowa i meta.
Na rynku udało mi się natomiast spotkać z Piotrem i Szymonem. To właśnie oni wygrali pakiety w konkursie, który ogłosiłem kilka miesięcy wcześniej. Podobnie jak ja, nie mogli się już doczekać biegu.
W tym momencie powinienem chyba wspomnieć o pogodzie. Ta, od kilku tygodni była po prostu nie do zniesienia.
Ponad 34 stopni Celsjusza w cieniu, a więc śmiało od 40 do 50 stopni w słońcu, którego niestety nie dało się uniknąć. Chmury pojawiały się sporadycznie. Już sam spacer potrafił zmęczyć. Nie mówiąc już o dystansie półmaratonu, który wkrótce miałem pokonać.
Przez cały czas dbałem więc o odpowiednie nawadnianie. Izotonik i woda towarzyszyły mi przez cały czas.
Ponownie wróciłem do hotelu. Rozłożyłem wszystko ładnie na panelach i byłem gotowy do biegu.
Choć półmaraton rozpoczynał się dopiero o godz. 19:00, w okolicy startu pojawiłem się przed godz. 17:00. To właśnie o 17:00 miał rozpocząć się bieg rodzinny na długości nieco ponad 3,5 km.