Krajobraz od razu się zmienił. W miarę niska zabudowa Brooklynu, została zastąpiona przez drapacze chmur. Przed nami ledwo widoczny podbieg, a po bokach setki tysięcy kibiców.
Gdzieś na tej prostej przypomniałem sobie o głodzie. Na całe szczęście z daleka wypatrzyłem banana. Wyciągnąłem dłoń, podziękowałem za owoc i nabrałem sił do dalszego biegu.
Wiecie co było na końcu ww. prostej? No nie zgadniecie!
Tak… kolejny most.
Mostem Willis Avenue trafiliśmy do Bronxu. Tam kibice jak zawsze przeszli samych siebie. Było głośno, był gospel i kilkudziesięciu Japończyków, którzy grali na bębnach. Wybuchowa mieszanka, która niosła jak mało co.
W nogach miałem już 33 km, ale wcale tego nie czułem.
No i stało się. Dobiegliśmy do ostatniego mostu – Madison Avenue. Wróciliśmy nim z powrotem na Manhattan. Kilometry, które pozostały do końca, wykruszały się w zastraszającym tempie.
Wiedziałem co mnie czeka. Wkrótce Central Park, a potem koniec jednego z najbardziej spektakularnych maratonów na świecie.
Obiegliśmy Park Marcusa Garveya i znaleźliśmy się na słynnej Piątej Aleji. Kilkaset metrów dalej, po naszej prawej pojawił się Central Park.
Wbiegliśmy do niego na wysokości 39-ego km.
Znowu zwolniłem, aby dłużej się tym wszystkim rozkoszować.
Po kilku mniejszych i większych pagórkach, na chwilę wybiegliśmy z parku.
Pojawił się ostry zakręt w prawo.
Prosta, kolejny zakręt w prawo przed placem Columbus Circle, a później już tylko kilkaset metrów, które prowadziły do samej mety.
Kilkanaście sekund później skończył się jeden z najlepszych maratonów, w których wziąłem udział.
Po minięciu mety odebrałem medal, worek z prowiantem, a także folię termiczną. Po długim spacerze dotarłem do upragnionego ponczo.
Nie da się ukryć, że tego popołudnia Nowy Jork opanowali ludzie w niebieskich kapturach.
Werdykt.
Wiecie, dziwnie pisze mi się kolejną relację z maratonu w Nowym Jorku. To nadal brzmi jak jakaś abstrakcja. Bo żeby dwa razy biec w maratonie, który powinien być ukoronowaniem całego biegowego dorobku? Ludzie złoci! Ja mam dopiero/aż 35 lat! Nigdy bym nie przypuszczał, że w tym wieku nie dość, że przestanę być gruby, to będę miał na koncie 6 biegów zaliczanych do cyklu World Marathon Majors.
Szach-mat panie Bogdoł!
Nowojorski maraton jest największym maratonem na świecie. Rozgrywany jest w mieście, które samo w sobie jest tak unikatowe i tak mocno zatopione w popkulturze, że dodatkowa możliwość przemierzenia go w biegu, to niesamowity przywilej dla każdego maratońskiego amatora.
To nie jest bieg na którym się najesz. To nie jest trasa na poprawienie życiówki.
Ale kogo u licha to obchodzi?
Moim skromnym zdaniem nowojorscy kibice nie przebili tych, których spotkałem w Chicago. Mimo wszystko to nadal jest doping na iście światowym poziomie. Taki, który trafia się zaledwie kilka razy w życiu. Uważam, że trzeba z tego korzystać, a bieg na granicy swoich możliwości – ryzykując zderzenie się z tzw. ścianą – zafundować sobie w Polsce. Właśnie tak traktuję każdego Majora – jako odwieczne podziękowanie dla tego miliona ludzi, którzy szczelnie stoją oparci o barierkę i głośno cię dopingują.
Wiecie co robiłem na poniższym zdjęciu?
Chwilę przed tą – na pierwszy rzut oka – dziwną pozycją, poprosiłem o zdjęcie losowo wybraną osobę. Gdy powiedziała, że powinno wyjść ok, ukłoniłem się, a następnie spojrzałem na wszystkich dookoła głośno bijąc im brawo. Gdybyście widzieli ich reakcję!
Nie wiem jak oni to zrobili, ale zaczęli jeszcze głośniej klaskać.
Po powrocie do hotelu i szybkim prysznicu, od razu wyszedłem na miasto.
Oczywiście z medalem na szyi.
Gratulacjom, ze strony napotkanych ludzi, nie było końca.
Biegło mi się rewelacyjne. Średnie tętno wyniosło 156 unm. Jeszcze nigdy w życiu nie pokonałem maratonu w II strefie tętna.
Dzień później zaopatrzyłem się w The New York Times. Na jednej ze stron znalazłem swoje nazwisko.
Nowy Jorku – czy my się kiedyś pożegnamy?
Tak na zawsze?
W 2017 r. byłem przekonany, że Most Brukliński widzę ostatni raz w życiu. Po tym, gdy w tym roku wszedłem na niego ponownie, niczego nie mogę być pewny w 100%.
A więc jak będzie?
Zobaczymy się jeszcze?