Luty za nami. Miesiąc krótki, to i krótkie będzie podsumowanie.
Zapraszam!
1. Kilometraż.
Tak prezentuje się kalendarz:
Muszę przyznać, że po ponad 300 km, które udało mi się przebyć w styczniu, w lutym byłem już bardzo dobrze rozbiegany. Biegało mi się świetnie! Przykładowo 5 lutego zrobiłem sobie 5 km w tempie 4:20 min/km (dodam, że na trasie miałem słynny podbieg Silesia Marathonu), a następnie 10 km w tempie 4:33 mim/km. Na koniec weszło kolejne 5 km. Tym razem tempo wzrosło do 4:13 min/km. Wszystko po południu i po całym tygodniu pracy. Nikt o to nie pyta, ale również dodam, że miałem jeszcze spory zapas sił. Ot co!
W weekend starałem się biegać z Parku Śląskim. W środy stawiałem się przy jego wejściu, aby wspólnie z grupą biegową Siemianowice i Przyjaciele Biegają, zrobić jakieś 11 km. Oczywiście wcześniej robiłem 9 km, aby zamknąć się w moich słynnych 20 km.
Łącznie wyszło około 220 km. Byłoby o 25-30 km więcej, ale niestety wypadł mi trening w niedzielę.
Okazało się później, że wypadnie mi też jeszcze kilka następnych treningów.
Cóż – życie!
2. Flashbacki.
Jako, że w lutym wypadała kolejna – szósta już rocznica mojego wyjazdu do Japonii, postanowiłem to jakoś uczcić. Wpadłem na pomysł, aby opisać dzień po dniu. Opublikować nowe zdjęcia i zdradzić kilka sekretów. W pierwszej kolejności dotarłem do moich wpisów na FB z lutego 2015 r. Biorąc pod uwagę fakt, że wyszukiwarka tak starej treści działa topornie, musiałem to zrobić na tzw. piechotę. Po kilku dobrych godzinach na szczęście się udało. Aby nie potracić z powrotem tych wpisów, wszystkie je elegancko otagowałem: #drogadotokio_tokyomarathon_2015
Niezwykle ciężko było sobie przypomnieć to, co działo się dokładnie w każdym dniu. Tym bardziej, że było to przecież 6 lat temu, a sam wyjazd był z gatunku tych niezwykle intensywnych. Jechałem więc po kolei, zdjęcie po zdjęciu. No i dzięki temu udało się wszystko ładnie podsumować.
Nie wiem jak się Wam czytało te wszystkie wpisy. Dla mnie była to doskonały pretekst, aby choć na chwilę wrócić do Tokio. Do tych wszystkich magicznych miejsc, które zrobiły na nie piorunujące wrażenie.
Po pierwszym wylocie z Nowego Jorku byłem pewien, że widzę go po raz ostatni w życiu. No, ale udało mi się tam wrócić 2 lata później. Jak będzie z Tokio?
Kiedyś się z nim żegnałem myśląc, że to by niestety było na tyle.
Po tym, co się wydarzyło w moim życiu – teraz już wiem, że w Tokio jeszcze kiedyś się pojawię.
3. Wirus.
Wspominałem, że ostatni lutowy trening miałem zrobić w ostatni dzień lutego, ale… nie wyszło. Już tłumaczę dlaczego.
W niedzielę poczułem się nieco nieswojo. Pojawiła się temperatura w wysokości 38 stopni Celsjusza. Od kilku dni czułem, że suchy kaszel zaraz przejdzie w mokry. Jako właściciel astmy, kaszlę przez część roku. Dla mnie nie było to więc nic nowego.
W poniedziałek 1 marca zadzwoniłem do e-lekarza, po e-poradę i dostałem e-skierowanie na wymaz w poszukiwaniu SARS-CoV-2. Co się okazało? A no okazało się, że jestem w jego posiadaniu. Tym samym rozpocząłem 10 dni izolacji. I tak, na przełomie października i listopada 2020 r. kiblowałem w domu 17 dni. Choć osobę z pozytywnym wynikiem na SARS-CoV-2 miałem wtedy na wyciągnięcie ręki, nie zdążyłem się zarazić. Widocznie mój czas miał dopiero nadejść.
Ale hola hola! W tym miejscu nie opiszę co się ze mną działo po otrzymaniu wyniku.
Cóż ja bym wtedy pisał w podsumowaniu marca?