Gdy tylko nadarzy się okazja, aby odwiedzić rodzinne strony żony Eweliny, od razu planuję co będę robił rano w sobotę i niedzielę. Zazwyczaj wybieram długi trening w pobliskim lesie, o którym możecie sobie przeczytać -> tutaj. Od jakiegoś czasu towarzyszy mi kilku biegaczy Niezależnej Grupy Biegowej „NGB” Kłobuck (mała prywata – pozdrowienia dla Artura, Witka, Mariusza i Darka), którzy pokazują mi zupełnie nowe trasy. W Kłobucku biegam od kilku lat, ale jeszcze nigdy nie brałem udziału w zawodach. Postanowiłem to wreszcie nadrobić.
Biuro zawodów usytuowano w hali Ośrodka Sportu i Rekreacji. Po wejściu dokonałem zapłaty w kwocie 20,00 zł i odebrałem pakiet, który prezentował się następująco:
W cenie otrzymałem numer startowy, zwrotny chip, a także dowód wpłaty i okolicznościową kartkę z… odbiciem medalu (?). Taki sneak peek tego, co dostanę po przekroczeniu mety. Dodam, wśród w/w suwenirów znalazło się jeszcze błogosławieństwo lokalnego księdza, którym obdarzył on biegaczy zaraz przed startem. Dziwnym zbiegiem okoliczności zająłem się wtedy ustawianiem wirtualnego pacemakera.
Od razu wróciłem do domu, aby w spokoju przygotować się na nadchodzące katusze. W słońcu było z 38 stopni, w cieniu niewiele mniej, a przede mną czekała trasa składająca się z 3 pętli z odczuwalnym podbiegiem na każdym z nich. Tutaj pojawia się ciekawostka – choć w regulaminie było napisane, że bieg główny rozgrywany jest na dystansie 10 000 m, to tak naprawdę było on dłuższy o ponad 600 m.
Start i metę umiejscowiono na stadionie, z którego wystartowaliśmy równo o godz. 16:00. Plan był następujący: spróbować nie ugotować się na trasie, a każdy kilometr pobiec w okolicach 4 min/km.
Pierwsze kilometry zrobiłem oczywiście nieco za szybko: w tempie 3:39 min/km i 3:48 min/km. Biegło mi się w porządku. Tak na ok 2 km pojawił się punkt z wodą. Zawartość kubka sprawnie wylądowała na głowie i karku, po czym rozpocząłem pierwszy z trzech podbiegów. Na tym etapie biegłem jeszcze z dwoma najszybszymi kobietami. Trzymaliśmy równe tempo. Trwało to do czasu, gdy przed nami pojawiło się wzniesienie. W momencie się ode mnie odłączyły.
Zaraz za podbiegiem była krótka prosta, a następnie ostry zbieg, na którym można się było wreszcie rozpędzić. Pojawił się czwarty kilometr i pięćsetny metr – wtedy po raz pierwszy musiałem przejść do szybkiego marszu. W ciągu następnych kilkudziesięciu minut musiałem to zrobić jeszcze 7 razy. Zazwyczaj zwalniałem w momencie picia, bądź w trakcie kończenia pokonywania wzniesienia.
Szósty kilometr był najwolniejszy – trwał dokładnie 4 minuty i 28 sekund. Wtedy już wiedziałem, że o biegu w okolicach 4 min/km nie ma co marzyć. Trasa nie należała do najłatwiejszych, a pogoda dodatkowo pogarszała sprawę. Nie było sensu się tak katować.
Bardzo mile wspominam pewną starszą kobietę, której mąż donosił wiadro z wodą. Tak sobie z nim stała i zraszała wodą kolejnych biegaczy. Z jej pomocy skorzystało wielu osób w trakcie tego biegu. Starsza Pani z wiadrem – bardzo Pani dziękuję! <3
Drugie okrążenie było już nieco wolniejsze. Coraz częściej musiałem przerywać bieg szybkimi spacerami. Myślami byłem już dawno na mecie. Właśnie wchodziłem do cienia, aby wydostać się z niego dopiero po zmroku.
[zdj. Nowiny Kłobuckie]
Ostatnie 3 km, szybki zakręt w prawo i krótka trasa na stadion. Okrążyłem bieżnię prawą stroną, przy samej mecie spojrzałem jeszcze na kibiców, którym dałem znać, że nie za bardzo było słychać. Od razu zaczęli klaskać i skandować mój numer PESEL. W glorii i chwale przekroczyłem metę jako 23 osoba.
Wynik: 44:25
Analizując ten bieg doszedłem do wniosku, że nie zrobiłem go na 100 %. Nie dałem z siebie wszystkiego. Życie nauczyło mnie, że czasami warto zwolnić i przejść na sekundę do marszu, niż pobiec dalej, a zamiast krótkiego spaceru, wlec się do mety przez 3 km.
Dla mnie był to bieg na tzw. raz. Wziąłem udział, sprawdziłem nową trasę, dotarłem do mety, a później do domu. Tyle. Nie wydarzyło nic, po czym z wypiekami na twarzy oczekiwałbym terminu przyszłorocznej edycji imprezy.
Fajnie sprawował się wodzirej, który sprawnie poprowadził całe zawody. Medal, który otrzymałem jest ładny. Gorzej ze stroną: wieniawa.klobuck.net, której layout zatrzymał się gdzieś między marcem, a kwietniem 1999 roku. Przypomniał mi czasy liceum, więc jeżeli o to chodziło, to ok.
W przyszłym roku na pewno wystartuję w VI Kłobuckim Biegu Leśnym, który organizowany jest przez wspomnianą już przeze mnie Niezależną Grupę Biegową „NGB” Kłobuck. Wreszcie!