Nowy Jork – najludniejsze miasto Stanów Zjednoczonych Ameryki. Światowa stolica mody, finansów, biznesu, nauki i rozrywki? Wikipedia twierdzi, że tak. Po tygodniowym pobycie nie mogę się z tym nie zgodzić.
Przed Wami trzeci z serii kilku tekstów o Nowym Jorku.
Zanim chwyciłem w in my hands poniższy periodyk, najpierw musiałem się check-in’ąć w hostelu.
Yo!
Tym razem zajmę się więc Harlemem. Moim miejscem odpoczynku przez tydzień; moją ziomalską ostoją na północy Nowego Jorku. Tam gdzie bity były tłuściejsze od mortadeli!
Zapraszam!
Poprzednie teksty:
1) Tydzień w Nowym Jorku – część #1 (New York, New York i Wiza)
2) Tydzień w Nowym Jorku – część #2 (Podróż)
4. Harlem.
Tani nocleg w Nowym Jorku to towar bardzo deficytowy. Gdy szukałem swojego wpakowałem się na jedną ze stron www i powoli zawężałem krąg swoich zainteresowań. Nie, nie chcę toalety w pokoju – po co mi? Umyję się na korytarzu. Gardzę także noclegiem w cenie 490,00 $ za noc. Tak, chcę łóżko piętrowe, ósme piętro, nieszczelne okno i brak wyżywienia. Wybór mógł być tylko jeden – YMCA Harlem Hostel <serducho>.
Wiecie, ceny to jedno, a dostępność wolnych pokoi – w momencie startu największego maratonu na świecie – to drugie. No i z tym drugim był spory kłopot. Bo jak już coś taniego i fajnego znalazłem, to było po wszystkim. Oferta była już nieaktywna.
Noclegiem zainteresowałem się więc na drugi dzień po tym, gdy dowiedziałem się, że lecę. Najpierw sprawdziłem opinie na temat samego hostelu, a później na temat dzielnicy, w której się znajdował.
„Zdaje się, że Harlem to nie jest najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem?” – tak sobie od razu pomyślałem.
Może to głupie, a może nie, ale wszedłem sobie na mapę zagrożeń stworzoną przez nowojorską policję. Dowiedziałem się, że zdecydowanie więcej rabusiów grasuje w okolicy Times Square, a napaści z użyciem noża i rozbitych butelek częściej zdarzają się na Harlemie, ale w jego wschodniej części. Serio, tam po zmroku lepiej się nie zapuszczać. Nie ma co go porównywać z Tokio, w którym z aparatem na szyi mogłem przemierzać najciemniejsze zaułki. To jest zupełnie inny świat.
Odetchnąłem z ulgą, bo przez pierwsze 2 dni miałem tam być zupełnie sam. Mój kompan Adam miał później dojechać.
Dwa dni samemu w Nowym Jorku z noclegiem na Harlemie? To brzmiało jak wyzwanie życia.
Nigdy nie zapomnę momentu, w którym po raz pierwszy dojechałem na stację docelową i stromymi schodami wychodziłem na powierzchnię. Poczułem się jak w filmach.
Ogromne SUVy na 80 calowych, błyszczących felgach. Ktoś stoi z boomboxem. Ktoś tańczy, a inny rapuje. Środkiem ruchliwej drogi przejeżdża zgraja nastolatków na fikuśnych rowerach z obniżanym siodełkiem. A pośród nich – admin tej oto strony.
Harlem ma klimat. Bez dwóch zdań.
Dotarłem do hostelu, otworzyłem walizkę i zacząłem się rozpakowywać. W tle włączyłem sobie telewizor. Na pasku przeczytałem, że:
No, a że było już w okolicy 18:00, postanowiłem udać się tylko do pobliskiego sklepu i resztę wieczoru bezpiecznie przesiedzieć w pokoju. Wielką halloweenową paradę postanowiłem sobie podarować. Gdy zasypiałem, to miałem wrażenie, jakby ktoś puścił w tle jakiś stary kryminał. Wiecie, takie typowe odgłosy miasta: syreny karetek, klaksony samochodów i dosadny śmiech ziomali na dzielni (poniżej widok z okna).
Wcześnie pisałem o jet lagu. Polska strefa czasowa dała o sobie znać dokładnie ok. 3:30 w nocy czasu harlemowskiego. Oczy otworzyły mi się w sekundę i były gotowe na zwiedzanie.
No to co mi pozostało? Ruszyć resztę ciała. Łazienka, a później kanapka kupiona kilka godzin wcześniej. Ubrałem się i z hostelu wyszedłem o godz. 5:00.
Spojrzałem w lewo – cisza.
Spojrzałem w prawo – spokój.
Byłem jedyną osobą w zasięgu wzroku. Brakowało tylko takich charakterystycznych okrągłych krzaków, które w westernach przemierzają stepy.
2 komentarze
Miodzio, powinieneś być korespondentem biegowym któregoś z portalu o bieganiu. Codzienne zapiski, informacje ciekawostki.
Proszę mnie znowu gdzieś wysłać!
Przyjadę, opiszę i wszyscy będą zadowoleni.
Co Ty na to? :/