Chyba jeszcze nigdy tak długo nie siedziałem nad wstępem do relacji. O wiele łatwiej piszę się tekst, gdy w danym biegu wzięło się udział po raz pierwszy. W przypadku 10 km w Bielsku-Białej, metę przekraczałem już pięciokrotnie [relacje: 2017, 2016, 2015 i 2014]. Zadanie miałem więc nieco utrudnione.
Mimo wszystko do Bielska-Białej wracam co roku. Nie wyobrażam sobie maja bez biegu w iście tropikalnych warunkach i przy tętnie dochodzącym do maksymalnego. Sentyment do miasta, w którym mieszkałem przez dwa lata, nadal działa i odwala kawał dobrej roboty.
W skład pakietu wchodziły: numer startowy, koszulka, długopis, baton wegański, a także okolicznościowy worek.
Udaliśmy się w okolicę mety, skąd za niecałą godzinę mieliśmy ruszyć na start.
Wróciłem do bagażnika, aby przygotować wózek. To właśnie w Biegu Fiata w 2017 r. po raz pierwszy wystartowałem z Magdą. Nie wyobrażałem sobie tego, aby w tym roku miało być inaczej.
Na linię startu zostaliśmy przetransportowani autobusami. Dla Magdy była to nie lada atrakcja. Od razu zabrała się ze komentowanie tego, co ją spotkało. Jednym z częściej wypowiadanych zdań było: „Fajnie jest!”.
W okolicę bramy FCA Poland dotarliśmy po ok 10 min. jeździe. Przede mną pojawiło się największe wyzwanie tego dnia. Miało się ono nijak do biegu w okolicy 4:10 min/km w coraz większym słońcu. Na czym ono polegało?
Na zatrzymaniu w wózku dwulatki przez ponad godzinę, która to pozostała do startu.
Magda w wózku spędza czas tylko w trakcie wspólnych treningów. Na co dzień w ogóle z niego nie korzysta. Przez tą ponad godzinę musiałem więc robić wszystko, aby ją w nim zatrzymać. Żeby nawet przez myśl jej nie przeszło, że z tego wózka może przecież wyjść. Gdyby tak się stało, to marny mój los. Zapewne uciekła by w kierunku, który najbardziej jej odpowiada. Znając życie – byłby on przeciwny, do kierunku trasy, którą mieliśmy razem pokonać.
Kilkadziesiąt minut zagadywania i misja zakończyła się powodzeniem!
Do startu zostało zaledwie kilkanaście minut.