Na 21 km rozpoczęła się druga pętla. Już wtedy czułem, że coś jest nie tak. Tętno było nieco wyższe i aby utrzymać je w granicach 175 uderzeń na minutę, musiałem nieco zwolnić. Pojawiły się Błonia. Tym razem nie było już jednak tak kolorowo, jak ostatnio. Proste ciągnęły się w nieskończoność. Zapewne przyczyniło się do tego przerzedzenie wśród biegaczy. Nie biegłem już w zwartej grupie, w której nieco łatwiej pokonywało mi się kolejne kilometry.
30-ty km pokonałem w czasie 2:29:45 zajmując miejsce o numerze 1085.
Na 32 km znowu pojawili się bębniarze. Robiłem wszystko, aby z powrotem wrócić do gry. Na przemian biegłem i maszerowałem. Postanowiłem, że jak już mam skończyć maraton spacerem, to zrobię to w szybkim tempie.
Zaraz za bębniarzami pojawiła się kolka, którą doniosłem prawie do samej mety. W sumie nie targały mną jakieś większe skurcze. Czułem się po prostu słabo i najzwyczajniej w świecie brakowało mi siły. Mijało mnie coraz więcej biegaczy. Na 35 km zameldowałem się z czasem 3:02:28. Uwaga, uwaga! Zająłem 1411 miejsce. Było coraz gorzej.
Przed 38 km, po raz kolejny wyrósł przede mną most Kotlarski, który dokończył dzieło zniszczenia. Zaraz za nim znajdował się zbieg. Znowu biegłem! Ale zaraz zaraz – górka się skończyła. Czas na spacer!
Myślałem, że most Kotlarski będzie najgorszy. W klasyfikacji generalnej wygrały z nim jednak mocne porywy zimnego wiatru. Tak zaraz przy Wiśle i tak zupełnie mocno i chamsko w twarz. W tym momencie spaceru było coraz więcej. Z nadzieją wyczekiwałem kolejnych tabliczek z kilometrami. Starałem się biec, ale nie robiłem tego za wszelką siłę. Życiówki i tak już nie zdobędę, więc nie zamierzałem zajechać się na amen. Tak sobie szedłem i myślałem, dlaczego tak to się skończyło.
1. Zbyt mały miesięczny kilometraż – o moich 2 ostatnich miesiącach możecie przeczytać -> tutaj (luty – 134 km, marzec – 184 km)
2. Mało długich wybiegań – szczególnie za sprawą wyjazdu do Japonii, a także z uwagi na start w XII Półmaratonie Marzanny.
3. Brak w treningu biegów z narastającą prędkością, przebieżek, interwałów czy ćwiczeń związanych z siłą biegową.
4. Zdaje się, że zbyt optymistycznie podszedłem do złamania 3:30 h po tym, jak kilka tygodni wcześniej, udało mi się zejść poniżej 1:30 w półmaratonie.
Wróćmy może jednak do retransmisji z najważniejszych wydarzeń tego dnia. Bo Wy sobie tutaj czytacie, a ja nadal idę wzdłuż Wisły…
Pojawił się znacznik 40 km, który minąłem z czasem 3:36:47 (1411 miejsce). Postanowiłem, że od teraz będę już tylko biegł. Ostatnie 2 km i 195 m starałem się rozbić w głowie na mniejsze odcinki, aby sprawniej to poszło. Ostatni zakręt i prosta prowadząca do Rynku Głównego. Przed metą odnalazłem Ewelinę i pognałem do mety.
Wreszcie mogłem odpocząć.
Oprócz w/w czasu istotne jest moje miejsce w klasyfikacji OPEN: 1880. Dodam, że jeszcze na 25 km byłem 836. Przez ostatnie kilometry (jakkolwiek romantycznie to nie zabrzmi) przeleciało mnie ponad 1000 osób. Był to chyba jeden z bardziej spektakularnych upadków w trakcie tego maratonu. 1000 osób na wszystkie 4581, które dobiegły do mety? Liczba niestety robi wrażenie.
Kilka sekund po przekroczeniu linii mety postanowiłem, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby podobna sytuacja już się nie powtórzyła. Do następnego maratonu zamierzam się lepiej przygotować i wyeliminować błędy, które wskazałem w punktach 1-4. To był mój 2 maraton w tym roku, a 8 w całym moim życiu.
Gdyby nie tokijska życiówka, to zapewne przez kilka tygodni miałbym nos podniesiony na kwintę. Maraton w Japonii był maratonem idealnym od pierwszego, do ostatniego kilometra. Wiem już, że dystans 42 km i 195 m da się przebiec właśnie w taki sposób – z uśmiechem na ustach i bez jakiejkolwiek chwili słabości. Mam nadzieję, że uda mi się to powtórzyć w trakcie kolejnego biegu. Półmaratony mam już mniej więcej opanowanie. Maratonu muszę się jeszcze nauczyć.
Na koniec chciałbym pogratulować Pawłowi Furmanowi, który na mecie zameldował się z czasem: 3:48:07 – po raz pierwszy łamiąc 4 h.
Jak oceniam bieg?
Plusy:
Minusy:
[shareaholic app=”share_buttons” id=”10261725″][shareaholic app=”recommendations” id=”10261733″]
17 komentarzy
Kilka słów komentarza z mojej strony. Nie jestem ekspertem ale dla mnie to sprawa indywidualna – dla porównania podam swoje statystki:
1. Mój kilometraż w 2015 był niższy od Twojego (styczeń 180 km, luty 135 km, marzec 150 km)
2. Długich wybiegań – zero – najdłuższy bieg to 15 km
3. Interwałów, biegów z narastającą prędkością – zero
4. Życiówka poniżej 1:30 na połówce jak najbardziej powinna pozwolić złamać 3:30 w całym maratonie… Moja życiówka na połówce to 1:37 a w 14 Cracovia Maraton uzyskałem 3:32…
ps – dodam jeszcze że tętno na poziomie 173 dla mnie to kosmos – moje średnie wyniosło 153 uderzenia a i tak byłem „zajechany”…
Dzięki za Twoją wypowiedź!
No właśnie, wysokie tętno jest u mnie chyba jednym z największych problemów. Maksymalne wyznaczyłem sobie w zeszłym roku na dystansie 5 km. Jakieś kilkaset metrów przed metą wskoczyło na 201.
Może to też jakiś gorszy dzień? Sam nie wiem.
Szkoda, że kolejny sprawdzian dopiero na Silesia Marathon. Postaram się do niego sumiennie przygotować i zobaczymy co z tego wyjdzie 😉
Na badaniach wydolnościowych wyszło mi 179 ale w praktyce pewnie jest ok 185 (w badaniach obawiałem się że spadnę z bieżni :-D).
W trakcie maratonu mój max to raptem 162 uderzenia (a do 41 km nie przekroczyłem 160). Przy czym akurat ja jestem „nisko-tętnowcem” – spoczynkowe czasami mam nawet poniżej 45 uderzeń…
Też kiedyś myślałem, aby sobie zrobić takie badania. Ile mniej więcej coś takiego kosztuje?
załączam link z oferta firmy gdzie robiłem swoje
http://www.4sportlab.pl/badania-wydolnosciowe.html
Danke! 🙂
ja się tak powoli toczyłam, że już kanapek nie doczekałam 🙁
ale i tak wspominam miło. to był mój pierwszy maraton.
Po pierwsze: gratuluję debiutu! 🙂
Dobrze, że miło go wspominasz. Rozumiem, że już planujesz kolejny? 😉
To w sumie dziwne, że nie kanapek nie wystarczyło dla wszystkich :/
Hej! To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu 🙂 – naprawdę jestem nieźle zdziwiona, że mimo tak dobrych życiówek na pozostałych dystansach, nadal nie powiodło Ci się złamanie tych 3:30, co w zasadzie teoretycznie powinno być planem minimum, ale myślę, że zwiększenie kilometrażu oraz dodanie biegów w tempie progowym i maratońskim może być tutaj kluczem. Ostatnio pisałeś, że nie biegasz wg żadnego planu, tylko tak jak podpowiada Ci organizm i dzięki temu na przykład udało Ci się uzyskać obecną życiówkę w półmaratonie niewielkim kosztem treningowym – widać, za cenę złamania 3:30 (potem będziesz „łamać” już z górki ;)) musisz zapłacić już nieco większą cenę, ale jakże wielka będzie radość, gdy wbiegniesz na metę z czasem poniżej 3:30 – czego Ci życzę 🙂 Btw. strasznie dziwnie wygląda ta trasa maratonu w Krakowie na tej mapce.. chyba tak zawiłej jeszcze nie widziałam (przypomina jakiegoś psa, konia, żyrafę? albo nie wiem co 😛 )
Cześć!
Wielkie dzięki za Twój pierwszy wpis! 🙂
Mam nadzieję, że nie będzie ostatnim 😉
Złamanie 3:30 h to od dzisiaj plan, do którego zamierzam za wszelką cenę dążyć. Co ciekawe, w tempie maratońskim, a więc poniżej 5 min/km, biegałem przez ostatnie tygodnie. W takim tempie robiłem nawet 20 km wybiegania. Widocznie było ich zbyt mało.
Od wtorku zabieram się za konkretny trening 🙂 W październiku biegnę Silesia Marathon. Nie wiem czy uda się tam zejść poniżej 3:30 h z uwagi na dosyć trudną trasę. Zrobię co w mojej mocy.
Teraz to ja mam ciary 🙂 Dzięki! Pozdrawia surdzistka z Sorrir Por Favor 🙂
To przez Was się wzruszyłem wybiegając z tunelu! To Wasza sprawka! 🙂
DZIĘKI ZA DOPING!
Czy na drugi raz możecie stać co kilometr? :/
Miałbym pewną życiówkę! 😉
Cześć 🙂
Dziwny ten Twój maraton, bo patrząc na pozostałe życiówki (szczególnie 21 km) powinna to być formalność. Ale być może splot okoliczności, o których piszesz sprawił, że gdzieś tam na drugiej połówce Cię zagięło. Być może zacząłeś też nieco za szybko. Ja jestem jednym z tego tysiąca, którzy gdzieś tam po drodze Cię „przelecieli” 😉
Ja zacząłem inaczej – wystartowałem za balonami na 3:30 i powoli je goniłem. Pierwszego balona (tzn. tego ostatniego) doszedłem na 5 km, które pokonałem w 25:08. 10 km w 50 min bez 2 sekund. Tak więc moja strategia była taka, by mieć lekką nadwyżkę nad balonami i biec po 5 min / km a po drodze starać się coś urywać.
Ostatecznie balony skończyły w 3:30:09 – nie wiem czy takie było zamierzenie, bo po fotach i wynikach widzę, że niektórzy biegacze, z którymi biegłem szmat czasu też mają podobne czasy więc trochę szkoda gdyby zabrakło im właśnie te 9 sek. Ja miałem tę nadwyżkę ze startu (ok. 50 sek) i udało się ją do mety dowieźć. Choć nie ukrywam – było ciężko na ostatnich 12 km. A już 41-42 km to walka z pojawiającym się skurczem łydki, balansowałem więc na granicy. Do następnego maratonu trzeba się jeszcze lepiej przygotować.
Pozdrawiam
Cześć!
Dzięki za Twój wpis 🙂
No właśnie – na kalkulatorze wszystko się zgadzało. Rzeczywistość brutalnie to jednak zweryfikowała 😉 Może, gdybym kilka tygodni wcześniej gorzej pobiegł półmaraton, miałbym więcej pokory dla łamania 3:30 h. Kto to wie?
Mam podobne odczucia do Twoich -> trzeba się jeszcze lepiej przygotować. Moim marzeniem jest pokonywać maratony w taki sposób, w jaki teraz robię to z połówkami, a więc na luzie i bez jakichkolwiek oznak słabości. Mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda.
No i zauważyłem też pewną zależność: maratony z najlepszymi czasami, emocjami i z mocą w zapasie, pokonałem poza granicami kraju 🙂
W Polsce idzie mi tak sobie 😉
Gratuluję złamania 3:30h! 🙂
Dziękuję 🙂
Na tyle się czułem, na tyle trenowałem aczkolwiek wiem, że miałem braki (oszukiwane długie wybiegania, mało biegów ciągłych, progowych….) stąd słabość w końcówce i balansowanie na granicy skurczu. Ale dociągnąłem do mety.
Teraz przygotowania do Berlina. Budujące jest to, co piszesz o maratonach zagranicznych. Może tam uda się nabiegać jeszcze lepszy wynik. W końcu trasa w Berlinie jest „rekordowa” 😉
Za granicą dochodzi niesamowita atmosfera od początku, do samego końca. Kilkaset tysięcy kibiców robi swoje! 🙂
Tak z ciekawości: jak wyglądał Twój miesięczny kilometraż w od stycznia do marca?
Powiedzmy że sezon 2014 zakończyłem w listopadzie i zrobiłem krótką przerwę (niecałe 2 tygodnie). Od początku grudnia zacząłem tuptać z myślą o Cracovii. Wyglądało to tak: grudzień – 209 km, styczeń – 222 km, luty – 222 km, marzec – 229 km. Kwiecień (stan na dziś) – 136 km.
Tu link do mojego ENDO: https://www.endomondo.com/profile/12913379