Na udział w II Półmaratonie Królewskim w Krakowie, zdecydowałem się kilka dni przez zakończeniem zapisów. Po pewnym niedosycie związanym z biegiem w PKO Silesia Marathon (w którym połowę trasy musiałem przemaszerować), zamarzyła mi się „masówka” z nieco większym happy endem. Po XII Półmaratonie Marzanny i 14. PKO Cracovia Maratonie, miał to być mój trzeci bieg w Krakowie w tym roku. Kolejny raz wokół Błoni i kolejny raz wzdłuż Wisły. Urozmaiceniem miał być finisz na Tauron Arena. I był!
![]() ![]() |
![]() ![]() |
Weszliśmy do środka i naszym oczom ukazała się meta. Już za kilka godzin miałem ją przekroczyć. Finisz na stadionach/arenach ma swój niepowtarzalny urok. Będąc dzieckiem zazdrościłem piłkarzom, którzy wchodzili na murawę pokonując długi korytarz. Wreszcie po latach mogłem poczuć choć namiastkę tej atmosfery. Po raz pierwszy przeżyłem to w 2012 r., gdy wbiegałem na Stadion Narodowy. Rok później finiszowałem na Atlas Arenie. Za każdym razem było równie emocjonująco.
![]() ![]() |
![]() ![]() |
![]() ![]() |
Po jakiejś chwili obeszliśmy EXPO. Było kilku wystawców, a także spore miasteczko PZU. Jeden z plusów dotarcia na miejsce na kilka godzin przed startem? Nie czekasz w jakiejkolwiek kolejce i możesz się spokojnie przechadzać środkiem chodnika. Na początku miejsca było w bród. Z czasem tłum zaczął narastać. Nic w tym dziwnego. Na bieg zapisało się ponad 6 tys. ludzi.
![]() ![]() |
![]() ![]() |
![]() ![]() |
Start znajdował się w odległości kilkuset metrów od areny. W życiu nie widziałem na raz więcej kabin TOI-TOI co w tamtym miejscu. Rząd niebieskich bud ciągnął się w nieskończoność. Znalazłem swoją strefę startową, po czym skierowaliśmy się z powrotem do samochodu. Po drodze minęliśmy stanowisko, w którym rozdawano porcje makaronu. Tak się złożyło, że w dniu biegu zorganizowano wielkie pasta party. Przy okazji chciano pobić Rekord Guinessa na „Największą miskę makaronu”. Udało się. Rozdano blisko 8 ton makaronu.
W dzień startu na pogodę nie można było narzekać. Chłód, brak wiatru i zachmurzone niebo. Warunki idealne, aby zaskoczyć swój organizm i dowieźć do mety zupełnie nową życiówkę.
3 komentarze
„Miłośnika tego typu urządzeń” – padłem! Miło było się spotkać, jeszcze raz dziękuję Ci za bardzo przydatny prezent – wczoraj bardzo mi się przydał, gdy biegałem poboczem drogi powiatowej 🙂
Mam nadzieję, że już w niej biegłeś? 😉
Tak, dwa razy – genialna sprawa. Choć przy tym smogu co u mnie wisi nad miasteczkiem, od tygodnia nie biegam – to nie ma sensu osadzać w płucach tablicę mendelejewa… 🙁