Rok 2015 przed chwilą się skończył. Nadszedł czas, aby go podsumować. Jak minęło mi ostatnie 12 miesięcy? Które życiówki udało mi się poprawić, a które niekoniecznie? Czy biegłem z harmonią w czapce, która niemiłosiernie grzała mnie w głowę? Sprawdźmy.
1. Kilometraż.
Na początku ubiegłego roku miałem plan, aby w ciągu 2015 roku przekroczyć magiczną granicę 2 000 km. Jak się tę liczbę podzieli na kalkulatorze przez 12, to wychodzi nieco ponad 166 km miesięcznie. Wydawało się, że jest to do zrobienia.
Styczeń przeminął koncertowo – zamknąłem go z 234 km na liczniku. Był to najdłuższy biegowy dystans, który do tej pory pokonałem w ciągu jednego miesiąca.
W lutym udało mi się pojechać do Japonii, więc z uwagi na sam przelot i aklimatyzację – kilometrów było o wiele mniej. Podobny los spotkał czerwiec i wrzesień, a więc miesiące, w których miałem największą liczbę startów.
W ubiegłym roku pokonałem 1 869 km – o 92 km mniej, niż w roku 2014. Niby do 2 000 km zabrakło niewiele, ale nic na siłę.
2. Zawody.
Wziąłem udział w 17 zawodach. Były wśród nich:
– 3 maratony – Tokio, Kraków, Katowice
– 7 półmaratonów – Chorzów, Kraków, Ołomuniec, Rybnik, Ruda Śląska, Bytom, Kraków
– 1 bieg na 15 km – Jaworzno
– 2 biegi na 10 km – Bielsko-Biała, Stanowice
– 1 bieg na 5 km – Chorzów
– 1 bieg godzinny – Siemianowice Śląskie
– 1 Test Coopera – Katowice
– 1 sztafeta – Katowice
Tutaj znajdziecie wszystkie moje wyniki, zapisy tras z Garmina, a także zdjęcia numerów startowych i medali. Co jak co, ale w przeciwieństwie do niektórych startów – tabela z medalami fajnie mi wyszła.
3. Kilka „upadków”.
Kilka razy mi nie wyszło, a przecież miało wyjść, bo trenowałem, unikałem używek, a starty kontrolne napawały mnie optymizmem.
a) 5 km / 4,6 km przy Maratonie Wolności.
b) I Rudzki Półmaraton Industrialny.
Nie wiem czy to wina pizzy z serem i pieczarkami, którą zjadłem na kilka godzin przed biegiem czy niekorzystnego układu planet. Faktem jest, że na trasie 21 km i 97,5 m byłem 4 razy na tzw. dwójce. Raz w krzakach, raz elegancko w plastikowej kabinie, by po chwili znowu wrócić na łono natury. Nie ukrywam, że ciężko się na nie wraca, gdy w pobliżu trwa bieg, w którym powinieneś brać udział, a ty uważasz na to, żeby pokrzywa nie poparzyła ci istotnych części ciała.
c) PKO Silesia Marathon.
Do organizacji i trasy nie mam żadnych zastrzeżeń. Do swojej taktyki – jak najbardziej.
2 komentarze
Oby zawsze na fali wznoszącej, samych życiówek w 2016 Ci życzę 🙂
Dzięki! Viceroy’e i vice versa!