Dotarłem do terminala, sprawdziłem skąd odlatuje samolot do Newark i udałem się na zasłużony odpoczynek, który dzięki Lufthansie, mogłem odbyć w saloniku Senator / Business. Od zawsze byłem ciekawy co też znajduje się za tymi mlecznymi drzwiami.
![]() ![]() |
![]() ![]() |
![]() ![]() |
W środku poczułem się, jak ktoś zupełnie wyjątkowy. Mogłem coś zjeść i zrobić sobie kawę z mlekiem. Były też żelki w kształcie małych aeroplanów. O takich:
Przepraszam Państwa bardzo, ale czego chcieć więcej?
Po kilku godzinach udałem się pod swoją bramę. Ustawiłem się w kolejce pod numerem 4 i po kilkunastu minutach byłem na swoim miejscu.
Liniami Lufthansa leciałem już m.in. do Tokio. Złego słowa nie mogę o nich powiedzieć. Posiłki były bardziej niż w porządku. Obsługa również, no i mieli najnowsze filmy w HD.
Tak się złożyło, że choć bilety kupowałem na stronie Lufthansy, ten konkretny lot do Newark odbywał się amerykańskimi liniami United. Tymi samymi, które jakiś czas temu ciorały pasażerami po podłodze [info]. Teraz płacą za to 10 tys USD, więc moim zdaniem się opłaca.
Po zajęciu miejsca stwierdziłem, że to niestety nie Lufthansa. Monitory z dotykiem gorszym, niż ten w Noki Lumii 800, a wystrój jak pod koniec lat ’90. I tutaj część z Was może stwierdzić: „Synu! Nie czepiaj się! Nie wstyd Ci? Ważne, że w ogóle mogłeś się pojawić w Nowym Jorku”. Zgadzam się z tym w 100%! Ale mimo wszystko – różnice było widać gołym okiem.
Obejrzałem sobie m.in. „W krzywym zwierciadle: Wakacje” z Chevy Chase. Po kilku godzinach steward oznajmił: koniec tego dobrego. Lądujemy.
Do Nowego Jorku przyleciałem we wtorek 31 października i był to chyba najgorszy z możliwych momentów, aby pakować się z walizką do metra. „Dlaczegóż to?” Już odpowiadam -> Halloween.
Na lotnisku było jeszcze spokojnie. Przywitała mnie olbrzymia flaga USA, zapytano mnie o cel wizyty i na świeżo aktywowanym jet lagu, udałem się w pociągiem na dworzec Penn Station, który znajduje się w centrum Manhattanu.
![]() ![]() |
![]() ![]() |
![]() ![]() |
Po wyjściu na peron poczułem się jak na tokijskim dworcu Shinjuku, który obsługuje największą ilość pasażerów na świecie. To właśnie tam, szukając konkretnego wyjścia, zgubiłem się pierwszy i ostatni raz w życiu. Setki osób i ogólny chaos.
Wspomniałem Wam o Halloween. Idąc do maszyny z biletami minęło mnie kilkudziesięciu Harry Potterów. Były też wróżki, wróżbici i spaidermany.
Wśród nich ja – zmęczony człowiek ze sporą walizką.
To właśnie z uwagi na jej gabaryty musiałem przeczekać 2 pociągi metra. Nie byłem w stanie się w nich zmieścić. Za trzecim podejściem również miałem z tym kłopot, ale pomyślałem sobie: „raz kozie śmierć!”, no i się kulturalnie wkulałem do środka. Złapałem się rurki pod sufitem i w romantycznym ścisku oczekiwałem na odjazd. Przede mną stał pewien rosły facet. Czekając na ruch wagonu patrzyłem mu prosto w oczy. Najgorzej jest właśnie wtedy, gdy jest tłok; chcesz uciec wzrokiem, ale nie masz gdzie.
No i tak sobie stoję i się na niego patrzę, a on patrzy się na mnie. Miłość kwitnie.
Mija pierwsza, druga, czwarta minuta, a pociąg nie rusza.
Ktoś na peronie krzyczy, że kilka przecznic stąd facet rozjeżdżał samochodem ludzi. Dowiaduję się, że pociąg nie rusza, bo stację dalej palą się tory (?).
W Nowym Jorku byłem od 3 h, a przeżyłem już tak wiele.
Czułem, że dalej będzie tylko lepiej.
No i tak było.
[shareaholic app=”share_buttons” id=”10261725″]
[shareaholic app=”recommendations” id=”10261733″]
2 komentarze
… i znowu na jednym wdechu przeczytałem, a nie jest to zasługą moich astmatycznych płuc i ich iluzorycznej pojemności, ale tego jak genialnie stopniujesz napięcie… Dzięki, JAKOŚ dotrwam do następnej części relacji, stanowczo powinieneś publikować wpisy w jakiejś poczytnej prasie 🙂
Proszę podać adres redakcji, a wyślę swoje CV i zdjęcie z komunii!
Dzięki Tobie przynajmniej jestem spokojny, że czyta to ktoś jeszcze oprócz mojej rodziny 😉