Nowy Jork – najludniejsze miasto Stanów Zjednoczonych Ameryki. Światowa stolica mody, finansów, biznesu, nauki i rozrywki? Wikipedia twierdzi, że tak. Po tygodniowym pobycie nie mogę się z tym nie zgodzić.
Przed Wami czwarty z serii kilku tekstów o Nowym Jorku.
Tym razem zajmę się drapaczami chmur i mostami.
Wyjątkowo będzie więcej zdjęć, niż tekstu <smuteczek>.
Zapraszam!
Poprzednie teksty:
1) Tydzień w Nowym Jorku – część #1 (New York, New York i Wiza)
2) Tydzień w Nowym Jorku – część #2 (Podróż)
3) Tydzień w Nowym Jorku – część #3 (Harlem)
5. Drapacze chmur.
Na początku lat ’90, swoje wakacje wielokrotnie spędzałem u cioci w Warszawie. Pałac Kultury i Nauki czy hotel Marriott, wyglądały imponująco. Pięły się w górę robiąc na mnie spore wrażenie. Jeszcze do niedawna to panorama stolicy Polski była dla mnie wyznacznikiem tego, jak mogą wyglądać drapacze chmur. Innej po prostu nie znałem.
W Tokio też było kilka wysokich budynków, ale dopiero w Nowym Jorku zobaczyłem jak naprawdę mogą one wyglądać.
W dolnej części Manhattanu odnalazłem wieżowce, które śmiało mogłyby przykryć Pałac Kultury i Nauki z wszystkich czterech stron jednocześnie. I nie mówię tutaj o kolosach pokroju The One czy The Empire State Building. Wystarczyło wybrać sobie pierwszy lepszy budynek.
Okolice Wall Street to był w zasadzie jeden, długi ciąg budynków. Zrobiłem wtedy poniższe zdjęcie, które wysłałem na konkurs młodych talentów:
Idealnie oddaje charakter tego miejsca. W górze słońce – w dole półmrok.
Ogrom budynków potrafił przytłoczyć.
W jaki sposób najlepiej je sobie obejrzeć? W jednym z kolejnych tekstów wrzucę trasę wraz z opisem moich wycieczek. W ramach spoilera już teraz zamieszczę jedno zdjęcie:
6. Mosty!
Mosty – w życiu nie byłem ich koneserem, ale od czasu powrotu z Nowego Jorku, chyba się to zmieniło. Most jak most – ma służyć. Ominąć wodę, połączyć dwa brzegi i tyle. Mosty mogą być małe, większe, ale mogą być też takie, które spotkałem w Nowym Jorku: potężne i majestatyczne.
2) Drugim w kolejności był Manhattan Brigde, który znajduje się niedaleko Mostu Brooklińskiego:
3) Trzecim był Queensboro Brigde, pod którym zacumował prom, którym dopłynąłem na Wyspę Roosvelta:
4) Czwarty to Most Verrezano-Narrows, na którym rozpoczynaliśmy nowojorski maraton:
Każdy z nich spowodował mimowolny opad szczęki. Ich wielkość po prostu onieśmielała.
Dziękuję za uwagę.
Więcej mostów nie pamiętam.
Jeden komentarz
… „w imię inżynierii lądowej udzielam Ci rozgrzeszenia, za pokutę zadaję Ci przygotowanie kolejnego, równie ciekawego wpisu” (ENTER).