Wakacje.
Park Śląski kocham całym swoim sercem. Biegając tam od 2012 r. znam każdy kamień, uskok i wystającą gałąź. Potrafię nazwać po łacinie okoliczną faunę i florę. No i mimo wszystko, trochę mi się już znudził. Co roku z wypiekami na twarzy czekałem więc na wakacje. Odkąd urodziła się Magda, spędzamy je nad polskim morzem. A jak się nad nim biega? Rewelacyjnie!
Szczególnie miło wspominam Grzybowo i półwysep Helski. Wózkiem w tydzień zrobiłem tam ponad 100 km. Był las, molo, długie ścieżki spacerowo-rowerowe, a także plaża.
Jeżeli mowa o plaży, to nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że bieganie po niej pójdzie mi całkiem sprawnie. Przeliczyłem się. Po kilkudziesięciu metrach miałem serdecznie dość. Opony grzęzły w piasku i nie miało to żądnego znaczenia, czy jest suchy, czy wilgotny. Na plaży przebiegłem może z 2 km. W życiu nie byłem tak spocony.
Coś za coś. Przynajmniej wyszło mi jedno z lepszych zdjęć wózka, jakie kiedykolwiek zrobiłem:
Te nasze wspólne wakacyjne treningi były nieodłącznym elementem każdego przedpołudnia. Oglądaliśmy statki i kiteserferów. Ba! Nawet zdobyliśmy Górę Lebek – najwyższą wydmę Mierzei Helskiej.
Rok później padło na Karwię. Jedno z gorszych miejsc, w którym dane było nam się urlopować. No, ale przynajmniej znowu mieliśmy gdzie pobiegać.
Każdą naszą wycieczkę starałem się jak najbardziej urozmaicić. Zbieraliśmy żołędzie, którymi wypychaliśmy kieszenie wózka. Wąchaliśmy mech i kwiatki, a także gapiliśmy się na niewielki staw szukając w nim żab.
Osobom postronnym może się to wszystko wydać mało znaczące, ale Magda była wniebowzięta! Po raz kolejny zdałem sobie wtedy sprawę z tego, że ten mały zachwyt nad otaczającym światem, jest super ważny. Prawdę pisząc, takich wspomnień ze swoim ojcem mam niewiele. W przypadku Magdy chciałem więc to nadrobić. Ofiarować to, czego ja sam nie otrzymałem.
Las.
Gdy tylko pojawiała się możliwość, to jechaliśmy na weekend w rodzinne strony Eweliny. Niedaleko Kłobucka jest pewien las, w którym pokonałem z Magdą kilkaset kilometrów.
To właśnie w nim szukaliśmy m.in. dzięcioła, słysząc z daleka charakterystyczny stukot.
I wiecie, że w tym gąszczu drzew nam się to udało?
Przybiliśmy sobie po piątce i pobiegliśmy dalej.
Starty.
Oprócz systematycznych treningów, mieliśmy na koncie także kilka startów. Każdy z nich był dla mnie/nas dużym wydarzeniem. Wspólnie metę przekroczyliśmy 7-krotnie.
1. 25. Bieg Fiata – 28.05.2017 r.
To był nasz debiut. Pamiętam, że było niezwykle ciepło.
Magda czerpała frajdę od początku, do samego końca. Głośno klaskała i żywo reagowała na mocny doping kibiców. Do mety dotarliśmy w całkiem przyzwoitym czasie, bo po 43 min i 11 s.
2. VI Tyski Półmaraton – 03.09.2017 r.
Nie wiem czy z jakiegokolwiek biegu byłem tak zadowolony, jak właśnie z naszego półmaratońskiego debiutu.
Nie wiedziałem do końca co z tego będzie. Start z dzieckiem na dystansie 21 km to już nie przelewki. Byłem ciekawy czy Magda da mi bez problemu przebiec całą trasę. Będzie mały spoiler: spisała się na medal!
Nie wiem jak tego dokonałem, ale z wynikiem 1:31:41 udało mi się zająć 3 miejsce w klasyfikacji OPEN. To było coś pięknego!
3. Bieg Wiosenny 2018 – 11.03.2018 r.
Bieg Wiosenny był jeden z najgorzej zorganizowanych biegów, w którym wziąłem udział. Tłok można było odmieniać przez wszystkie przypadki.
Po raz pierwszy (i jedyny) w życiu biegłem z kamerą GoPro. Skrót najważniejszych wydarzeń – z ostatnich 2 km – znajdziecie poniżej:
To była nasza druga dycha w życiu.
4. 26. Bieg Fiata – 27.05.2018 r.
W 2018 r. ponownie odwiedziliśmy Bielsko-Białą. No i ponownie, jak w 2017 r., tak i tym razem żar niemiłosiernie lał się z nieba.
Zdjęcia z naszego finiszu obrosły już chyba legendą w środowisku fryzjerskim. Zobaczcie, co tempo poniżej 4 min/km potrafi zrobić z włosami:
Normalnie płaci się za to kupę hajsu.
W Bielsku mieliśmy to w cenie pakietu.