Gdy piszę te oto słowa, w dalszym ciągu nie miałem w ustach czekolady, batonów ani zaległych Michałków Adwokackich. Od 28 grudnia ur. – z powodzeniem – unikam słodyczy. W tym roku czekolady więc jeszcze nie konsumowałem. Dla mnie jest to wprost niewyobrażalny wyczyn 😉
No dobra, a co jeszcze wydarzyło się w styczniu? Oprócz tego, że unikałem słodkości?
Zapraszam na raport z biegowego pola bitwy.
1. Kilometraż.
Tak prezentuje się kalendarz:
Cóż, dotarłem do momentu, w którym mój biegowy grafik jest równie napięty, co nieczytelny. Jeżeli chcecie go sobie dokładnie obejrzeć, to proponuję zapisać powyższa grafikę na pulpicie, zrobić sobie gorąca kąpiel, coś równie ciepłego do picia i rozkoszować się każdym moim biegowym dniem. Jest czym!
Styczeń 2022 roku to pierwszy miesiąc w moim życiu, w którym w całości przepracowałem w ramach przygotowanego dla mnie treningu. Za całość odpowiada Dawid Malina z Inżynierii Biegania. To jemu zawierzyłem swoje przyszłe życiówki, a także telewizor, który – mocno na to liczę – odbiorę w trakcie wchodzenia na podium jakiegoś pobliskiego biegu (dop. red: „Dawidzie, bo tak będzie? Co nie?!?”).
Nie zmieniło się jedno – w dalszym ciągu trenuję 3 razy w tygodniu.
Jak wyglądały moje poszczególne dni? Ceniąc Wasz czas, nie będę opisywał każdego z nich osobno. Postaram się je jakoś pogrupować.
A więc:
a) środa -> II strefa tętna + podbiegi
Przed nawiązaniem współpracy z Dawidem, typowe podbiegi wykonałem zaledwie kilka razy w życiu. Teraz – z każdą następną środą – tych podbiegów jest coraz więcej.
Zaczynałem delikatnie i równie kulturalnie, bo 5 seriami. W każdej z nich było 5 x 50 m podbiegów:
Nie dość, że z pięćdziesiątek zrobiły się setki, to jeszcze zwiększyła się liczba serii. Na początku lutego jest już 8 serii, a co będzie w marcu czy październiku?
Strach się bać.
b) sobota -> II strefa tętna + rytmy
Soboty rozpoczynają się spokojnym tempem, a kończą zgięciem w pół ze zmęczenia i łapaniem tchu po rytmach.
Poniżej, po lewej macie jeden z pierwszych treningów stycznia, a po prawej – ostatni:
Dopiero uczę się biegania na tętnie. No i gdy Dawid na początku określił widełki między 142, a 162 bpm, jeszcze nie wiedział, jak bardzo się pomylił. Liczył na to, że będę biegał w okolicy 150-155 bpm, a ja mu taki numer wywinąłem :/
Zamiast biegać w spokoju, na wartości rzędu 150 bpm, skupiałem się na tempie i początkowe treningi biegałem przy górnej granicy 162 bpm. Dodam, że robiłem to za każdym razem 🙁
Dawid postanowił mnie więc opamiętać zmniejszając górną granicę tętna. Stanęło na tym, że obecnie sobotnie treningi wykonuję w niezwykle wąskim zakresie: 140-145 bpm. Każdy kto biegał na tętnie w terenie wie, że wystarczy niewielki podbieg i tętno momentalnie wzrasta. Przy ww. zakresie, nie za bardzo ma się gdzie zmieścić. Życie nauczyło mnie więc, że z wyprzedzeniem wypatruję przed sobą jakichś nierówności. Przed każdą z nich odpowiednio zwalniam, a gdy tętno mimo wszystko dochodzi do 150 bpm, rozpoczynam ślimaczy trucht.
Tętno wraca do przedziału 140-145 bpm?
Wtedy od razu wracam do biegu.
c) niedziela -> 2 km rozgrzewki – tempo – 2 km schłodzenia
Niedziele, które kiedyś kojarzyły mi się z błogimi i równie długimi wybieganiami, spotkał taki sam los, jak niskich stóp procentowych. Nie ma ich i raczej prędko nie wrócą.
Pierwsza niedziela stycznia wyglądała w ten sposób:
W trakcie rozgrzewki i schłodzenia pilnowałem tego, aby tętno nie przekraczało 142 bpm i tym samym mieściło się w moim I zakresie. Wtedy znajdowałem się w słodkiej strefie komfortu. Wychodziłem z niej początkowo na 12 km, aby z czasem dotrzeć do 16 km:
Tętno 165-175 bpm (moje HRMax to 194 bpm), to już nie przelewki. Po każdej rozgrzewce zbieram myśli i przygotowuję się na przysłowiowy wycisk prezesa. Średnie tempo w okolicy 4 min/km, jest już dla mnie nieco męczące.
W styczniu przebiegłem 250 km i 10 m:
Już nie mogę się doczekać kolejnych!
2. Wylicytowano mnie na Allegro ♥
W styczniu – jak co roku, od kilku lat – postanowiłem wystawić swe wdzięki na Allegro. Wszystko w szczytnym celu, bo w ramach wsparcia dla WOŚP.
Do tej pory, we wszystkich moich licytacjach, udało się zebrać 834 złote i 50 groszy:
2019 r.
– Koszulka z Tokyo Marathon 2015 – 129 zł
– Trening z adminem drogadotokio.pl – 242,50 zł
2020 r.
– Trening z adminem drogadotokio.pl – 260,50 zł
2021 r.
– Trening z adminem drogadotokio.pl – 202,50 zł
W tym roku poszło o niebo lepiej!
Trening, z moją skromną osobą, został wyceniony na kwotę 428 zł!!!
Cóż mogę począć.
Zaczynam się robić na bóstwo, aby osoba – która mnie wylicytowała – nie była zawiedziona i nie zgłosiła reklamacji, w ramach programu ochrony kupujących 😉
3. Nowy Fenix!
W styczniu odbyła się premiera nowych Fenixów. Po dwóch latach, wreszcie pojawił się nowy model. Fenix z „7” w tle, raczej nie zaskoczył wysoką ceną. Taniej to już było. Co natomiast mogło zaskoczyć, to brak jakichś większych zmian, względem swojego poprzednika. Jasne, jest dotykowy ekran, a w najwyższych modelach także jednoczesne combo wszystkich systemów GPS. Ba! Jest nawet latarka.
Czy jest jednak sens do tego dopłacać?
W moim przypadku odpowiedź jest prosta:
Ludzie zaczęli się pozbywać starszych modeli. Ceny spadły i tym samym, skusiłem się na zakup Fenixa 6 Pro. W rozsądnej cenie, na OLX, udało się namierzyć nówkę sztukę:
Od 2 lat biegałem z Fenix 5 Plus. Szóstka ma nieco większy i bardziej czytelny wyświetlacz. Jest lżejsza i cała czarna. Jest po prostu piękna. Jest taka, jak ja.
Fenixie 5 Plus – śpij słodko mój Aniołku i pięknie służ kolejnej osobie ♥
4. Stromae.
To nie tak, że od tego podsumowania, pojawi się w tym miejscu kącik muzyczny. Wiecie… taki, w którym będę Wam polecał jakąś dobrą nutę. To jednak blog o bieganiu, a nie koncert życzeń. W tym jednym wypadku muszę jednak zrobić wyjątek.
Stromae – belgijski wokalista, kompozytor i producent muzyczny, którego większość zapewne kojarzy z tego utworu/teledysku:
Ucichł na kilka dobrych lat, by wreszcie powrócić z nowymi kąskami, które zapowiadają płytę Multitude (premiera 4 III br.).
Do tej pory opublikował 2 utwory:
a) „Sante”:
b) „L’enfer”:
Każdy wszedł mi w głowę tak mocno, że ww. płyta będzie zapewne najczęściej słuchaną przeze mnie płytą w 2022, 2023 i 2028 roku. Mało tego, Magdalena, która francuskiego nigdy w życiu się nie uczyła, w trakcie dojazdu do i z przedszkola, opanowała do perfekcji teksty ww. utworów. Jedzie z tym koksem nawet bez podkładu.
Dlaczego Wam o tym piszę?
Bo może dla Was, powyższe utwory, a także cała nadchodząca płyta, będzie równie mocnym zaskoczeniem.
No i pamiętajcie proszę, kto przepowiedział, że to będzie najlepiej oceniana płyta całego 2022 roku.
Mam na imię Marek.
Tak, to byłem ja.