Dlaczego biegłem z softlaskiem, skoro organizator zapewnia wodę i izotoniki? Niestety bałem się pić z kubka przy tempie w okolicy 3:45 min/km. Raczej na pewno część wody wylądowałaby w nosie, a drugą zacząłbym się krztusić. Softlask był więc idealnym rozwiązaniem. Co prawda korzystałem z wody na punktach odżywczych, ale tylko po to, aby polewać sobie kark. Tak, na początku narzekałem, że jest za zimno, a później okazało się, że jest ciepło. Miejscami nawet, aż za bardzo.
Domyślam się, że moje odczucia były bardzo subiektywne. Wszystkiemu winne było moje mocne tempo, a także momenty, w których wiatr przestawał wiać. Wtedy wydawało się, jakby było ze dwadzieścia kilka stopni Celsjusza. A propos wiatru, to jego porywy przepięknie smagały moją twarz i resztę ciała. Bulwary nad Wisłą jak zawsze nie zawiodły.
Wkrótce pojawiła się mata z oznaczeniem 15-ego km.
Pokonałem ją w czasie 57:57 min. W klasyfikacji OPEN przesunąłem się o dwie pozycje i teraz zajmowałem 23 miejsce.
Minąłem 16-ty kilometr (3:50 min) i Stare Miasto zostawiłem za plecami. Wziąłem ostry zakręt w prawo i z powrotem znalazłem się na bulwarze. Pamiętam, że zacząłem już odliczać pozostałe kilometry. Czułem trudy tego biegu. Na całe szczęście udało mi się jeszcze trochę rozpędzić. Pomimo samotnej walki z wiatrem, 17-ty kilometr pokonałem w czasie 3:47 min. Kolejny był o 5 sekund wolniejszy.
O niczym tak nie marzyłem, jak o ponownym widoku Krakowskich Błoni. Z jednej strony chciałem je zobaczyć i poczuć się w miarę bezpieczny. Z drugiej – wiedziałem co mnie tam czeka. Że te dwie długie proste, które łącznie będą miały ok. 2500 metrów, będą mi się śmiały w twarz. Wyciągną ze mnie ostatnie soki i łatwo nie dadzą o sobie zapomnieć.
Na początku 19-ego kilometra dotarłem do pętli tramwajowej. Skręciłem w prawo i pojawił się niezwykle uroczy zbieg. Rozluźniłem na nim ręce, po czym wziąłem kilka łyków wody. Zakręt w lewo, a następnie w prawo i w kadrze pojawiły się one! Błonia w całej swojej okazałości.
Z lewej strony mogłem już w oddali dostrzec metę. Przede mną były ponad 2 kilometry największej walki tego popołudnia. Wiedziałem, że jedyne co muszę, to utrzymać tempo, w którym się poruszam. Średnie tempo z całego biegu wynosiło 3:46 min/km i gwarantowało mi czas poniżej 1:20 h.
Pamiętam, że zaraz na początku Błoni zaatakował mnie wiatr. Tak bezczelnie prosto – pardon my French – w ryj. Robił co mógł, abym mógł zapomnieć o życiówce i wrócił do domu z nosem na kwintę. Z lewej strony pojawił się wodopój. Wolontariusze krzyczeli: „Woda!”, „Woda!”. Minąłem ich w tempie 3:40 min/km. Nie mogłem sobie pozwolić na jakąkolwiek przerwę. Nie byłem im też w stanie odpowiedzieć, że pięknie dziękuję, ale nie skorzystam.
Trwało to chyba z tydzień, ale wreszcie dotarłem do końca tej pierwszej prostej. Zaraz przed nią Garmin oznajmił, że 20-sty kilometr trwał 3 minuty i 52 sekundy. Wiedziałem, że na tej ostatniej prostej muszę dać z siebie nie tyle wszystko, co po prostu jeszcze więcej. Bo jak nie teraz, to kiedy? Drugiej szansy w tym roku mogę już nie mieć.
Na trudy tego odcinka przygotowywałem się psychicznie od kilku tygodni. Pamiętam go doskonale z 2015 roku. Walczyłem wtedy o złamanie 1:30 h. Wtedy ta prosta po prostu nie chciała się skończyć. Trwała sobie w najlepsze, a ja resztkami sił dzieliłem ten odcinek na drzewa, które mijałem z lewej strony. Starałem się, aby odcinek między pierwszym, a kolejnym drzewem pokonać najszybciej, jak tylko byłem w stanie. I tak pierwsze, piąte i dwudzieste siódme drzewo. Aż dotarłem do upragnionej mety.
Choć od kilku minut biegłem już na oparach, postanowiłem przyspieszyć. Garmin poinformował mnie, że moje aktualne tempo wynosi 3:32 min/km. Ktoś z Państwa pytał o tętno? Proszę bardzo: stabilne 187 bpm. Do dłuższego L4 brakowało już naprawdę niewiele.
Tym razem nie liczyłem drzew. Starałem się nie wpaść na nikogo z biegaczy, którzy akurat kończyli bieg na 10 km. Hen w oddali widziałem metę, ale do jasnej cholery: Dlaczego ona była tak daleko?!? Kto mi ją przesunął? Przecież ona nie była tak daleko! Helooołłł!!!
Biegłem i biegłem i końca tego biegu nie było widać. Co chwilę spoglądałem na Garmina, a tam czas 1:19:44, 1:19:45… Sekundy leciały nieubłaganie, a mety jak nie było, tak nie ma. No i niestety, choć naprawdę robiłem co mogłem, minęła godzina i dwudziesta minuta biegu. W takim wypadku pozostała mi realizacja planu „B” i walkę o nową życiówkę.
21-sty km pokonałem w czasie 3:44 min. Ani myślałem o tym, aby zwolnić. Mało tego – przyspieszyłem do tempa 3:34 min/km.
Wbiegłem między flagi, a tam to już był tylko przysłowiowy rzut beretem do ostatniej maty z pomiarem czasu. Minąłem ją, wyłączyłem Garmina i upadłem na kolana. Może nie tyle ze zmęczenia, co z nadmiaru wrażeń. Musiałem po prostu dojść do siebie.
Jest! Zrobiłem to!
SMS od organizatora, a tam wynik: 1:20:36!
Cóż, nie złamałem 1:20 h, ale chociaż udało się wywieźć z Krakowa nową życiówkę. Gdy zmierzałem do Siemianowic nie sądziłem, że ta historia będzie miała zdecydowanie lepszy happy end.
10 komentarzy
Gratulacje, piękny wynik!
Zamierzasz w tym roku brać udział w serii biegów RunCzech?
W tym roku chyba odpuszczę, bo czekają mnie inne starty 😉
A Ty planujesz pobiec w Czechach?
Prawdopodobnie tak, choć jestem na zupełnie innym etapie przygody z bieganiem niż Ty. Z punktu widzenia logistycznego (czytaj: mieszkańca Śląska) będzie to jednak najlepsze rozwiązanie do rozpoczęcia przygody z połówkami niż tułaczka po Polsce – szczególnie po przeczytaniu Twoich relacji.
To super, że ktoś jednak czyta te moje relacje i mogą się one komuś przydać 😉
Gratuluję! Jestem pod wrażeniem i życzę powodzenia na maratonie. Mam nadzieję, że tym razem się już uda
Wielkie dzięki 🙂
Szacun, piękny wynik przy takiej objętości treningowej 🙂
Dzięki! 🙂
Na podobnej objętości przygotowuję się do łamania trójki w maratonie. Wielki dzień już 10 kwietnia.
Zobaczymy co z tego wyjdzie 😉
Jeżeli mogę zapytać: w poście pojawiają się zdjęcia panów Ryszarda Kułagi i Mateusza Gałązki, czy są gdzieś ogólnodostępne galerie Ich autorstwa? Poza tym gratuluję wyniku, sam jestem na etapie łamania 1:30.
Jeżeli chodzi o zdjęcia Ryszarda Kułagi, to link do galerii pojawił się na oficjalnym profilu FB organizatora biegu. Jeżeli chodzi o Mateusza, to znajdź na FB jego profil: „Mateusz Gałązka Fotografia”.