W półmaratonie w Dąbrowie Górniczej do tej pory wziąłem udział trzykrotnie – w 2017, 2018 i 2019 r. W trakcie tego ostatniego nawet jako pacemaker na czas 1:45 h. Lata mijały, a Dąbrowa Górnicza jakoś przestała mi być po drodze. Powód był prosty: począwszy od 2020 r. w kwietniu zawsze przygotowywałem się do jakiegoś innego biegu. W tym roku wreszcie nic nie stanęło mi na przeszkodzie i mogłem się zameldować na starcie. Moim celem był bieg na granicy HRMax i zbliżenie się do granicy 1:20 h. Wszystko wskazywało na to, że po szybkiej połówce w Żywcu taki wynik jest możliwy do osiągnięcia. Czy tak było w rzeczywistości? Zapraszam na relację z ww. wydarzenia.
Do Dąbrowy Górniczej udaliśmy się rodzinnie. W godzinach porannych zaparkowałem na parkingu koło Hali Widowiskowo-Sportowej ,,Centrum” im. Zygmunta Cybulskiego. To właśnie tam znajdowało się biuro zawodów, w którym odebrałem numer startowy.
Co znalazłem w pakiecie?
Numer startowy, buffa, żel, a także izotonik. Wszystko w pogodnym kolorze zieleni.
Wróciliśmy do auta. Z bagażnika wyciągnąłem obuwie biegowe marki Nike, które tego przedpołudnia miałem założyć po raz pierwszy w życiu. Chciałem się przekonać czy tego typu buty rzeczywiście same biegną za zawodnika, czy trzeba jednak jakoś im pomóc.
Wkrótce ruszyliśmy w kierunku ulicy Kościuszki, skąd miał nastąpić start.
Dla mnie była to zupełna nowość. Do tej pory – niczym w Bostonie – na start biegaczy zawoziły autobusy. Może nie były tak samo szkolne i żółte jak w Stanach, ale ważne że były. Od 2023 roku trasa uległa zmianie i tym razem nie trzeba było kasować biletu. Do startu wystarczyło sobie podejść.
Nie ukrywam, że to właśnie nowa – ponoć szybsza trasa – była magnesem, który przyciągnął mnie do Dąbrowy Górniczej.
Rozpocząłem krótką rozgrzewkę. Po kilku szybkich przebieżkach stwierdziłem, że pogoda niestety dopisała. Niestety, bo słońce i ponad 20 stopni Celsjusza to niezbyt dobre połączenie. Może co najwyżej dla kibiców. Dla mnie temperatura w okolicy 8 stopni oznacza, że zaraz wydarzy się magia. Gdy jest ciepłej, to magia idzie sobie precz i pozostaje walka o przeżycie.
No nic. Nie ma co zwalać na warunki atmosferyczne.
Trzeba robić swoje. Nie ma co się użalać.
Ustawiłem się na starcie. Kilku minut później rozpoczęło się odliczanie.
10…9…(…)…3…2…1
Ruszyłem!
Pierwsze kilkaset metrów to było jedne z najszybszych metrów w moim życiu. Nie dość, że było szeroko, to jeszcze z górki. Nogi niosły jak szalone. Miejscami tempo wynosiło poniżej 3:20 min/km. Widząc to szybko oprzytomniałem i włączyłem procedurę hamowania. W takim tempie szybko bym się wypstrykał z całej siły.
Ostry zakręt w prawo i wkrótce Garmin oznajmił, że pierwsze 1000 m trwało jeno tylko 3:32 min/km.
Kilkaset metrów dalej – na rondzie – nawróciliśmy i teraz zmierzaliśmy drugą stroną jezdni. To był czas, w którym biegacze starali się oszacować tempo pozostałych. Zaczęły się tworzyć pierwsze nieformalne grupki. Zerknąłem za siebie i stwierdziłem, że póki mam energię, to zabiorę się z szybszą grupą. Dołączyłem do niej i tak oto pokonaliśmy kilka kolejnych kilometrów.
Na drugim kilometrze dowiedziałem się, że poruszam się w tempie 3:41 min/km. Było więc już o wiele wolniej. Na tym mi przecież zależało.
Trafiliśmy na długą prostą, która kończyła się zakrętem w prawo. Kolejne kilometry pokonałem w następującym czasie:
3 km – 3:44 min
4 km – 3:41 min
5 km – 3:41 min
Pierwszą piątkę pokonałem w 18:21, a więc na razie wszystko szło zgodnie z planem.
Kilkadziesiąt metrów za oznaczeniem 5-ego kilometra, skręciliśmy w lewo i tym razem poruszaliśmy się pod wiaduktem kolejowym. Pamiętam, że w tamtym miejscu doping był jakby mocniejszy.
Podziękowałem kibicom brawami, by po kilometrze zameldować się w Parku Zielona. Park był najlepszym, co mogło mnie spotkać, bo chwilowo można się było schować przez promieniami słońca.
6 km – 3:42 min
7 km – 3:50 min
8 km – 3:48 min
9 km – 3:45 min
Kilka minut później dotarłem do maty z oznaczeniem 10-ego kilometra. Pierwszą dychę pokonałem w czasie 37:24 min i zajmowałem 24 miejsce w klasyfikacji OPEN.
Wziąłem pierwszy żel i pierwszy raz tego dnia na krótko przeszedłem do bardzo szybkiego marszu. Wolałem w spokoju przyjąć żel i popić go wystarczającą ilością wody, aby mieć energię do dalszego biegu. Zanim się nie obejrzałem, to ponownie biegłem w tempie poniżej 4:00 min/km.
Jeden komentarz
Wnioskując po tekście, punkt kibica pod wiaduktem (5,3 km / ~20 km) dodawał mocy Cieszymy się bardzo! Pozdrawiam i do zobaczenia na trasach biegowych