Wkrótce skręciliśmy w prawo i dwukrotnie pokonaliśmy rzekę Sprewa.
Choć na zdjęciach może wyglądać, że było ciepło i warunki mogły być dalekie od idealnych, to w rzeczywistości było odwrotnie. W dzień biegu prognozowano odczuwalną temperaturę w okolicy 6-7 stopni Celsjusza. Pamiętam, że ciężko było mi się rozebrać do krótkiego rękawka. Gdy już to zrobiłem, to przez chwilę zadawałem sobie w głowie pewne fundamentalne pytani: „Synek! Po co ci to?!?”. Mogłem leżeć w ciepłym łóżku, a nie wietrzyć dupsko w chłodzie.
Z każdym kolejnym kilometrem coraz bardziej do mnie docierało, że jeżeli chodzi o pogodę, to chyba lepiej nie mogliśmy trafić. Jeżeli ktoś tego dnia walczył o nową życiówkę, to dzięki tej pogodzie, miał już +100 punktów do powodzenia tej misji.
Zameldowałem się przy oznaczeniu 5-ego kilometra:
Pierwszą piątkę pokonałem w czasie 24:26 min. Średnie tempo wyniosło 4:54 min/km i zajmowałem miejsce o numerze 11 225. Zabawa dopiero się rozpoczynała.
Gdzieś w tłumie dojrzałem kobietę z charakterystyczną kartką, na której było napisane, że to właśnie dzisiaj kończy cykl World Marathon Majors. Od razu do niej pobiegłem i mocno jej pogratulowałem.
Od tej pory robiłem tak każdemu, kto tego dnia kończył swojego Majora. To był ich dzień. Ja swój miałem w Bostonie, w 2023 roku i wiem jakie to było dla mnie ważne i ile fantastycznych emocji czekało na mnie na mecie.
Wkrótce po minięciu 6-ego kilometra zameldowaliśmy się w okolicy Bundestagu. To właśnie tam, w miejscu zbiórki biegaczy z rodzinami, za kilka godzin miałem się spotkać z Magdą i Eweliną.
Biegło mi się rewelacyjnie. Tętno nieśmiało dobijało do 155 unm. Wiem, że tak naprawdę dopiero rozpocząłem maraton i nigdy nie wiadomo co będzie dalej, ale swój komfort oceniałem wtedy na mocne 12 w 10-stopniowej skali. Było rześko i chłodno, a w promieniach słońca jedynie delikatnie cieplej. Nic poza tym.
Po raz trzeci i czwarty pokonaliśmy Sprawę. Przed oczami pojawił mi się widok żywcem wyjęty z Chicago:
Most, na nim pociąg, a w tle długa prosta, na której końcu skręciliśmy w lewo. W międzyczasie pojawiły się już pierwsze ekipy, które zagrzewały nas muzyką graną na żywo.
Gdzieś w tłumie znalazłem pierwszą Polską flagę. Od razu podbiegłem do kibiców i gorąco podziękowałem za doping. Zresztą ten sam los spotkał gościa z długim czymś.
Choć wcale nie było gorąco, to systematycznie korzystałem z każdego możliwego wodopoju. Zaraz przed oznaczeniem 10. km wziąłem pierwszy, z czterech żeli.
10-ty km pokonałem w czasie 49:28 min. Średnie tempo wyniosło 5:01 min/km, a w klasyfikacji OPEN plasowałem się na miejscu 12 332 spadając o ponad tysiąc miejsc. Czy było mi z tego powodu przykro? Bynajmniej! Zdałem sobie sprawę, że do mety pozostały jedynie 32 km, a blisko 1/4 trasy mam już za sobą.
Okrążyliśmy je od lewej strony, po czym trafiliśmy na kilometrową prostą. To tam – po raz ostatni tego przedpołudnia – pokonaliśmy Sprewę.
Nad głową dostrzegłem zawieszoną kostkę rodem z gier Mario. Podskoczyłem i mocno w nią uderzyłem. Nie wiem co mi to dało, ale czułem, że muszę to zrobić.
Kibice dopingowali jak szaleni. Gdziekolwiek się nie obejrzałem tam znajdował się ktoś, kto chciał nas zagrzać do dalszego biegu.
Pamiętam jak mocne wrażenie zrobił na mnie zespół jazzowy, który rozłożył się na 14-stym kilometrze. Nie znam się na jazzie, ale w tamtym momencie stałem się jego wielkim fanem. Byłem oczarowany tym, co dochodziło do moich uszu.
Na 15-sty km tempo zbliżyło się do tego, z pierwszej piątki. Wynosiło 4:52 min/km i przesunąłem się o blisko 500 miejsc. Okazało się, że teraz będzie już szybciej.
Po minięciu 17-ego km dotarliśmy do 3 km prostej. To była jedna z tych prostych, która pozwoliła odetchnąć od ścisłego centrum. Zabudowania były niższe i pojawiło się znacznie więcej zieleni.
20-sty kilometr oznaczał, że do pierwszej połówki pozostało już naprawdę niewiele. Zanim się nie obejrzałem, to zameldowałem się na 21 km i 97 m trasy. Wystarczył krok dalej i teraz do końca miałem już tzw. mniejszą połowę.
Pierwsza połówka pękła po 1 godzinie, 43 minutach i 9 sekundach biegu. Średnie tempo wyniosło 4:54 min/km. Zajmowałem zaszczytne 11 308 miejsce.
Jeden komentarz
Fajnie się czytało, zawsze interesują mnie relacje z tak dużych imprez. Jak myślisz, co najbardziej przyciąga biegaczy do Berlina? Chyba nie tylko trasa, ale też atmosfera, co? Czy ta kolejka do odebrania pakietów zawsze taka długa, czy to wyjątek tegoroczny? Ciekawi mnie też, jakimi radami podzieliłeś się z debiutującymi Francuzkami. Dzięki za relację, trzyma w napięciu!