Close Menu
    Facebook X (Twitter) Instagram
    Facebook Instagram YouTube
    drogadotokio.pl – Blog o bieganiu
    • Relacje
      • Starty
      • Treningi
    • World Marathon Majors
      • Boston Marathon – 2023 i 2024
      • Virgin Money London Marathon – 2019
      • Bank of America Chicago Marathon – 2018 i 2022
      • TCS New York City Marathon – 2017 i 2019
      • Tokyo Marathon – 2015
      • BMW Berlin Marathon – 2013 i 2021
    • RunCzech
    • Testuję
    • Teksty
    • Tablica wyników
    • Więcej info
      • FAQ
      • Media
      • O mnie
      • Współpraca
    drogadotokio.pl – Blog o bieganiu
    Jesteś tutaj:Home»BMW Berlin Marathon - 2013 i 2021»50. BMW Berlin Marathon – 29.09.2024 r.

    50. BMW Berlin Marathon – 29.09.2024 r.

    1
    By Marek on 9 października 2024 BMW Berlin Marathon - 2013 i 2021, Relacje

    To chyba wtedy trafiłem na pierwszą z trzech (?) grup na 3:30 h. Tłoczno było od samej mety, ale wystarczyło dobić do podopiecznych któregoś z pacemakerów i pojęcie tłoku nabierało nowej jakości. Ciężko było stawiać kolejne kroki, aby nie wkręcić się w czyjeś stopy. O wyprzedzaniu nie było wtedy mowy. Na całe szczęście szybko sobie z nimi poradziłem i pognałem dalej do przodu.

    Kilka enterów wyżej wspominałem o gościu z długim czymś. Okazało się, że na trasie trafiłem na jego kumpli:

    Teraz już jestem mądry, ale wtedy nie wiedziałem, że instrument, na którym grali to (cyt. z Wikipedii):

    Róg alpejski (niem. Alphorn) – drewniany instrument muzyczny z grupy aerofonów ustnikowych, tradycyjnie używany przez pasterzy w Alpach ze względu na donośność dźwięku do komunikacji na odległość.

    Minąłem aerofony ustnikowe i rozkoszowałem się dalszą częścią trasy.

    Robiłem co mogłem, aby nieco zwolnić, ale nogi na to nie pozwalały. Tętno w dalszym ciągu utrzymywało się na poziomie 155 unm. Choć w nogach miałem już 23 km, w ogóle tego nie czułem. Byłem świeży w kroku bardziej, niż swego czasu Pani Irena Szewińska.

    Stało się to, co niestety musiało się stać. Robiłem co mogłem, ale minąłem oznaczenie 25-ego kilometra. Do mety pozostało zaledwie 17 km. Szajse!

    Na tym 25 km średnie tempo wynosiło 4:55, więc w dalszym ciągu wszystko szło z godnie z planem.

    Przybijałem piątki i biegałem to od lewej, to do prawej strony. Głęboko w  tyłku miałem najkrótszą linię dzielącą start i metę, którą poprowadzono charakterystycznymi 3 paskami. Na trasie zamierzałem pozostać jak najdłużej.

    Za jednym z zakrętów trafiliśmy na wóz straży pożarnej, który miał za zadanie nas schłodzić. Z uwagi na fakt, że w dalszym ciągu odczuwalna temperatura dobijała do zaledwie 8 kresek na plusie, mało kto skorzystał z tego prysznica.

    Jednym ze sponsorów maratonu był browar Erdinger, którego butelkę osobiście spotkałem na trasie. Zresztą o tym, że na mecie dostaniemy wersję bezalkoholową informowali także kibice.

    28 km pokonałem w czasie 4:46 min, natomiast kolejny już w 4:39 min. Zaczęło się dziać coś niedobrego. Choć ogłaszałem wszem i wobec, że do mety wcale mi się nie spieszy i na trasie zamierzam spędzić jak najdłużej, to życie zaczęło pisać inny scenariusz. Nogi niosły jak szalone i nie pozostało mi nic innego, jak za nimi nadążyć. Zamiast przygotować się do uruchomienia sekwencji hamowania, zacząłem systematycznie przyspieszać.

    30-ty km pokonałem w średnim tempie 4:35 min/km. Z 12 332 z 10-ego km przesunąłem się o blisko 2 151 miejsc.

    Wiecie co się wydarzyło po minięciu tej tabliczki i tego pana, który grał na komórce w Candy Crash Saga?

    Postanowiłem odpalić nitro i spróbować pokonać ostatnie 10-11 km najszybciej, jak będę w stanie. Chciałem sprawdzić na ile mnie stać. Pogoda sprzyjała, sił miałem sporo, a więc się zaczęło. Tętno ze 155 unm wzrosło do 175 unm. Przeistoczyłem się w TGV czy inny Shinkansen i zacząłem hurtowo wyprzedzać kolejnych zawodników. Napiszę to wprost i z pełną świadomością: nie było tam na mnie mocnych.

    Chociaż cały czas biegłem w dłoni z telefonem, robiłem coraz mniej zdjęć. Wolałem się skupić na jeszcze większym podkręceniu śruby.

    32 km – 4:22 min
    33 km – 4:19 min
    34 km – 4:09 min (!!!)

    A czy w dalszym ciągu miałem siły? Czy moja słodka buzieńka była uśmiechnięta od ucha, do ucha?

    No k*@&% lelo!

    Do tej pory nie wiem co się tam odwaliło. Zamiast tracić siły, bo przecież biegłem od ponad 34 km, miałem ich coraz więcej. Byłem zmęczony, ale to było zwykłe zmęczenie. Nic nadzwyczajnego.

    Piątkę od 30 do 35 km pokonałem w czasie 21:48 min. Od 30 do 35 km prześcignąłem 1163 zawodników. Każdego zapamiętałem z imienia i nazwiska, bo wiem jak w tym tłumie było mi go niekiedy ciężko wyprzedzić.

    Zabawa trwała w najlepsze:
    35 km – 4:12 min
    36 km – 4:19 min
    37 km – 4:21 min

    Zadzwoniłem do Eweliny i powiedziałem, że będę szybciej, niż zakładałem. Sprawdziłem pinezkę, którą mi wysłała. Wiedziałem już, że wraz z Magdą, czekają na mnie pod samą Bramą Brandenburską. Już nie mogłem się doczekać jak je tam zobaczę.

    1 2 3 4
    berlin berlin marathin Major maraton
    Share. Facebook Twitter Pinterest LinkedIn Tumblr Email

    Więcej podobnych tekstów? Proszę bardzo:

    III Siemianowicki Bieg „Śladami Wojciecha Korfantego” – 27.04.2025 r.

    XII Bieg Wiosenny w Parku Śląskim – 22.03.2025 r.

    Siemianowicka Piwna Mila 2024 – 12.10.2024 r.

    Jeden komentarz

    1. Tymon Kowalski on 15 października 2024 13:24

      Fajnie się czytało, zawsze interesują mnie relacje z tak dużych imprez. Jak myślisz, co najbardziej przyciąga biegaczy do Berlina? Chyba nie tylko trasa, ale też atmosfera, co? Czy ta kolejka do odebrania pakietów zawsze taka długa, czy to wyjątek tegoroczny? Ciekawi mnie też, jakimi radami podzieliłeś się z debiutującymi Francuzkami. Dzięki za relację, trzyma w napięciu!

      Reply
    Leave A Reply Cancel Reply

    • Polub
    • Obserwuj
    Facebook
    Comments Box SVG iconsUsed for the like, share, comment, and reaction icons
    Marek - drogadotokio.pl
    3 dni temu
    Marek - drogadotokio.pl

    Już to kiedyś pisałem, ale zrobię to jeszcze raz: jak to życie potrafi czasem zaskoczyć, to nie mam pytań, ani odpowiedzi 🤯

    W maju hasałem jak lania jakaś, albo chociaż knur.

    A dzisiaj?

    Będąc na oddziale rehabilitacji neurologicznej, na zajęciach dodatkowych że strzelectwa, bawiłem się w Robin Hooda, słuchając przez godzinę... szant. Bo właśnie ich fanem okazał się instruktor od łuków i strzał.

    Dzisiaj - przez ponad 20 min - walczyłem także dzielnie na orbitreku. Serce waliło jak przed ustną z historii, a pot łał się strumieniami.

    Cos czuję, że powrót do formy sprzed sekwestracji krążka międzykręgowego, będzie bardzo ciekawym doświadczeniem 😀
    ... Więcej...Mniej...

    Już to kiedyś pisałem, ale zrobię to jeszcze raz: jak to życie potrafi czasem zaskoczyć, to nie mam pytań, ani odpowiedzi 🤯

W maju hasałem jak lania jakaś, albo chociaż knur.

A dzisiaj? 

Będąc na oddziale rehabilitacji neurologicznej, na zajęciach dodatkowych że strzelectwa, bawiłem się w Robin Hooda, słuchając przez godzinę... szant. Bo właśnie ich fanem okazał się instruktor od łuków i strzał.

Dzisiaj - przez ponad 20 min - walczyłem także dzielnie na orbitreku. Serce waliło jak przed ustną z historii, a pot łał się strumieniami.

Cos czuję, że powrót do formy sprzed sekwestracji krążka międzykręgowego, będzie bardzo ciekawym doświadczeniem 😀Image attachmentImage attachment
    Zobacz na FB
    · Podziel się
    Share on Facebook Share on Twitter Share on Linked In Share by Email
    View Comments
    • Likes: 24
    • Shares: 0
    • Comments: 0

    Skomentuj na FB

    Load more
    Instagram
    Polecam

    Copyright © 2014-2023 Drogadotokio.pl

    Type above and press Enter to search. Press Esc to cancel.