3. Co gdyby nie ta strona?
Na pewno nie zostałbym tzw. Majorem. Nie byłbym w stanie pojawić się w Nowym Jorku, Chicago czy Londynie. Maraton w Tokio byłbym moim drugim i zapewne ostatnim maratonem zaliczanym do prestiżowego cyklu World Marathon Majors.
Na ścianie nośnej w moim pokoju nie było by tego:
Czego jeszcze by nie było?
Prawdopodobnie nie złamałbym 3h w maratonie. Własnym sumptem doszedłem do wyniku 3:08 h. Czy gdyby nie walka o Boston – mojego ostatniego Majora, zabrałbym się za treningi z Dawidem Maliną i próbował powalczyć o złamanie 3h? Raczej nie, a te 3 h może i by pękły, tylko nie wiadomo kiedy i gdzie. O ile w ogóle.
Nie byłoby także miliarda innych rzeczy: treningu w Central Parku i wokół Ogrodów Cesarskich. Nie śpiewałbym Queen „Bohemian Rhapsody” w dzielnicy Shibuya o 2:00 nad ranem, a następnie „Don’t stop me now” w Bostonie. Nie byłbym na dwóch meczach NBA, a także dwukrotnie nie odwiedził Broadwaya. Nie jechałbym wypożyczonym rowerem wzdłuż jeziora Michigan i nie pomagał rozkładać złotych łańcuszków w hotelu Ritz czekając na wejściówkę do Oceanarium. Nie poznałbym sekretu partnera jednej z polskich aktorek, który w windzie w hotelu New Yorker pochwalił mi się, że dwukrotnie wbił się na nowojorski maraton na tzw. krzywy ryj, a więc biegł, a nie uiścić opłaty startowej. Nie widziałbym wschodu nad Manhattanem od strony Brooklynu. Nie byłoby tysiąca wspomnień, do których sobie systematycznie wracam.
Tak się teraz zastanawiam i wiecie czego mogłoby by także nie być?
Biegania. Tak po prostu.
Pisanie o bieganiu i tworzenie relacji samo w sobie mnie nakręca. Może, gdybym nie mógł o tym pisać, nie czułbym dalszej motywacji, aby to robić? Rzuciłbym bieganie i z powrotem roztył się z rozmiaru „S” do „L”?
Choć brzmi to dziwnie, to chyba jest w tym głębszy sens.
Gdy coś zakładam i o tym głośno piszę (np. o łamaniu 3h, bądź wzięcia udziału jako pacemaker), czuję, że muszę dowieźć temat do końca. Wiem, że choć nie zawsze mi się chce, idę na trening i robię swoje.
No i zacząłem biegać już trzynasty rok.
Kurde… jak ten czas zapieprza.
A propos samej strony. Do tej pory opublikowałem ponad 330 wpisów. Moim konikiem, a bardziej klaczą, są relacje z biegów. Szczególnie z tych, zaliczanych do prestiżowego cyklu World Marathon Majors. Jestem przekonany, że nikt na świecie nie rozłożył ich na większe czynniki pierwsze, niż osoba, która właśnie o tym piszę.
Domyślam się, że dla części z Was moje teksty mogą być za długie. Może część w ogóle nie dociera do końca? Cóż ja mogę jednak począć? Nie chodzę na skróty i jeżeli czuję, że muszę Wam o czymś napisać, to z wielką chęcią to robię. Emocji z każdego takiego maratonu jest tak wiele, że nie jestem w stanie tego skrócić.
A jeżeli mowa o najważniejszym tekście w historii drogi do Tokio? Każdemu, kto mnie o to zapytam, od razu podam link do -> tego teksu.
Podsumowałem w nim 3 lata biegania z Magdaleną. To był bez wątpienia najlepszy biegowy okres w moim życiu.
Jeżeli macie chwilę, to zapraszam.
4. Kilka ciekawostek.
Wspomniałem już o tekście na stronie głównej Bieganie.pl. A co powiecie na wywiad dla Radia ZET zaraz po maratonie w Tokio?
Przed wylotem do Japonii udało mi się nawiązać kontakt z Beatą Sadowską. Umówiliśmy się, że zaraz po maratonie udzielę wywiadu dla ich audycji „Aktywnie Bardzo w Radiu Zet”.
Pamiętam, że zaraz po maratonie biegłem do hotelu jak poparzony, aby zdążyć odebrać telefon w pokoju hotelowym. Pamiętam też, że pomyliła mi się godzina tego wywiadu. Zmiana strefy czasowej zrobiła swoje i zamiast iść się umyć i coś zjeść, rozebrałem się do naga rzucając wszystkie mokre cichy do wanny i usiadłem przed telefonem. Mogli do mnie zadzwonić dosłownie w każdej chwili, a ja nie mogłem sobie pozwolić, aby to przegapić. No i tak siedziałem… ponad godzinę. Goły, nieumyty i zmęczony 😉
Na całe szczęście zadzwonili.
Przed Wami efekt tejże rozmowy:
Ale bardzo proszę nie wyobrażać sobie mnie nagiego, gdy udzielam wywiadu. Ok?
Pewnego dnia zadzwonili do mnie z TVP, abym się pojawił w „Kawie czy Herbacie” i opowiedział o bieganiu z wózkiem. Były to ciemne czasy, kiedy w TV królowała m.in. Danuta Holecka. Odpowiedziałem, że z miłą chęcią, ale jak te ciemne czasy się skończą. Zresztą ja, jako niekwestionowana gwiazda kampanii „Prowadzę, jestem trzeźwy”, w „Kawie czy herbacie” byłem w okolicy 2006 roku. Jakem:
Reklamę znajdziecie w linkach ww. poście. Specjalnie nie wrzucam jej tutaj, aby przypadkiem nie pozbawić Was wzroku i pozostałych zmysłów. Pamiętacie! Klikacie ją na własną odpowiedzialność!
Wcześniej wspomniałem o poczuciu humoru. Ci, którzy znają mnie prywatnie wiedzą, że nosi ono znamiona takiego typowego angielskiego poczucia humoru. Nie potrafię się śmiać z kabaretów i przepięknych dowcipów. Bawią mnie raczej żarty sytuacyjne. Historie irracjonalne z drugim, albo nawet trzecim dnem. Uważam, że humor nie powinien mieć tematów tabu. Już wystarczy, że w życiu mamy go coraz więcej.
Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie część tego mojego poczucia humoru znajdziecie od zawsze i na stronie i w mediach społecznościowych. Ponoć moje relacje z Bostonu rozbawiły nie jedną słodką buzię. Albo nawet chyba dwie.
Piszę tak jak czuję i wtedy, kiedy mam na to ochotę.
Bawiąc uczę, a ucząc bawię.
I od razu muszę dodać, że niejednokrotnie i tak się przy Was hamuję zaciągając ręczny. Nie wiem czy jesteście gotowi na całego ja. Ponoć jest to blog o bieganiu, więc niech tak zostanie 😉
A propos angielskiego poczucia humoru. Kojarzycie taki serial „Mała Brytania„? Albo „Mała Brytania w Ameryce„? Albo chociaż „Zapraszamy na pokład„? Jeżeli nie/tak, to kończąc chałkę z dżemem informuję, że to ja stoję za jedyną polską stroną o tych serialach, a także chyba jedną z niewielu na globie, która w dalszym ciągu funkcjonuje: www.littlebritain.pl
Tworząc ją wyrobiłem się jako blogowy „pisarz”. Zacząłem poznawać tajniki baz danych, instalacji wtyczek i grafiki komputerowej. Kilka razy nawet naprawiłem sobie Wodpressa. Tak zupełnie sam od siebie. Byłem z tego faktu niezmiernie dumny, gdyż mimo wszystko bliżej mi do humanisty, niż ścisłowca.
Nie wiem czy ta wiedza była Wam do czegoś potrzebna.
Całkiem prawdopodobnie, że niezbyt, ale i tak chciałem Wam o tym napisać.
5. Jestem influenserę!
I piszę to z całą odpowiedzialnością.
Już tłumaczę o co mi chodzi.
Wyjazdy do Stanów wyrobiły u mnie nawyk inicjowania rozmów z nieznajomymi. Bardzo często uskuteczniam tzw. small talk. Zagaduję ludzi na światłach, bądź w trakcie jakiegoś zbiegu. Jeżeli komuś to pasuje i odwzajemnia kontakt, to ok. Jeżeli nie, to po prostu biegnę sobie dalej i staram się nie przeszkadzać.
Nie jestem w tym nachalny. Po prostu uważam, że Polacy są w przeważającej większości pozamykani na drugiego człowieka. No bo przecież jak Cię nie znam, a Ty do mnie zagadujesz, to na bank coś chcesz! Nikt bez potrzeby tego nie robi! Co nie?
Ale już wracam do tematu. Niejednokrotnie było tak, że z luźnej rozmowy w trakcie treningu w Parku Śląskim, skończyło się na nieco dłuższej. Pamiętam, że kiedyś zagadałem pewną biegaczkę, która ma syna w moim wieku. Od słowa do słowa powiedziała mi, że biega od niedawna i sama zobaczy co z tego wyjdzie.
Spytałem ją o to, czy ma jakieś plany startowe. Odpowiedziała, że na razie o tym nie myśli. Poopowiadałem jej o półmaratonach i maratonach i nasze drogi się rozeszły.
Spotkałem ją kilka tygodni później i powiedziała, że przeze mnie zapisała się na maraton w Warszawie. Za kolejne kilka tygodni oznajmiła, że przebiegła całą trasę i jest z siebie niesamowicie dumna, bo nie spodziewała się, że w jej wieku będzie jej to jeszcze dane.
Wiecie co? Ja chyba byłem z niej bardziej dumny, niż ona sama. Wtedy poczułem, że mam moc, z której jeszcze wielokrotnie skorzystałem. Albo polecając coś komuś indywidualnie, albo stadnie – pisząc o tym na FB.
Nigdy nie polecałem Wam czegoś, z czego sam nie skorzystałem.
No i takim influenserem to ja mogę być i chyba jestem.
I mi to pasi.
6. Ile to wszystko jeszcze potrwa?
Odpowiedź na to pytanie jest jedna: będzie to trwało tak długo, jak długo będę przedłużał ważność domeny i miejsca na FTP.
A tak już całkiem serio. Zamierzam pisać najdłużej jak będę w stanie i na ile zdrowie mi pozwoli. Z każdym kolejnym rokiem czasu jest na wszystko jakby mniej. Ilość obowiązków czasami przytłacza i brakuje chwili na napisanie najprostszych tekstów. To dlatego kiedyś podsumowywałem każdy miniony miesiąc dokładnie po miesiącu, a nie tak jak od ponad roku – stadnie, w ramach podsumowania danego kwartału. Drogadotokio.pl i bieganie, to mimo wszystko tylko hobby. Życie rodzinne było i będzie dla mnie zawsze na pierwszym miejscu.
Jestem świadomy faktu, że nie będę żyć do nieskończoności („Wow Marku! Ależ odkrycie!” – dop. red.). Że z czasem mogą się pojawić kontuzje, bądź różnego rodzaju ograniczenia. Że… kiedyś pójdę na ostatni trening. Na wszystko przecież kiedyś przyjdzie czas. I na mnie i na Ciebie.
Czy dam radę napisać tekst podsumowujący 20 lat Drogadotokio.pl? Mogę Wam – ale przede wszystkim sobie i najbliższym – obiecać, że zrobię co w mojej mocy, aby się tak stało.
Moim celem nie są już życiówki, a dowiezienie się do końca w jak najlepszym zdrowiu. Co będzie, to czas pokaże, ale dbając o siebie minimalizuję różne dziadostwa, które bez tego ruchu mogłyby mnie nawiedzić. Przynajmniej statystycznie.
Tylko jeszcze, oprócz tego sportu, musiałbym porzucić cukier w słodyczach i Colę Zero i już wtedy w ogóle byłoby super. Ale przyznaję się bez bicia – cholernie ciężko mi to idzie…
Jeżeli dotrwałaś-/eś do końca tego tekstu, to bardzo Ci dziękuję.
Fajnie, że tu jesteś ♥
3 komentarze
No to teraz już poznałem prawie dogłębnie człowieka, który o 5:30 człapie mi pod oknami xD
Gratulacje dowiezienia 10 rocznicy, zaangażowania i wytrwałości.
Już wiem, że za kolejne 10 lat też będę czytał taki wpis.
Głośniejszy od Majki i tak chyba nie jestem, co nie? :/
Niee! Ja dzięki tobie nie musze patrzeć na zegarek ! Dziękuję!