„Nie każdy start musi być życiówką” – tak sobie pomyślałem kilka chwil po przekroczeniu mety krakowskiego maratonu. 4 tygodnie wcześniej to właśnie w Krakowie, w trakcie XII Półmaratonu Marzanny, udało mi się złamać 1:30 h. Sądziłem, że skoro półmaraton robię poniżej półtorej godziny, to dodam jeszcze raz tyle i 30 minut, a złamanie 3:30 h powinno być tylko formalnością. Co tu dużo pisać – no nie było.
Do Krakowa przyjechałem w sobotę wraz z Eweliną (ugościła nas nasza przyjaciółka Barbara – arigato!). Od razu skierowaliśmy się na stadion Wisły Kraków, aby odebrać pakiet startowy. Wszystko odbyło się bez najmniejszego problemu. Fajnie, że przy wyborze koszulki można było ją sobie najpierw przymierzyć. Mało który z organizatorów biegów podaje dokładne wymiary koszulek na etapie rejestracji (właściwie nie robi tego prawie nikt). Tak naprawdę nigdy nie wiesz, czy to co znajdziesz w pakiecie, będzie miało odpowiedni rozmiar. Nie ma nic gorszego, niż dobrze zaprojektowany tiszert, zbyt upięty w barach.
Targi EXPO usytuowano we wschodniej części stadionu. Kilkunastu wystawców sprzętu biegowego, kilku reprezentantów imprez biegowych i jeden wąski korytarzy, który je łączył. Wydaje mi się, że w trakcie mojego pierwszego maratonu w Krakowie w 2013 r., był zdecydowany większy wybór biegowego asortymentu.
No właśnie, w 2013 r. biegłem już w Krakowie i był to mój drugi maraton w życiu. Chciałem złamać 4 h, a ostatecznie na mecie zameldowałem się z czasem 4:16:07. Trasa była wtedy zdecydowanie bardziej urozmaicona. Tym razem na biegaczy czekały 2 pętle, wraz z tzw. agrafką w okolicach Błoni. To właśnie jej obawiałem się najbardziej. Nic nie działa na moją psychikę gorzej, niż nawroty na długich prostych. Okolice Błoni, w te działania, wpisują się niestety wręcz idealnie.
Opisując relację XII Półmaratonu Marzanny zwróciłem uwagę na niezbyt korzystną aurę. W dzień półmaratonu odczuwalna temperatura oscylowała poniżej zera. W trakcie maratonu było nieco lepiej. Co prawda temperatura była wyższa, ale miejscami wiatr skutecznie uprzykrzał życie. Start i meta znajdowały się na krakowskim rynku. Na zdecydowany plus zasługuje spora ilość kabin Toi-Toi. Dzięki temu kolejki do nich były krótkie i jeszcze kilka chwil przed biegiem można było bez problemu skorzystać z toalety. Ustawiłem się w swoim bloku startowym. Godzina 9:00 – strzał startera i ruszyłem po nową życiówkę. To znaczy, tak mi się jeszcze wtedy wydawało.
Plan był prosty: mieć za plecami pacemakerów na 3:30, w spokoju dotrzeć sobie do mety, a po biegu kupić sobie największy zestaw fast fooda w okolicy!
Na początku wszystko szło zgodnie z planem. Tętno w okolicach 173 przy prędkości ok. 4:50 min/km. Pierwsze 5 km pokonałem w czasie 24:18 zajmując 756 miejsce. Po chwili wbiegliśmy w aleje obok Błoni. Długie proste, których na początku się obawiałem, jakoś tak bardzo mnie nie zabolały. Znacznik na 10 km – 48:47 (806 miejsce).
Wkrótce skierowaliśmy się w stronę Wisły. Przez most Dębnicki wbiegliśmy w krótki tunel pod Rondem Grunwaldzkim. Na moim ciele pojawiły się pierwsze większe ciary tego poranka. Wszystko za sprawą grupy, która dopingowała biegaczy grając energicznie na bębnach. Ich dźwięk niósł się z daleka, a w samym tunelu robił niesamowite wrażenie. W takich chwilach człowiekowi wydaje się, że może wszystko. Klimat był wprost obłędny.
15 km – 1:12:50 (804 miejsce)
20 km – 1:37:11 (773 miejsce)
połówka – 1:42:48 (802 miejsce)
Kilka słów komentarza z mojej strony. Nie jestem ekspertem ale dla mnie to sprawa indywidualna – dla porównania podam swoje statystki:
1. Mój kilometraż w 2015 był niższy od Twojego (styczeń 180 km, luty 135 km, marzec 150 km)
2. Długich wybiegań – zero – najdłuższy bieg to 15 km
3. Interwałów, biegów z narastającą prędkością – zero
4. Życiówka poniżej 1:30 na połówce jak najbardziej powinna pozwolić złamać 3:30 w całym maratonie… Moja życiówka na połówce to 1:37 a w 14 Cracovia Maraton uzyskałem 3:32…
ps – dodam jeszcze że tętno na poziomie 173 dla mnie to kosmos – moje średnie wyniosło 153 uderzenia a i tak byłem „zajechany”…
Dzięki za Twoją wypowiedź!
No właśnie, wysokie tętno jest u mnie chyba jednym z największych problemów. Maksymalne wyznaczyłem sobie w zeszłym roku na dystansie 5 km. Jakieś kilkaset metrów przed metą wskoczyło na 201.
Może to też jakiś gorszy dzień? Sam nie wiem.
Szkoda, że kolejny sprawdzian dopiero na Silesia Marathon. Postaram się do niego sumiennie przygotować i zobaczymy co z tego wyjdzie 😉
Na badaniach wydolnościowych wyszło mi 179 ale w praktyce pewnie jest ok 185 (w badaniach obawiałem się że spadnę z bieżni :-D).
W trakcie maratonu mój max to raptem 162 uderzenia (a do 41 km nie przekroczyłem 160). Przy czym akurat ja jestem „nisko-tętnowcem” – spoczynkowe czasami mam nawet poniżej 45 uderzeń…
Hej! To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu 🙂 – naprawdę jestem nieźle zdziwiona, że mimo tak dobrych życiówek na pozostałych dystansach, nadal nie powiodło Ci się złamanie tych 3:30, co w zasadzie teoretycznie powinno być planem minimum, ale myślę, że zwiększenie kilometrażu oraz dodanie biegów w tempie progowym i maratońskim może być tutaj kluczem. Ostatnio pisałeś, że nie biegasz wg żadnego planu, tylko tak jak podpowiada Ci organizm i dzięki temu na przykład udało Ci się uzyskać obecną życiówkę w półmaratonie niewielkim kosztem treningowym – widać, za cenę złamania 3:30 (potem będziesz „łamać” już z górki ;)) musisz zapłacić już nieco większą cenę, ale jakże wielka będzie radość, gdy wbiegniesz na metę z czasem poniżej 3:30 – czego Ci życzę 🙂 Btw. strasznie dziwnie wygląda ta trasa maratonu w Krakowie na tej mapce.. chyba tak zawiłej jeszcze nie widziałam (przypomina jakiegoś psa, konia, żyrafę? albo nie wiem co 😛 )
Cześć!
Wielkie dzięki za Twój pierwszy wpis! 🙂
Mam nadzieję, że nie będzie ostatnim 😉
Złamanie 3:30 h to od dzisiaj plan, do którego zamierzam za wszelką cenę dążyć. Co ciekawe, w tempie maratońskim, a więc poniżej 5 min/km, biegałem przez ostatnie tygodnie. W takim tempie robiłem nawet 20 km wybiegania. Widocznie było ich zbyt mało.
Od wtorku zabieram się za konkretny trening 🙂 W październiku biegnę Silesia Marathon. Nie wiem czy uda się tam zejść poniżej 3:30 h z uwagi na dosyć trudną trasę. Zrobię co w mojej mocy.
Cześć 🙂
Dziwny ten Twój maraton, bo patrząc na pozostałe życiówki (szczególnie 21 km) powinna to być formalność. Ale być może splot okoliczności, o których piszesz sprawił, że gdzieś tam na drugiej połówce Cię zagięło. Być może zacząłeś też nieco za szybko. Ja jestem jednym z tego tysiąca, którzy gdzieś tam po drodze Cię „przelecieli” 😉
Ja zacząłem inaczej – wystartowałem za balonami na 3:30 i powoli je goniłem. Pierwszego balona (tzn. tego ostatniego) doszedłem na 5 km, które pokonałem w 25:08. 10 km w 50 min bez 2 sekund. Tak więc moja strategia była taka, by mieć lekką nadwyżkę nad balonami i biec po 5 min / km a po drodze starać się coś urywać.
Ostatecznie balony skończyły w 3:30:09 – nie wiem czy takie było zamierzenie, bo po fotach i wynikach widzę, że niektórzy biegacze, z którymi biegłem szmat czasu też mają podobne czasy więc trochę szkoda gdyby zabrakło im właśnie te 9 sek. Ja miałem tę nadwyżkę ze startu (ok. 50 sek) i udało się ją do mety dowieźć. Choć nie ukrywam – było ciężko na ostatnich 12 km. A już 41-42 km to walka z pojawiającym się skurczem łydki, balansowałem więc na granicy. Do następnego maratonu trzeba się jeszcze lepiej przygotować.
Pozdrawiam
Cześć!
Dzięki za Twój wpis 🙂
No właśnie – na kalkulatorze wszystko się zgadzało. Rzeczywistość brutalnie to jednak zweryfikowała 😉 Może, gdybym kilka tygodni wcześniej gorzej pobiegł półmaraton, miałbym więcej pokory dla łamania 3:30 h. Kto to wie?
Mam podobne odczucia do Twoich -> trzeba się jeszcze lepiej przygotować. Moim marzeniem jest pokonywać maratony w taki sposób, w jaki teraz robię to z połówkami, a więc na luzie i bez jakichkolwiek oznak słabości. Mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda.
No i zauważyłem też pewną zależność: maratony z najlepszymi czasami, emocjami i z mocą w zapasie, pokonałem poza granicami kraju 🙂
Dziękuję 🙂
Na tyle się czułem, na tyle trenowałem aczkolwiek wiem, że miałem braki (oszukiwane długie wybiegania, mało biegów ciągłych, progowych….) stąd słabość w końcówce i balansowanie na granicy skurczu. Ale dociągnąłem do mety.
Teraz przygotowania do Berlina. Budujące jest to, co piszesz o maratonach zagranicznych. Może tam uda się nabiegać jeszcze lepszy wynik. W końcu trasa w Berlinie jest „rekordowa” 😉
Za granicą dochodzi niesamowita atmosfera od początku, do samego końca. Kilkaset tysięcy kibiców robi swoje! 🙂
Tak z ciekawości: jak wyglądał Twój miesięczny kilometraż w od stycznia do marca?
Powiedzmy że sezon 2014 zakończyłem w listopadzie i zrobiłem krótką przerwę (niecałe 2 tygodnie). Od początku grudnia zacząłem tuptać z myślą o Cracovii. Wyglądało to tak: grudzień – 209 km, styczeń – 222 km, luty – 222 km, marzec – 229 km. Kwiecień (stan na dziś) – 136 km.
Tu link do mojego ENDO: https://www.endomondo.com/profile/12913379
17 komentarzy
Kilka słów komentarza z mojej strony. Nie jestem ekspertem ale dla mnie to sprawa indywidualna – dla porównania podam swoje statystki:
1. Mój kilometraż w 2015 był niższy od Twojego (styczeń 180 km, luty 135 km, marzec 150 km)
2. Długich wybiegań – zero – najdłuższy bieg to 15 km
3. Interwałów, biegów z narastającą prędkością – zero
4. Życiówka poniżej 1:30 na połówce jak najbardziej powinna pozwolić złamać 3:30 w całym maratonie… Moja życiówka na połówce to 1:37 a w 14 Cracovia Maraton uzyskałem 3:32…
ps – dodam jeszcze że tętno na poziomie 173 dla mnie to kosmos – moje średnie wyniosło 153 uderzenia a i tak byłem „zajechany”…
Dzięki za Twoją wypowiedź!
No właśnie, wysokie tętno jest u mnie chyba jednym z największych problemów. Maksymalne wyznaczyłem sobie w zeszłym roku na dystansie 5 km. Jakieś kilkaset metrów przed metą wskoczyło na 201.
Może to też jakiś gorszy dzień? Sam nie wiem.
Szkoda, że kolejny sprawdzian dopiero na Silesia Marathon. Postaram się do niego sumiennie przygotować i zobaczymy co z tego wyjdzie 😉
Na badaniach wydolnościowych wyszło mi 179 ale w praktyce pewnie jest ok 185 (w badaniach obawiałem się że spadnę z bieżni :-D).
W trakcie maratonu mój max to raptem 162 uderzenia (a do 41 km nie przekroczyłem 160). Przy czym akurat ja jestem „nisko-tętnowcem” – spoczynkowe czasami mam nawet poniżej 45 uderzeń…
Też kiedyś myślałem, aby sobie zrobić takie badania. Ile mniej więcej coś takiego kosztuje?
załączam link z oferta firmy gdzie robiłem swoje
http://www.4sportlab.pl/badania-wydolnosciowe.html
Danke! 🙂
ja się tak powoli toczyłam, że już kanapek nie doczekałam 🙁
ale i tak wspominam miło. to był mój pierwszy maraton.
Po pierwsze: gratuluję debiutu! 🙂
Dobrze, że miło go wspominasz. Rozumiem, że już planujesz kolejny? 😉
To w sumie dziwne, że nie kanapek nie wystarczyło dla wszystkich :/
Hej! To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu 🙂 – naprawdę jestem nieźle zdziwiona, że mimo tak dobrych życiówek na pozostałych dystansach, nadal nie powiodło Ci się złamanie tych 3:30, co w zasadzie teoretycznie powinno być planem minimum, ale myślę, że zwiększenie kilometrażu oraz dodanie biegów w tempie progowym i maratońskim może być tutaj kluczem. Ostatnio pisałeś, że nie biegasz wg żadnego planu, tylko tak jak podpowiada Ci organizm i dzięki temu na przykład udało Ci się uzyskać obecną życiówkę w półmaratonie niewielkim kosztem treningowym – widać, za cenę złamania 3:30 (potem będziesz „łamać” już z górki ;)) musisz zapłacić już nieco większą cenę, ale jakże wielka będzie radość, gdy wbiegniesz na metę z czasem poniżej 3:30 – czego Ci życzę 🙂 Btw. strasznie dziwnie wygląda ta trasa maratonu w Krakowie na tej mapce.. chyba tak zawiłej jeszcze nie widziałam (przypomina jakiegoś psa, konia, żyrafę? albo nie wiem co 😛 )
Cześć!
Wielkie dzięki za Twój pierwszy wpis! 🙂
Mam nadzieję, że nie będzie ostatnim 😉
Złamanie 3:30 h to od dzisiaj plan, do którego zamierzam za wszelką cenę dążyć. Co ciekawe, w tempie maratońskim, a więc poniżej 5 min/km, biegałem przez ostatnie tygodnie. W takim tempie robiłem nawet 20 km wybiegania. Widocznie było ich zbyt mało.
Od wtorku zabieram się za konkretny trening 🙂 W październiku biegnę Silesia Marathon. Nie wiem czy uda się tam zejść poniżej 3:30 h z uwagi na dosyć trudną trasę. Zrobię co w mojej mocy.
Teraz to ja mam ciary 🙂 Dzięki! Pozdrawia surdzistka z Sorrir Por Favor 🙂
To przez Was się wzruszyłem wybiegając z tunelu! To Wasza sprawka! 🙂
DZIĘKI ZA DOPING!
Czy na drugi raz możecie stać co kilometr? :/
Miałbym pewną życiówkę! 😉
Cześć 🙂
Dziwny ten Twój maraton, bo patrząc na pozostałe życiówki (szczególnie 21 km) powinna to być formalność. Ale być może splot okoliczności, o których piszesz sprawił, że gdzieś tam na drugiej połówce Cię zagięło. Być może zacząłeś też nieco za szybko. Ja jestem jednym z tego tysiąca, którzy gdzieś tam po drodze Cię „przelecieli” 😉
Ja zacząłem inaczej – wystartowałem za balonami na 3:30 i powoli je goniłem. Pierwszego balona (tzn. tego ostatniego) doszedłem na 5 km, które pokonałem w 25:08. 10 km w 50 min bez 2 sekund. Tak więc moja strategia była taka, by mieć lekką nadwyżkę nad balonami i biec po 5 min / km a po drodze starać się coś urywać.
Ostatecznie balony skończyły w 3:30:09 – nie wiem czy takie było zamierzenie, bo po fotach i wynikach widzę, że niektórzy biegacze, z którymi biegłem szmat czasu też mają podobne czasy więc trochę szkoda gdyby zabrakło im właśnie te 9 sek. Ja miałem tę nadwyżkę ze startu (ok. 50 sek) i udało się ją do mety dowieźć. Choć nie ukrywam – było ciężko na ostatnich 12 km. A już 41-42 km to walka z pojawiającym się skurczem łydki, balansowałem więc na granicy. Do następnego maratonu trzeba się jeszcze lepiej przygotować.
Pozdrawiam
Cześć!
Dzięki za Twój wpis 🙂
No właśnie – na kalkulatorze wszystko się zgadzało. Rzeczywistość brutalnie to jednak zweryfikowała 😉 Może, gdybym kilka tygodni wcześniej gorzej pobiegł półmaraton, miałbym więcej pokory dla łamania 3:30 h. Kto to wie?
Mam podobne odczucia do Twoich -> trzeba się jeszcze lepiej przygotować. Moim marzeniem jest pokonywać maratony w taki sposób, w jaki teraz robię to z połówkami, a więc na luzie i bez jakichkolwiek oznak słabości. Mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda.
No i zauważyłem też pewną zależność: maratony z najlepszymi czasami, emocjami i z mocą w zapasie, pokonałem poza granicami kraju 🙂
W Polsce idzie mi tak sobie 😉
Gratuluję złamania 3:30h! 🙂
Dziękuję 🙂
Na tyle się czułem, na tyle trenowałem aczkolwiek wiem, że miałem braki (oszukiwane długie wybiegania, mało biegów ciągłych, progowych….) stąd słabość w końcówce i balansowanie na granicy skurczu. Ale dociągnąłem do mety.
Teraz przygotowania do Berlina. Budujące jest to, co piszesz o maratonach zagranicznych. Może tam uda się nabiegać jeszcze lepszy wynik. W końcu trasa w Berlinie jest „rekordowa” 😉
Za granicą dochodzi niesamowita atmosfera od początku, do samego końca. Kilkaset tysięcy kibiców robi swoje! 🙂
Tak z ciekawości: jak wyglądał Twój miesięczny kilometraż w od stycznia do marca?
Powiedzmy że sezon 2014 zakończyłem w listopadzie i zrobiłem krótką przerwę (niecałe 2 tygodnie). Od początku grudnia zacząłem tuptać z myślą o Cracovii. Wyglądało to tak: grudzień – 209 km, styczeń – 222 km, luty – 222 km, marzec – 229 km. Kwiecień (stan na dziś) – 136 km.
Tu link do mojego ENDO: https://www.endomondo.com/profile/12913379