Dziesięć dni temu minął luty. Miesiąc, w którym naprawdę wiele zmieniło się w moim życiu. Czas na jego podsumowanie. Wyjątkowo nie zacznę od ilości pokonanych przeze mnie kilometrów.
1. Mam córkę!
26 lutego 2015 r., po kilkudziesięciu godzinach podróży z Japonii, wylądowałem na lotnisku w Pyrzowicach. Pamiętam, że byłem cholernie zmęczony. Zazwyczaj w trakcie startu ze zdenerwowania wbijam paznokcie w fotel bądź pobliskie kolano współpasażera. W trakcie lotu z Frankfurtu do Katowic od razu zasnąłem. Nigdy, przenigdy bym się nie spodziewał tego, że dokładnie rok później będę równie wykończony. Tym razem w grę nie wchodził opóźniony lot z Tokio czy długie oczekiwanie na samolot w Niemczech. 16 h spędziłem na parapecie jednej z katowickich porodówek. Z uwagi na panującą grypę, z porodu rodzinnego nic nie wyszło. Może inaczej – to ja miałem wyjść i się ulotnić. Oczywiście z decyzją personelu jak najbardziej się zgadzam.
Dwa dni później mogłem ją wreszcie zobaczyć na żywo. Wiem, że od tego momentu w moim życiu pojawił się zupełnie nowy motywator. Taki na co dzień i od święta. Na pierwszy trening poszedłem po siedmiu dniach. Nawet nie wiem kiedy zrobiłem te 10 km. Średniego tempa 4:19 min/km w ogóle nie odczułem. Wiem, że to jeszcze trochę potrwa, ale z wielką chęcią już teraz włożyłbym ją do wózka biegowego (którego jeszcze nie mam) i wziął na wspólny trening.
Już nie mogę się tego doczekać!
2. Kilometraż.
W lutym przebiegłem 125 km. Treningów było niewiele, bo tylko dziewięć. Na więcej niestety nie wystarczyło mi czasu.
Udało mi się zrobić zaledwie 2 treningi na dystansie 20 km. Reszta to kilka piętnastek i dych. Wysokie średnie tempo nadal mnie zaskakuje. Nigdy nie weszło powyżej 5 min/km. Kilka miesięcy wcześniej było to nie do pomyślenia.
3. O.S.T.R.
Luty to miesiąc niespodzianek. Po 3 latach wróciłem do biegania z muzyką. Zaczęło się niepozornie, bo od nowej płyty Kanye Westa. Nie wiem czy spory szum przed jej wydaniem jest wprost proporcjonalny do jej rzekomej „epickości”. Wiem natomiast, że kilka utworów idealnie nadaje się do długich wybiegań.
Co tam Kanye. Mój mięsień sercowy skradła płyta O.S.T.R. – „Podróż zwana życiem”. Nadaje się idealnie na spokojne treningi i na takie o o wiele szybszym tempie. Słucham jej od kilku tygodni i przestać nie potrafię. Polecam!
Kilkanaście dni temu wyszła jego nowa płyta: „Życie po śmierci”.
Równie genialna rzecz.
2 komentarze
Fantastycznie! Gratuluję! I Tobie i mamie i córeczce. 🙂
Dziękujemy! 🙂